Państwowy Instytut Wydawniczy przypomniał ostatnio, serią edycji, twórczość pisarską Hermana Melville. Ukazały się wybory jego nowel i opowiadań, powieściowe opus magnum „Moby Dick”, minipowieści „Taipi” i „Billy Budd”, opatrzone cennymi, analitycznymi wstępami i posłowiami. To bardzo dobry pomysł, jako że Melville, amerykański pisarz dziewiętnastowieczny jawi się dziś jako twórca o bardzo współczesnym brzmieniu i sensach.
Dokonane w latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych XX wieku ekranizacje dwóch najsłynniejszych utworów Melville’a, „Moby Dicka” i „Billy Budda” umieściły je na gatunkowej półce barwnych, przygodowych opowieści marynistycznych, co było formą najbardziej powierzchownej, naskórkowej klasyfikacji. Jednak współczesna lektura i analiza prozy Melville’a uzmysłowiła wielu czytelnikom głębię artystyczną, egzystencjalną, filozoficzną, społeczną i psychologiczną jego twórczości.
„Melville. Ostatki tożsamości”
Cennym dopełnieniem piwowskiej edycji dzieł Melville’a jest zbiór poświęconych tej prozie esejów i szkiców Adama Lipszyca zatytułowany „Melville. Ostatki tożsamości”. „Przygląda się Lipszyc arcybogatej twórczości Melville’a z różnych stron, okiem świeżym i czujnym. A to opukuje rozmaite Melville’owskie utwory, by wydobyć na jaw zasadnicze dla nich doświadczenie metafizyczne, a to analizuje je w porządku chronologicznym, to znów bierze pod lupę kilka naraz i śledzi konkretny motyw, który domyka wcześniejsze rozważania”. Przed próbą przybliżenia sposobu, w jaki Lipszyc wypreparowuje z prozy Mellville’a jej różnorakie sensy, w tym sensy najbardziej współczesne, wypada, w intencji lojalności w stosunku do czytelników, przywołać sformułowanie Lipszyca o „przemocy interpretacyjnej”, zawarte w szkicu „Spektakl unicestwienia”.
Nie sądzę, by był to wyraz finezyjnej autoironii krytyka, ale przyjęcie takiego założenia może być punktem interesujących rozważań wokół efektów procesu interpretacji. Interpretacje Lipszyca mają bowiem na tyle duży ciężar gatunkowy, wnikliwość i atrakcyjność, że najbardziej nawet samodzielny czytelnik może ulec pokusie przyjęcia ich za pewnik, za jedyny możliwy kąt oświetlenia prozy autora „Moby Dicka”.
A przecież interpretacje Lipszyca, acz bardzo atrakcyjne intelektualnie, są w końcu jego autorskimi, a więc subiektywnymi interpretacjami i nie unieważniają a priori innych odczytań. Wystarczy przypomnieć przywołane przez samego Lipszyca „hałdy komentarzy” poświęconych opowiadaniu „Bartleby”. Rzadki fenomen polegający na ogromnej liczbie analiz, interpretacji, komentarzy, jakie poświęcono temu skromnemu na pozór opowiadaniu, pokazuje – poza samą jego treścią – jak subiektywnym procesem myślowym jest odbiór utworu literackiego, jak różne sensy mogą z niego wydobywać indywidualne podmioty czytelnicze i krytyczne.
Jak ten literaturoznawca i krytyk Lipszyc postrzega sensy prozy Melville’a? Aby się o tym przekonać trzeba zapoznać się z całością zbioru jego szkiców analitycznych, jednak sporo kwestii odsłania jego autorska przedmowa. W jego wstępnych passusach dotyka jednego z kluczowych znaków rozpoznawczych prozy Melville’a, jakim jest występowanie w niej często „niepojętych” obiektów, których funkcję rzadko jednak objaśnić można za pośrednictwem niezbyt przecież złożonej logiki, jak rządzi męską fascynacją”.
