Staramy się przygotować spektakl, który będzie horrorem, formą opowieści grozy. Stąd też pojawi się w nim muzyka Wojciecha Kilara, który był autorem muzyki m.in. do „Draculi” i „Dziewiątych wrót” – mówi w rozmowie z Grzegorzem Janikowskim dyr. Teatru Śląskiego w Katowicach, reżyser prapremiery „Empuzjonu” wg Olgi Tokarczuk, Robert Talarczyk.
Co pana zafascynowało w „Empuzjonie” Olgi Tokarczuk i dlaczego zdecydował się pan przenieść tę opowieść na scenę?
Postanowiłem ją wystawić dlatego, że to jest – jak mi się zdaje – opowieść o świecie, który już się kończy, ulega pewnej destrukcji i bardzo mocno się przeobraża, a my w takim świecie dzisiaj żyjemy. Kończy się znany nam świat z ustalonym podziałem na dwie płci, na człowieka i maszynę, inteligencję humanistyczną i techniczną.
Ponadto w „Empuzjonie” można znaleźć dojmujące widmo wojny, które wisi nad nami. Tak było właśnie wtedy, gdy rozgrywa się akcja tej powieści, w roku 1913. Za chwilę wybuchnie I wojna światowa – bohater „Czarodziejskiej góry” Hans Castorp pójdzie na front, zaś bohater „Empuzjonu” być może uczyni to samo. Z prof. Ryszardem Koziołkiem i dramaturgiem Miłoszem Markiewiczem dopisaliśmy epilog, którego nie ma w powieści Tokarczuk, ale założyliśmy, że może się wydarzyć. W przedstawieniu nasza bohaterka Klara Opitz, w którą się przeobraża Mieczysław Wojnicz, zostaje pielęgniarką w wojskowym szpitalu, gdzie trafia ranny Castorp.
Te wątki w bardzo efektowny sposób się przenikają. Tokarczuk w doskonały sposób gra cytatami, fragmentami opowieści zapisanej przez Tomasza Manna, dlatego pozwoliliśmy sobie na taki teatralny epilog do „Empuzjonu” i „Czarodziejskiej góry”.
A przede wszystkim mamy to szczęście i zaszczyt przygotować światową prapremierę pierwszej powieści napisanej przez Olgę Tokarczuk po zdobyciu literackiej Nagrody Nobla.
O czym będzie pańskie przedstawienie?
Nie lubię o tym mówić. Szczególnie w przypadku takiego tekstu i jego scenicznej adaptacji. Tu rządzą inne prawa. Intuicja zmieszana z szacunkiem wobec literatury Tokarczuk, różne interesujące tropy, które szkicowo pojawiają się w „Empuzjonie”, później tajemniczo znikają, zarówno na kartach książki, jak i na scenie. Dużo w tym magii i nawet magicznymi sztukami się posiłkujemy… Dlatego nie lubię mówić, o czym będzie spektakl, bo sam tego nigdy nie wiem. Ale dzięki Bogu jest widz, który jest mądrzejszy od nas, i to on zobaczy w przedstawieniu więcej, niż myśmy podejrzewali. Dlatego jestem bardzo ciekaw, jak to zostanie przez widzów zinterpretowane i czy powiedzą, że to jest wierna adaptacja „Empuzjonu”, czy niewierna.
Traktuję tę powieść z wielkim pietyzmem. Podchodzę do niej z szacunkiem i fascynacją, która wynika stąd, że pracując nad przedstawieniem, wciąż odkrywamy w niej nowe rzeczy. Olga Tokarczuk jest genialną czarodziejką, która stwarza różne światy. A zarazem jest bardzo pilną uczennicą i jeżeli ktoś ma przyjemność i ochotę rozczytywać te wszystkie kody, postaci, nazwiska, miejsca opisane w „Empuzjonie” – to na poziomie obudowania się tymi historiami i faktografią może stworzyć kolejną, własną opowieść. W „Empuzjonie” to wszystko się precyzyjnie rymuje. Oczywiście, tu jest wymyślona fabuła, ale cała masa detali, osób, miejsc istniała i istnieje w realnym świecie. Za kilka dni jedziemy z całym zespołem, który pracuje nad przedstawieniem, do Sokołowska, czyli ówczesnego przedwojennego Goerbersdorfu, żeby połazić tymi ścieżkami, którymi chodziła Tokarczuk, pisząc swoją powieść, ale przede wszystkim powieściowy bohater Mieczysław Wojnicz i kuracjusze z sanatorium doktora Brehmera. Chcemy wejść intensywniej w klimat tej powieści i spróbować poszukać czegoś, co okaże się przydatne w spektaklu.
