Kupno obligacji korporacyjnych może spowodować bolesne straty. To nie jest bezpieczny sposób pomnażania oszczędności
Do Rzecznika Finansowego napływają częste skargi od osób, które straciły pieniądze zainwestowane w obligacje korporacyjne – czyli emitowane przez różne przedsiębiorstwa.
Problem dotyczy wszystkich – i wytrawnych inwestorów szukających okazji do na pozór łatwego zarobku, i osób starszych, nabranych przez różnych nieuczciwych doradców, obiecujących im kłamliwie złote góry jeśli zrezygnują z bezpiecznych ale niedochodowych lokat bankowych i wszystko co mają to zamienią na obligacje różnych firm. A nie każdy, jak bohater wiersza Brzechwy, dostanie po dziadku cztery domy w spadku.
Obywatelu! Żądaj testu adekwatności!
W przypadku seniorów problem jest szczególnie dotkliwy. Doradcy z banków i różnych instytucji finansowych często proponują im tzw. „konwersję” dotychczasowej tradycyjnej lokaty – czyli zakup obligacji korporacyjnych za oszczędności. Wysokie zyski ma przynosić zwłaszcza inwestycja w fundusze, lokujące środki właśnie w obligacje korporacyjne.
Starsze osoby słysząc słowo „obligacja” mają zwykle w pamięci obligacje Skarbu Państwa, które były i są uznawane jako jeden z najbezpieczniejszych rodzajów inwestycji. Tymczasem inwestują w niepewne obligacje korporacyjne, które nie dają żadnej gwarancji zwrotu (bo już nie pomnożenia) kapitału.
Ludzie skarżą się więc do Rzecznika Finansowego, mającego bronić ich interesów, ale odchodza z niczym. Rzecznik ma im bowiem do zaproponowania tylko kompletnie niezrozumiałą radę, jakiej udziela Agnieszka Wachnicka, dyrektor Wydziału Klienta Rynku Bankowo-Kapitałowego w Biurze Rzecznika Finansowego.
Pani dyrektor mówi tak: „Podmiot oferujący zaangażowanie kapitału w fundusze inwestycyjne czy obligacje korporacyjne, powinien przeprowadzić tzw. „test odpowiedniości”. Może to pozwolić niejednemu inwestorowi uniknąć pochopnej i nietrafnej decyzji inwestycyjnej. Klientów zachęcamy do samodzielnego wypełnienia takiego dokumentu. W przypadku ewentualnego sporu, test adekwatności może pozwolić na weryfikację, czy zaoferowany klientowi produkt rzeczywiście odpowiadał jego potrzebom i uwzględniał jego wiedzę na temat tego produktu”
Wolne żarty! Rzeczywiście, dla ludzi starszych, namawianych do kupna obligacji, samodzielne wypełnienie „testu adekwatności” to bułka z masłem. I oczywiście wszyscy oni doskonale wiedzą, jak taki test adekwatności powinien wyglądać, oraz umieją się o niego skutecznie upomnieć, fachowo dyskutując z „podmiotem oferującym zaangażowanie kapitału w fundusze inwestycyjne czy obligacje korporacyjne”.
A swoją drogą szkoda, że pani dyrektor Agnieszka Wachnicka ma tak duże kłopoty z opanowaniem sztuki wysławiania się po ludzku, w sposób zrozumiały dla ogółu.
Omijajmy z daleka
W każdym razie, powinniśmy wiedzieć, że w razie jakichś kłopotów z odzyskaniem pieniędzy utopionych w obligacjach korporacyjnych, Rzecznik Finansowy umywa ręce.
Tyle da się jeszcze zrozumieć z kolejnej enuncjacji dyrektor Agnieszki Wachnickiej, która oświadcza: „Możemy interweniować, jeśli jest to inwestycja opakowana w fundusz inwestycyjny czy produkt strukturyzowany oferowany przez ubezpieczyciela, bank czy bezpośrednio TFI. W przypadku ekskluzywnych ofert, skierowanych do wąskiego grona inwestorów bezpośrednio przez emitenta obligacji, możliwości RF są ograniczone. Zwykle emitent obligacji korporacyjnych nie będzie podmiotem rynku finansowego, więc nie podlega podlegającym reżimowi ustawy o rozpatrywaniu reklamacji przez podmioty rynku finansowego i o Rzeczniku Finansowym”.
Tak więc, gdy emitent obligacji „nie podlega podlegającym reżimowi ustawy o rozpatrywaniu reklamacji przez podmioty rynku finansowego”, to Rzecznik Finansowy może mu nakukać.
Wniosek z tego wszystkiego płynie jeden: Jeśli nie chcecie stracić kasy, lepiej omijajcie obligacje korporacyjne z daleka.