10 grudnia 2024

loader

NASZ przyjaciel król

fot. Wydawnictwo MG

Wypada tylko przyklasnąć temu, że Wydawnictwo MG wydało „Mojego przyjaciela króla” Józefa Hena, blisko dwie dekady (2004) po edycji „Iskier”, bo to świetna proza. Być może zbieżność czasowa tej edycji z setną rocznicą urodzin pisarza (rocznik 1923), która przypadnie na listopad bieżącego roku jest przypadkowa, niemniej akurat edycja akurat „Mojego przyjaciela” trafia w tę rocznicę jak w „dziesiątkę na tarczy”.

Użyłem w stosunku do tego tomu określenia „opowieść”, a nie „powieść”, bo choć rozróżnienie między tymi dwoma podgatunkami prozy może wydać się niektórym niewystarczająco ostre, wyraźne, to na pewno jest w tym przypadku zasadne. Akcja dzieła nie jest bowiem prowadzona przez zewnętrznego narratora-pisarza, lecz przez tytułowego „przyjaciela króla”, Francuza Gastona Fabre. 

Czyni to narrację bardziej „naturalną”, bliższą psychologicznej prawdy, a jednocześnie wyzwala ją z nieco „usztuczniającej” perspektywy narratora „wszechwiedzącego”, a partie dialogowe stosuje w dawce minimum. Aliści nie wypada zapominać, że skrytym porte parole Fabre’a jest tak naprawdę (takie jest moje subiektywne przekonanie, a co najmniej hipoteza) sam wybitny autor „Mojego przyjaciela króla”. 

I to właśnie nade wszystko sprawia, że dla każdego czytelnika tej opowieści, nawet takiego, który na wyrywki zna biografię króla Stanisława Augusta i dzieje jego epoki, jest ona tak atrakcyjna w lekturze. Intymna perspektywa i kunszt pisarski stwarzają rodzaj fascynującej czytelniczej iluzji, że my także poruszamy się w ślad za królem, towarzyszami królewskiej jego egzystencji, statystami sceny politycznej, rozmówcami, kochankami i wrogami. Ten „Stanislaus Augustus Rex”, jak brzmi treść jego monarszego herbu czy kartusza, jawi się w opowieści Hena jak postać bliska, niemal osobiście nam znana, choć uniknął pisarz perspektyw „kamerdynerskiej”, czyli postrzegania monarchy przez pryzmat sypialni, z „perspektywy nocnika”, czy widoku nocnej bielizny i rannych pantofli. 

Zbyt bowiem szanuje i lubi Hen tego króla wielkiej inteligencji, rozumu, wiedzy oraz dużej (wbrew niektórym pozorom) szlachetności i godności osobistej, choć niewielkiej „władczości” i wojowniczości.

Gdy już poznamy królewskie losy z opowieści o „Moim przyjacielu królu”, Józef Hen zaprasza nas na krótką wędrówkę po literaturze, która inspirowała i wspomagała go przy pisaniu opowieści. To z jednej strony wielkoduszny gest pisarza, który przecież mógł ten aspekt pominąć, opierając się na argumencie związanym z zasadą „licentia poetica”, jaki ma zastosowania do prozy literackiej. 

Z drugiej strony to także solidna garść tropów dla tych, którzy z opowieści o „Moim przyjacielu królu” wyjdą z apetytem na poszerzenie wiedzy o ostatnim królu Polski.

Krzysztof Lubczyński

Poprzedni

Jestem samotnikiem, samotnym wilkiem

Następny

Jazz na Starówce