Zanim przystąpiłem do lektury wydanego przez „Bookplan” „Nowego Państwa” Krzysztofa Gawkowskiego, wiceprzewodniczącego Nowej Lewicy i szefa jej klubu poselskiego, swoim zwyczajem ustaliłem „współrzędne” książki, wykonałem wstępny „rekonesans” po jej zawartości i od razu czegoś się nowego o autorze dowiedziałem.
Po pierwsze, że ma już na koncie autorstwo kilku książek (m.in. „Cyberkolonializmu”(2018), w tym trzech powieści kryminalnych: „Piętna prawdy” (2010), „Cienia przeszłości” (2018) i „Odnowy” (2021). Coś z ich promocją było chyba nie w porządku, bo choć w miarę uważnie, na ile to możliwe, śledzę rynek książki, ani razu o nich niczego nie przeczytałem.
I podczas tego „rekonesansu” uderzyło mnie pierwsze zdanie pierwszej, po wstępie, części książki („W pułapce neoliberalizmu”): „Doskonale pamiętam 4 czerwca 1989 roku. Tamte nadzieje i entuzjazm, tę wiarę, że wreszcie przychodzi coś nowego i dobrego, że Polska nareszcie się zmieni”. Rzuciłem okiem na skrzydełko egzemplarza, z krótką notką o autorze, ale daty urodzenia w niej nie ma. Sprawdziłem w internecie. Urodził się w kwietniu 1980 roku czyli w czerwcu 1989 miał 9 lat. Nic, tylko pogratulować pamięci, bystrości umysłu i chłonności chłopcu w wieku wczesnoszkolnym.
Nic dziwnego, że został ważnym politykiem, ma na koncie doktorat nauk humanistycznych i autorstwo kilku książek. Ja pamiętam marzec 1968 z perspektywy 11-latka, ale żadnych podobnie dojrzałych emocji nie przeżywałem. W 1989 roku miałem już 32 lata, a gdy Gawkowski przyszedł na świat, byłem na trzecim roku studiów. Mimo to jego uwagi o 4 czerwca 1989 wywołały we mnie
reminiscencje
z tamtego czasu. Głosowałem wtedy na kandydatów „solidarnościowych”, ale po tym co nastąpiło po uformowaniu we wrześniu 1989 roku tzw. rządu „solidarnościowego”, zwanego na ogół „pierwszym niekomunistycznym rządem polskim” po demontażu PRL, a który w rzeczywistości okazał się rządem neoliberałów, już nigdy później nie głosowałem na tę formację.
W 1991 roku głosowałem na Socjaldemokrację Rzeczypospolitej Polskiej, a później już konsekwentnie na Sojusz Lewicy Demokratycznej i kolejne organizacyjne mutacje lewicy. W rozdziale „W pułapce neoliberalizmu” Gawkowski dokonał
rekapitulacji
głównych procesów jakie nastąpiły w Polsce po przełomie 1989 roku. Kolejno w sferach: gospodarki (gdzie miała miejsce barbarzyńska, nie licząca się z ludźmi transformacja w ramach planu Balcerowicza, szczególnie okrutna wobec PGR-owskiej wsi), a także w ramach ideologii, zasobów ludzkich oraz w historii, w tym w zakresie roli ludzi tzw. formacji solidarnościowej. „Liberałowie podzielili nas nie tylko, jeśli chodzi o ilość złotówek w portfelu. Narzucili nam też swoją wiarę.
I przez długie lata poddawali nas indoktrynacji – za pośrednictwem gazet, telewizji i kształtowanej pod ich dyktando debaty publicznej. Jednym z dogmatów tej wiary było to, że w Polsce nastąpił koniec historii. Że to właśnie im się należy władza i pozycja, a każdy kto się z nimi i nie zgadza, jest albo reliktem dawnego ustroju, albo osobą nierozumną. I że nic w tym względzie już nigdy nie ma prawa się zmienić”. Dobrze to Gawkowski ujął, a potwierdzam to jako przeszło już wtedy trzydziestoletni człowiek, którego zewsząd otaczali ludzie o tak sformatowanych poglądach, istne klony „Gazety Wyborczej”, która naówczas była koroną tego środowiska i codziennie wyznaczała azymut myślenia osób tego pokroju.
