„IO” Jerzego Skolimowskiego przypomniał – w obszarze sztuki – o zwierzętach, a ściśle biorąc o jednym, o osiołku. Obraz zwierząt i ich kondycji w literaturze, filmie, malarstwie, to temat na obszerne studium naukowe. Mniej natomiast kojarzą się zwierzęta z poezją, może dlatego, że bardziej adekwatny jest do nich realistyczny mimetyzm prozy niż metafora, metafizyk i liryzm poezji. Był jednak poeta, i to wybitny (literacki Nobel 1975), który poświęcił zwierzętom spory segment swojej poezji.
To Eugenio Montale (1896-1981). Temu właśnie pasmu poetyckiego poświęcony jest wybór jego poezji „Zwierzęce tropy” dokonany przez wydawnictwo Sic!. „Fauna” była dla niego tak ważna, że uważano go za poetę nią „zahipnotyzowanego”. Nie jest to poezja sentymentalna o zwierzętach, ani prosty hołd im oddawany. Nie jest to też rodzaj poetyckiego „katalogu” zwierzęcego świata o A do Z. Zwierzęta ewokują we włoskim poecie bardzo skomplikowane, wyrafinowane, wręcz metafizyczne refleksje. Świadczy o tym choćby to, że tom poprzedzają uwagi tłumaczy, którzy interpretują „zwierzęcą” część poezji Montalego, poprzedzając to zarysem biografii i twórczości tego poety, skrajnego pesymisty i ewokatora bólu istnienia (male di vivere, z niemiecka zwanego weltschmerzem). „Świat fauny u Montalego nie jest więc jednoznacznie wartościowany.
Poeta celowo komplikuje swoją refleksję na temat zwierząt, ale i relacji jakie próbuje z nimi nawiązać człowiek. Montaliański zwierzyniec to rodzaj poetyckiego nieoczywistego świata, ale też wyjątkowa soczewka, przez którą poeta przygląda się ludziom. Człowiek będący zarazem częścią natury i jej największym wrogiem, musi umieć zobaczyć zwierzę, zachwycić się nim, pochylić nad jego losem, a także uszanować jego odrębność. Montale doskonale zna świat fauny, zafascynowany nim, traktujący każde spotkanie ze zwierzętami jako źródło inspiracji, poświęcił ssakom, ptakom, gadom, płazom, rybom i owadom liczne wiersze.
„Odczuwam skruchę, że zmiażdżyłem komara na ścianie, mrówkę na podłodze”; „Gdy upadasz po szybkim strzale (…) ja także kulę się, ja także płonę w rowie”. Jednak Montale nie stawia wyraźnej granicy między światem ludzkim a światem zwierzęcym, między cierpieniem ludzi a cierpieniem zwierząt. Poeta pragnie zgłębić naturę świata zwierząt. Jak napisali we wstępie tłumacze, ich celem było „uchwycenie w poezji włoskiego noblisty mistrzowskiej precyzji, z jaką przywołuje bogactwo zwierzęcych gatunków i ukazanie choć po części wrażliwości, z jaką poeta mówi o swoich braciach mniejszych”. Inny aspekt zwierzęcej poezji Montalego zaakcentował w posłowiu Antonino Musumeci, o czym świadczy tytuł jego teksty: „Bestiariusz Montalego”.
Mniej akcentuje on współodczuwanie poety ze zwierzętami, w większym to, co jest bardziej właściwe duchowości włoskiej, skłonnej do niesamowitości, makabryczności, demoniczności i bardziej otwartej na godzenie się ze złem. „Samotność „martwej pory roku” zdaje się wypełniać złowieszczymi bytami. Cała seria zwierząt (…) towarzyszy „świętu nieludzkich mitów” i celebruje ich okrutne rytuały. To zwierzęta z koszmaru, o epidermicznej reakcji. Musumeci akcentuje „okropność” czającą się w świecie zwierząt, łączącą breuglowską fantazję z groteskowym misterium. Jeśli kogoś dziwi takie dowartościowanie zwierząt jak w poezji Montalego, niech sobie przypomni Ezopa, La Fontaine’a czy Ignacego Krasickiego.
Każdy z nich opisał świat ludzki sięgając po zwierzęce maski. Nie stało się to bez powodu.