Gdybym umiał, jak w dzieciństwie i wczesnej młodości, śmiać się serdecznie, szczerze i głośno (czego od niepamiętnych lat nie potrafię), to bym cały czas pękał ze śmiechu, miałbym bekę podczas lektury opowiadań Marka Twaina. Wyobraźmy sobie jednak, że potrafię.
Oto zatem zanoszę się śmiechem przy lekturze – dajmy na to – opowiadanka „W sprawie pokojówek” i biegnę do komputera, by tym ubawem podzielić się z czytelnikami i przytoczyć w całości to krótkie opowiadanie. Ponieważ jest ono jednak za długie do tego celu, więc szukam nie mniej śmiesznego, ale krótszego.
Takim jest nowelka „Okazowy staruszek”, którą przytaczam tu w całości: „John Wagner jest najstarszym człowiekiem w Buffalo. Ma lat sto cztery i ostatnio przeszedł półtorej mili w ciągu dwóch tygodni. Jest równie serdeczny i pogodny jak każdy z tych starszych panów , którzy tak uporczywie i męcząco afiszują się w gazetach, i na pewno nie ustępuje im pod każdym względem.
Ostatniego listopada przeszedł podczas ulewy wzdłuż pięciu kamienic, nie używając żadnej innej osłony prócz parasola, i oddał swój głos na Granta, zaznaczając, że głosował już na czterdziestu siedmiu prezydentów, co zresztą było kłamstwem. Wczoraj przybyła do niego z Nowego Jorku „zapasowa gęsta czupryna” w kolorze brązowym, teraz oczekuje nowego garnituru zębów z Filadelfii. W następnym tygodniu ożenił się z dziewczyną, która ma sto dwa lata i jeszcze przyjmuje bieliznę do prania. Byli oni zaręczeni przez osiemdziesiąt lat, lecz rodzice uporczywie odmawiali im pozwolenia.
Trzy dni temu jednak zgodzili się. John Wagner jest o dwa lata starszy od weterana z Rhode Island, a jednak ani razu w ciągu swego życia nie spróbował kropli alkoholu, chyba … że liczyć whisky”. Przepadam za humorem Marka Twaina, za jego piętrowymi absurdami bazującymi zazwyczaj na tworzywie pospolitości i codzienności, opartymi na odwróceniu sensów słów, obrazów i zdarzeń, na satyrycznej szarży. Ten humor Twain serwuje z kamienną twarzą Bustera Keatona i dezynwolturą Harolda Lloyda. Lektura dwóch tomów opowiadań Twaina wydanych przez Państwowy Instytut Wydawniczy jako „prozy krótkie i dłuższe” w ramach cyklu „Utworów wybranych” to pyszna zabawa.
I na tym właściwie można by poprzestać, abstrahując od umiejscowienia tego pisarza w historii literatury USA i powszechnej. Dla porządku warto jednak przypomnieć, że Mark Twain (1835-1910), wielki humorysta i satyryk, to także autor dzieł przynależących do kanonu klasyki prozy dla młodzieży: „Przygód Tomka Sawyera”, „Przygód Hucka Finna”, „Królewicza i żebraka”, „Jankesa na dworze króla Artura”.
Jest Twain bezapelacyjnie jednym z ojców nowożytnej literatury amerykańskiej i jednym z ojców specyficznego amerykańskiego humoru, tego choćby, który wyrażał się w słynnych rysunkach z „New York Timesa”, choć samego Twaina nazywano pisarzem „amerykańskiego ludu”, a jego śladów można być może dopatrzeć się w humorze amerykańskiego kina niemego, z czasów Charlie Chaplina, Bustera Keatona czy Harolda Lloyda.