Wykupienie ubezpieczenia dla ucznia nie jest obowiązkowe – przypomina Rzecznik Finansowy. Rodzic, który zamierza to uczynić, powinien dobrze zorientować się, jaką ochronę dla dziecka gwarantuje polisa.
Zapewne rację miał premier Włodzimierz Cimoszewicz mówiąc 20 lat temu do powodzian: „Trzeba było się ubezpieczyć”.
Warto jednak zwrócić uwagę, jakie ma to być ubezpieczenie i przed czym powinno chronić?
Potrzeba informacji
To pytanie nabiera aktualności dokładnie teraz, gdy jak co roku rodzice dzieci w szkołach dostają informację o konieczności przyniesienia na przykład 50 zł na ubezpieczenie szkolne.
Dobrze bowiem mieć świadomość za co tak naprawdę płacimy, żeby uniknąć rozczarowania wysokością odszkodowania po ewentualnym (odpukać) wypadku dziecka.
Jak sygnalizuje biuro Rzecznika Finansowego, jest wiele osób dzwoniących lub piszących do Rzecznika Finansowego z prośbą o poradę dotyczącą szkolnego ubezpieczenia od następstw nieszczęśliwych wypadków – gdyż bardzo często są oni rozczarowani wysokością wypłacanego świadczenia.
– Przygotowywane dziś materiały marketingowe obiecują często zbyt wiele w stosunku do rzeczywistego zakresu ubezpieczenia. Kuszą atrakcyjnie brzmiącymi opcjami np. wypłatami za ukąszenie przez osę. Nie zawsze znajdziemy w nich informację o warunkach, jakie trzeba spełnić, żeby świadczenie dostać i ile ono wyniesie. Dlatego apelujemy do rodziców, żeby zapoznawali się z warunkami umowy, zanim zapłacą składkę. Powinna ona być dostępna w szkole, czy to w formie papierowej czy elektronicznej – mówi dyr. Krystyna Krawczyk z biura Rzecznika Finansowego.
Niskie składki, niskie wypłaty
Składka na wspomnianym poziomie 50 zł rocznie, to przeciętnie nieco ponad 4 zł za każdy miesiąc ochrony ubezpieczeniowej. Za taką kwotę nie należy spodziewać się wysokich wypłat w razie wypadku dziecka.
Trzeba pamiętać, że wpisana w materiałach reklamowych suma ubezpieczenia w wysokości 10 tys. zł to maksymalna kwota świadczenia. Tę kwotę można otrzymać z takiej polisy w razie śmierci dziecka lub jego trwałego całkowitego inwalidztwa.
W większości przypadków, gdy ma miejsce zgłoszenie szkód z takich polis, chodzi na szczęście o drobniejsze urazy typu skręcenie nogi czy ręki. Wtedy wypłata stanowi określony procent tej głównej sumy ubezpieczenia. W praktyce często to symboliczne kwoty rzędu 70-150 zł.
Warunki trudne do spełnienia
– Warto też mieć świadomość, że te umowy w większości przewidują wypłaty tylko w przypadku stwierdzenia tzw. trwałego uszczerbku na zdrowiu. Zwykle za taki są uznawane uszkodzenia ciała, które są trwałe i nie rokują poprawy. A wiele urazów np. stłuczeń, zwichnięć czy złamań, nie powoduje trwałego uszczerbku i zakłady ubezpieczeń odmawiają wtedy wypłaty – zwraca uwagę Krystyna Krawczyk.
W części umów można wprawdzie znaleźć obietnicę, niemal symbolicznej wprawdzie wypłaty, również za urazy, które nie skutkują trwałym uszczerbkiem. Tu jednak, nawet otrzymanie takich niewielkich kwot bywa uzależnione od spełnienia wielu warunków.
Część umów przewiduje wypłatę w razie pogryzienia przez psa, pokąsania, ukąszenia czy użądlenia. Przy czym najczęściej jest to 1 proc sumy ubezpieczenia, co przekłada się na około 100 zł wypłaty.
– Jednak, żeby taką kwotę otrzymać, dziecko na skutek takiego pogryzienia czy ukąszenia musi trafić na przynajmniej 2 dni do szpitala. Niestety materiały marketingowe nie zawsze wspominają o tym wymogu – zwraca uwagę Aleksander Daszewski, radca prawny w Biurze Rzecznika.
Pojawiające się zaś niekiedy ubezpieczenie od użądlenia przez osę to już w ogóle jest lipa, bo towarzystwo wypłaci odszkodowanie wtedy, jeśli udowodni mu się, że dziecko rzeczywiście zostało ukąszone przez osę, a nie przez innego owada uzbrojonego w żądło – co jest oczywiście praktycznie niemożliwe.