„bardzo dziwne, zagadkowe przedmioty”
Owe niepojęte przedmioty pojawiające się u Melville’a, to „bardzo dziwne, zagadkowe przedmioty”, rozmaite „niepojęte stożki”, dziwne i zagadkowe kominy, tajemnicze stoliki, figury bożków, itp. Obiekty te często budzą u postaci Melville’a co najmniej zainteresowanie, ale także niepokój, nawet lęk. „Dziwne” i tajemnicze bywają w tej prozie nie tylko przedmioty, także ludzie., „dziwni marynarze (…) osobliwi pracownicy nowojorskich biur”, wzbudzając niepokój, lęk, erotyczne impulsy, agresję itd. Reakcje, jakie wiążą się z postrzeganiem tych przedmiotów wiążą się ściśle z „kryzysem suwerennego podmiotu”, czyli człowieka je obserwującego, który traci panowanie nad nimi i niesionymi przez nie znaczeniami. I właśnie ów kryzys jest, w ujęciu Lipszyca, „jest jednym z wielkich tematów twórczości Melville’a”. Ilustrując to na przykładzie głównych postaci z powieści „Moby Dick”, kapitana Ahaba i Izmaela, Lipszyc postrzega w tym pierwszym „emblematyczną figurę rozszczepienia podmiotu przez zewnętrzną rzecz – rozszczepieniu urzeczywistniającego się wobec konfrontacji z dziwnym obiektem (…)”.
Melville’a fascynowała kwestia wytracania przez podmiot ludzki wcześniejszej tożsamości, postrzeganej przez niego jako kategoria zmienna, ruchoma, względna, którą zastępuje „gra masek, wcieleń i przybranych imion”. W pokazaniu tego fenomenu bardzo pomogła Melville’owi „marynistyczna”, podróżnicza tematyka części jego utworów, to, że ich bohaterami są marynarze. „To ludzie w podróży, którzy kiedyś wyszli z portu zadanych tożsamości i musieli zderzyć się z innością – obcych kultur i samego oceanu – zauważa Lipszyc – Teraz już nie potrafią, ale tez nie bardzo chcą wrócić do domu, a kiedy jednak wracają, nie przestają odczuwać kołysania w swoim wnętrzu. Ci ludzie to awatary i półsobowtóry pisarza, czyli – zgodnie z definicją – Melville’a – człowieka „dryfującego w samym sobie”, eksperymentującego z własną świadomością, ze swoim „podróżującym „ja” i umownym charakterem dotychczasowych identyfikacji.
Kryzys tożsamości
Trudno zresztą wskazać początkowy punkt tak pojętego kryzysu tożsamości: czy wszystko zaczyna się wtedy, gdy dokądś wyrusza, czy wtedy, gdy zaczyna się o tym pisać?”. Odnosząc się nie do pisarza, lecz do stworzonych przez niego postaci Lipszyc zwraca uwagę, że „jego bohaterowie o zawieszonych, pseudonimowych, spektralnych tożsamościach, choć z reguły melancholijni i udręczeni (…) potrafią mimo wszystko przetrwać”.
Lipszyc podkreśla jednocześnie, że medytacje pisarza nad kryzysem i metamorfozami tożsamości, nad „bezsubstancjalnością naszego „ja”, nie dokonują się w pustce, w próżni, lecz w konkretnym kontekście politycznym i społecznym, a są w nim zwyrodnienia kolonializmu amerykańskiego, wyzysk i eksploatacja kolonizowanych i przyrody oraz imperializm.
Melville potępia te zjawiska z pozycji piewcy wolności i wroga przemocy dokonywanej przez władzę. „Fascynują go nie tylko dylematy podmiotowości dochodzące do głosu w duszach władców, kapitanów, oficerów czy szeregowych marynarzy, lecz także mikrostruktury polityczne tworzące się na statkach i polinezyjskich wyspach – a obie te fascynacje splatają się dlań w jeden temat”.
