6 listopada 2024

loader

Historia ludzkości na szerokich wodach

fot. PIW

Człowiek w 70 procentach składa się z wody. Nie tylko człowiek. Powierzchnia globu ziemskiego, to także w zdecydowanej większości, w 75 procentach, zatem w tej samej proporcji – woda. Tymczasem nikt do czasu napisania potężnego ze wszech miar (ponad osiemset stron) dzieła Lincolna Paine nie wpadł na pomysł – a jeśli nawet wpadł, to tego pomysłu nie zrealizował – by ukazać dzieje ludzkości nie w jej przestrzeni lądowej, lecz wodnej, morskiej przede wszystkim, choć także rzecznej.

W tym ogromnym studium, od którego bogactwa merytorycznego aż w głowie się kręci i nie wiadomo od czego zacząć jego zaprezentowanie bohaterem jest „Zajmujący 75 procent mapy świata błękit, dla którego żółcie, zielenie i czerwienie są tylko tłem”. Owe żółcie, zielenie i czerwienie to niziny, roślinność i góry, w największym ujmując skrócie. „Tradycyjnie pojmowana morska historia jako przedmiot interdyscyplinarny i międzyregionalny obejmuje dzieje szkutnictwa, morskich szlaków handlowych, migracji czy bitew morskich. Tymczasem Lincoln Paine przyjmuje morską perspektywę jako metodę badania dziejów. 

Woda sama w sobie staje się zaskakująco odmiennym punktem odniesienia do refleksji nad historią ludzkości. Syntetyczne ujęcie autora obejmuje zagadnienia poczynając od prehistorycznych ludów morskich obszaru Oceanii i żeglarzy głęboko prekolumbijskiej Ameryki aż po przełom XX i XXI wieku. 

Istotnym jest wyjście poza europocentryczne pojmowanie dziejów. Czytelnik znajdzie informacje o interakcjach między różnymi kręgami cywilizacyjnymi zachodzącymi dzięki szlakom morskim. Paine ukazuje, w jaki sposób ludzie podróżując po morzach i rzekach, rozwożący swoje produkty i systemy społeczne – od języka przez gospodarkę po religię – wpływali na głębokie zmiany zachodzące na lądzie. 

Udowadnia, że technologiczne i społeczne przystosowanie się ludzkości do życia na wodzie (…) jest jedną z najważniejszych sił napędowych historii od zarania cywilizacji i we wszystkich kręgach kulturowych” – czytamy w nocie wydawniczej. 

Niezależnie od merytorycznej wartości tego naukowego dzieła, ileż może ono wywołać asocjacji w czytelnikach literatury marynistycznej i w widzach filmów o tematyce morskiej. Gdy się czyta dzieło Paine’a przypominają się marynistyczne powieści Juliusza Verne, Jamesa Fenimore Coopera, Rafaela Sabatiniego, Roberta Louisa Stevensona, Josepha Conrada, Hermana Melville czy Alfreda Szklarskiego i Karola Borchardta z jego „Znaczy kapitan” (marynistyka literacka niejedną ma postać), że wymienię tylko niektóre z najbardziej znanych nazwisk pisarzy, którzy uprawiali ten gatunek. A setki wątków marynistycznych w powieściach zasadniczo nie marynistycznych? 

A filmy takie jak „Karmazynowy pirat”, „Sokół morski”, „Angelika wśród piratów”, „Długie łodzie wikingów”, „Bunt na „Bounty”, „Lord Jim”? A „piracki” film Romana Polańskiego i wiele innych. Ileż młodzieńczych wrażeń jest z nimi związanych! U Paine’a mamy rzeki i morza w czasach starożytnego Egiptu, Greków, Rzymian i Fenicjan, chrześcijan i muzułmanów na Morzu Śródziemnym, archipelagi Dalekiego Wschodu, podróże dookoła świat, morskie i oceaniczne odkrycia i wiele innych tematów, aż po świat morski od lat 50-tych XX wieku i przełom z wiekiem XXI. Ileż wiedzy i ileż źródeł asocjacji i wspomnień w tym ogromnym dziele! 

Wysiłek przebicia się przez ten ogromny materiał opłaca się sowicie.

Krzysztof Lubczyński

Poprzedni

Patroni Roku 2023: Jerzy Nowosielski

Następny

Szymańska broni honoru polskiego judo