Reklamowe bajania
Rozmaite ograniczenia są też stosowane w innych wariantach, atrakcyjnie brzmiących w ulotkach promocyjnych.
Na przykład wypłaty dziennego świadczenia szpitalnego, są realizowane dopiero przy pobytach dłuższych niż jeden – dwa dni, ale ubezpieczyciel wypłaca świadczenie maksymalnie za 20-30 dni pobytu w szpitalu, nie więcej (inna sprawa że ponad miesięczne pobyty w szpitalach w wyniku szkolnych urazów zdarzają się niezmiernie rzadko).
Fajnie na pozór wygląda świadczenie z tytułu kosztów korepetycji. Bywa ono jednak wypłacane dopiero gdy dziecka nie ma w szkole ponad 14 dni, lecz tylko za okres nieobecności nie dłuższy niż 35 dni szkolnych.
Eksperci Rzecznika Finansowego wskazują też, że na szczegóły umowy powinni uważać rodzice, których dzieci uczęszczają na sportowe zajęcia dodatkowe.
– Należy upewnić się, że ubezpieczenie szkolne od następstw nieszczęśliwych wypadków obejmie również wypadki w czasie tzw szkolnego koła sportowego, czy innych zajęć pozalekcyjnych. Część umów standardowo obejmuje tylko urazy powstałe w szkole, w czasie lekcji W-F. To efekt tego, że niektóre umowy definiują SKS czy uczestnictwo dziecka w różnego rodzaju turniejach czy zawodach jako wyczynowe, zawodowe lub profesjonalne uprawnianie sportu – mówi Aleksander Daszewski.
Ile bierze szkoła?
Należy zapoznać się także z definicjami sportów tzw. wysokiego ryzyka czy ekstremalnych, które to pojęcie jest stosowane przez towarzystwa ubezpieczeniowe bardzo rozciągliwie.
– Można tam znaleźć wyłączenie odpowiedzialności np. za urazy powstałe w trakcie treningu sportów walki np. judo czy karate. Może też się zdarzyć, że nie dostaniemy też wypłaty, jeśli dziecko złamie sobie rękę jeżdżąc na rowerze, rolkach czy deskorolce na coraz popularniejszych specjalnie przygotowanych rampach czy – jak to bywa zapisane w Ogólnych Warunkach Umów – terenie naturalnym obfitującym w przeszkody – podkreśla Aleksander Daszewski.
Urząd Rzecznika Finansowego zachęca też rodziców do większej kontroli rozliczeń między szkołą, a ubezpieczycielem odnośnie różnego rodzaju dotacji czy upustów na ubezpieczenie szkoły lub personelu.
– Przypominam, że od 1 kwietnia 2016 r., ubezpieczający, czyli szkoła nie może otrzymywać wynagrodzenia lub innych korzyści w związku z oferowaniem możliwości skorzystania z ochrony ubezpieczeniowej lub czynnościami związanymi z wykonywaniem umowy ubezpieczenia. Tymczasem wciąż otrzymujemy sygnały o różnego rodzaju przepływach finansowych na rzecz szkoły czy Rady Rodziców, sięgających 20-30 proc zebranej składki. Pytanie czy rodzice mają świadomość, że z 51 zł ich składki, 34 zł jest przeznaczone na ochronę, a 17 zł stanowi dofinansowanie szkoły? – dodaje Aleksander Daszewski.
Nic nie musimy
Wiedząc już o zasadach rządzących takimi umowami i związanych z nimi ograniczeniach, warto mieć świadomość, że decyzja o zawarciu umowy ubezpieczenia szkolnego umowy należy wyłącznie do rodzica.
– Wciąż pokutuje mit o obowiązkowości takiego ubezpieczenia. Tymczasem jedyną obligatoryjną umową jest ubezpieczenie następstw nieszczęśliwych wypadków i kosztów leczenia uczniów wyjeżdzających na zagraniczną wycieczkę – przypomina Krystyna Krawczyk.
Jednocześnie, biuro Rzecznika Finansowego apeluje o większe zaangażowanie rodziców w wybór ubezpieczenia na kolejny rok – lub skorzystanie z usług fachowca, na przyklad brokera ubezpieczeniowego.
Presja ze strony rodziców może bowiem wpłynąć na zmianę warunków takich umów, by stały się bardziej satysfakcjonujące dla klientów.
To oczywiście dobrze, ze istnieje takie powszechne ubezpieczenie i dzieci mają do dyspozycji jakąkolwiek ochronę ubezpieczeniową. Wydaje się jednak, że konstrukcja tych polis wymaga szeregu zmian, żeby zapewniały one rzeczywiste wsparcie w razie nieszczęśliwego wypadku.