Filozoficzny namysł nad „konstytucją podmiotu ludzkiego”
Melville’a fascynowały też zagadnienia metafizyczne, ale nade wszystko uprawiał on filozoficzny namysł nad „konstytucją podmiotu ludzkiego”. Wymienia też takich myślicieli, w rozmowę z którymi wchodzi proza Melville’a: Waltera Benjamina, Carla Schmitta, Michela Foucault, Zygmunta Freuda, Jacquesa Lacana i innych. Postrzega go też jako „namiętnego badacza rozszczepień i zawikłań duszy ludzkiej”, prekursora rozpoznania zjawisk, które wiele dziesięcioleci później wydobyła dopiero psychoanaliza.
W szkicu „Marynarz w depresji”, analizując głównie materię „Moby Dicka” podejmuje frapujący i nieco tajemniczy problemat „przerażającego doświadczenie upiornej bieli”, odnosi się Lipszyc do metafizycznego aspektu prozy Melville’a. Motyw „bieli” wiąże się z melville’owskim pojmowaniem ateizmu, który postrzega nie jako optymistyczny, radosny akt negacji nieracjonalnej wiary w transcendentny byt, lecz jako doświadczenie pesymistyczne, które prowadzi do zagubienia życiowej busoli i szansy na optymizm.
Poczucie pustki
Takie odczucie może wywoływać obserwacja niezmierzonej bieli Mlecznej Drogi, a także przywołanie sławnych słów Pascala o „przerażającej pustce tych niezmierzonych przestrzeni” (kosmosu). Owa „biel” (która w „Moby Dicku” jest bielą wieloryba) jest metaforą pustki, zagubienia i nierozpoznania rzeczywistości („bezbarwny wszechkolor ateizmu”), metaforą człowieka wydanego „na pastwę bieli”, „upiornej bieli trwającej jako wyzwanie rzucone wszelkiej teologii”.
W „Kubraku wolności” Lipszyc podejmuje zagadnienie zjawiska wolności i krępujących go wielorakich uwarunkowań. Tytuł szkicu „Jezioro na oceanie” jest figurą „czasoprzestrzeni narratorskiej, w której każde konkretne bycie gdzieś i kiedyś – i bycie kimś – jest bezustannie kwestionowane, w której człowiek utrzymuje się wprawdzie na powierzchni języka, ale obraca się bez ustanku, a więc i w nim samym (…) wszystko wiruje bez końca”. W „Spektaklu unicestwienia” pokazuje Lipszyc „teatralny” aspekt rzeczywistości kreowanej przez Melville’a w jego prozie, w tym przypadku w wybitnym opowiadaniu „Benito Cereno”.
Zwraca uwagę na motywy spektaklu i jego atrybutów – kostiumu, maski, maskarady, grania roli, udawania, reżyserowania, przyjmowania nieswojej tożsamości oraz towarzyszącej temu widowni. Podkreśla też charakterystyczną dla narracji pisarza zmienność percepcji wyrażającej się w postrzeganiu relacji między ludźmi jako gry spojrzeń („kto patrzy na kogo i na co, na co zwraca uwagę, a czego nie zauważa lub odwraca wzrok lub daje jakieś znaki”). Przywołuje Lipszyc formułę Lacana („Jeśli zwykły człowiek ma się za króla, to jest nie mniej szalony jest król, który sądzi, że jest królem”) i przywołuje nie tylko szekspirowskiego„Ryszarda II”, ale też sytuację w której skromny kopista Bartleby jednym zdaniem dezorganizuje możny świat nowojorskiej kancelarii prawnej.
Kluczowym dla zbioru Lipszyca wydaje się być szkic „Dom po wielorybem”, w którym splata on nici większości dotychczas podejmowanych wątków, co ułatwia przybliżenie się do zrozumienia niektórych szczególnie trudnych wątków. Zbiór kończy „Testament goryczy” poświęcony głównie późnemu opowiadaniu „Billy Budd”, będącego ostatecznym wyrazem egzystencjalnego pesymizmu Melville’a. Czy lektura prozy zmarłego przed ponad stu laty pisarza, który przeczuwał naszą epokę zmiennej, wirującej świadomości i zanikającej tożsamości, może wzbudzić w nas pesymizm czy może optymizm, a może inne jeszcze odczucia? A, to już jak Państwo Czytelnicy uważają i jak zechcą zinterpretować.