I to właśnie oni po latach, swoją krańcowo egoistyczną, darwinowską ideologią społeczną wyhodowali
„jajo węża”
czyli PiS i zwalili je nam na kark. A równocześnie, choć sami często byli agnostykami i sceptykami religijnymi, wydali społeczeństwo na pastwę Kościoła katolickiego i otworzyli wrota jego agresywnej inwazji w życie publiczne, jego arogancji i jego materialnej chciwości. To wtedy, gdy Adam Michnik pisał na łamach swojej gazety uduchowione i patetyczne eseje, jeden z ich wiodących wtedy publicystów, Lech Mażewski nazywał politykę
„handlem rybami”
i wzywał do zaoferowania Kościołowi zakazu aborcji w zamian za poparcie” dla ich darwinistycznej polityki gospodarczej i społecznej”. W podrozdziale o „Historii”, w rozważaniach zakreślonych ramami dat 1918-2023, upomina się Gawkowski m.in. o uczciwą ocenę PRL i jej lewicowego rodowodu, o zakłamywaniu historii przez PiS, a także zwraca uwagę, że w rodowodzie PiS jest m.in. PAX, PRL-owski potomek faszyzującego, przedwojennego Obozu Narodowo-Radykalnego Bolesława Piaseckiego, który w latach siedemdziesiątych został wiceprzewodniczącym Rady Państwa.
Zarysowuje też główne wektory obecnej sceny politycznej. W rozdziale „W zaklętym kręgu kryzysów” przywołuje m.in. czas pandemii covid-19, zapaść w ochronie zdrowia i edukacji, wojnę na Ukrainie i kwestię obronności, a w podrozdziale
„Piąta kolumna Putina”
expressis verbis domaga się od PiS wytłumaczenia się z licznych i dobrze udokumentowanych rosyjskich filiacji, co jest szczególnie ważne w kontekście prokurowanej przez władzę iście turańskiej komisji do badania wpływów rosyjskich skierowanej przeciwko opozycji.
W części poświęconej kwestii sprawiedliwości społecznej, czyli kluczowej dla lewicy wykazuje, że jedna z podstawowych tez władzy PiS, że to jego rządy wprowadziły wreszcie sprawiedliwość społeczną w Polsce, dalece mija się z rzeczywistością.
W części
„Stawiając na wolność”
spuentowanej cytatem z Robespierre’a („Sekret wolności polega na kształceniu ludzi, podczas gdy tajemnica tyranii polega na utrzymywaniu ich w ignorancji”) przypomina Gawkowski, że polska współczesna wolność limitowana jest przez ideologiczne uroszczenia PiS i klerykalne uroszczenia Kościoła katolickiego, co wyraża się m.in. w radykalnym ograniczeniu praw kobiet oraz osób LGBT.
Upomina się też o realny rozdział Kościoła od Państwa i – z innej beczki – o legalizację medycznej marihuany. W części „Europejska rodzina” jednoznacznie stawia na przynależność Polski do Unii Europejskiej, która bardzo przyczyniła się do wydobycia Polski z zacofania i piętnuje postawy PiS, Andrzeja Dudy i innych, którzy ciągle podkopują sens przynależności Polski do tej twórczej, choć nie pozbawionej słabości wspólnoty. Upomina się też o ekologiczny kurs Polski, europejską solidarność energetyczną a także o Europejską Kartę Praw Kobiet oraz o prawa zwierząt.
W części ostatniej.
„Idzie przyszłość, będą zmiany”
widzi potrzebę poprawienia sprawności administracji państwa, jego wielosektorowość, deglomerację oraz postuluje „Cyfrowe państwo”. Puentując swoje rozważania podkreśla, że „wybór jest zero jedynkowy: albo Polska zostanie w tym miejscu, w którym jest, jako peryferie zachodniej Europy, jako pas oddzielający Rosję od Niemiec i rezerwuar taniej siły roboczej, albo coś zmienimy”.
Postuluje też rozpoczęcie powyborczych zmian od „likwidacji patologii państwa stworzonego przez PiS, zmiany podatkowe, uchwalenie ustaw nadających państwu prawdziwie świecki charakter oraz racjonalne państwo opiekuńcze („redystrybucja – tak, rozdawnictwo – nie”). „Gdy piszę o zmianie, którą trzeba w Polsce przeprowadzić, nie mogę zapomnieć o konieczności oczyszczenia dotychczasowej atmosfery dławiącej życie publiczne”. Widzi wiele przyczyn tego stanu rzeczy, a między innymi tę, że „polska polityka jest prowadzona przez tych samych ludzi od 20-30 lat.
Oni toczą ze sobą te same bitwy, ich horyzont zatrzymał się w latach 90. ubiegłego stulecia. I wciągają w to wszystko cały kraj. To musi się zmienić. Trzeba dokonać wielkiej pokoleniowej zmiany. Po Polsce Ludowej, po Polsce solidarnościowej przychodzi czas na Polskę XXI wieku, Polskę kolejnych pokoleń, dla których tamte dylematy są historią. (…) Czas na nowe państwo”
Książkę wieńczy bibliografia ważnych dla Gawkowskiego książek. To sensowny ruch, w kontrze do powszechnego przekonania, że politycy nie czytają, co unieruchamia ich w prowincjonalizmie myślenia. A jeśli ktoś zada rytualne pytanie o program wyborczy Nowej Lewicy, należy go odesłać do „Nowego Państwa” Krzysztofa Gawkowskiego. On tam jest.