Mam nadzieję, że ten spektakl będzie interesujący dla widzów, ale będzie miało też ten posmak magiczności, która jest obecna na kartach tej powieści.
Powieściowy Pensjonat dla Panów w Goerbersdorfie zamieszkują mężczyźni, których różnią profesje, wyznania, poglądy. O czym ci mężczyźni w pana spektaklu rozmawiają i czego się tak naprawdę lękają?
Moim zdaniem jest to opowieść o strachu mężczyzn, którzy rozmowami o sztuce i filozofii, często szowinistycznymi żartami, a czasem po prostu idiotycznymi opiniami o kobietach, maskują swoją obawę, przerażenie. Dzisiaj to się również dzieje. Faceci stają się niemęscy dlatego, że rządzi nimi, nami strach, bo chcemy dopasować się do jakiegoś współczesnego wzorca mężczyzny, który równocześnie powinien być empatyczny, czuły, ale też głęboko we wnętrzu swym feministyczny i najlepiej niebinarny… Przecież to jest z zasady swojej niemożliwe. Facet przestaje być facetem (cokolwiek to znaczy), bo musi się przeobrazić jak larwa. A czy to będzie motyl nowego, wyzwolonego świata wolnych Istot, śmiem wątpić.
I jeszcze jedno: jesteśmy świadomi tego, że nasz świat się przeobraża, że być może większość facetów do 60. roku życia pójdzie na wojnę i być może zginie. Wojna zawsze oczyszcza powietrze – i hekatomba, która nadciąga wraz ze zmianami społecznymi i mentalnymi, przyniesie kompletnie inną rzeczywistość niż ta, którą znamy.
Nadchodzi świat kobiet. Co to oznacza dla mężczyzn – tego jeszcze nie wiemy. Przekonamy się o tym za kilka, kilkanaście lat. A być może nie będziemy mieli już szansy, aby się o tym dowiedzieć. Zwłaszcza że ten świat, który nadchodzi, będzie światem bezlitosnym dla facetów. W nim obowiązuje jedno słowo – zemsta – za te wszystkie lata upokorzeń kobiet. Zanim ten nowy świat przybierze jakąś formę, czekają nas chaos i wielka rzeź mężczyzn. Na pewno mentalna. Uważam, że bohaterowie powieści o tym wiedzą, a ci, którzy czytali „Empuzjon” i obserwują to, co się dzieje na świecie, również zdają sobie z tego sprawę.
Dlaczego powieść Tokarczuk to „horror przyrodoleczniczy” i jak pan jako reżyser ukaże na scenie tę niepokojącą naturę, której opisy są tak istotne w „Empuzjonie”?
Wyrażenie „horror przyrodoleczniczy” bardzo mnie zafascynowało. Nie ukrywam, że w teatralnej interpretacji próbujemy pójść za tym podtytułem. W pewnym sensie konstruujemy pewną opowieść, która jest horrorem. Jest opowieścią grozy. Bardzo nam zależy na tym, by ta nasza historia bawiła się rozmaitymi konwencjami związanymi ze straszeniem, grozą, teatrzykiem grozy. Tokarczuk świadomie nasyciła tym „Empuzjon”. Myślę, że to bardzo interesujące. Czy nam się uda to oddać na scenie? Nie wiem, ale bardzo mi na tym zależy. Chcę, żeby to była bardzo dobrze opowiedziana historia, w której widz – nawet jeśli nie będzie się jej bał – odczuje zaplanowany przez nas niepokój.
W przedstawieniu dzięki uprzejmości Polskiego Wydawnictwa Muzycznego pojawi się muzyka Wojciecha Kilara w opracowaniu dyrektora Filharmonii Śląskiej Adama Wesołowskiego. Tę naszą ideę spektaklu grozy chcemy podbić muzyką Kilara, którą skomponował do wielu horrorów jak np. „Dziewiąte wrota” Romana Polańskiego czy „Dracula” Francisa Forda Coppoli.
Czy w pańskim przedstawieniu bohaterowie, jak w powieści Tokarczuk, będą popijać nalewkę Schwaermerei przyrządzaną z halucynogennych grzybków?
Oczywiście, na scenie wielokrotnie pojawi się nalewka Schwaermerei i nawet pojawią się grzybki halucynogenne, z których jest robiona. Będą też białe wstążki i królicze serca… Ci, którzy czytali, wiedzą, o co chodzi. Jeśli nie – zapraszam do lektury i na nasz spektakl. Mamy ambicję, by te wszystkie charakterystyczne dla „Empuzjonu” elementy pojawiły się w naszym przedstawieniu.
Spektakl powstaje w koprodukcji ze STUDIO teatr galerią w Warszawie i Instytutem im. Jerzego Grotowskiego we Wrocławiu. Prapremiera na Dużej Scenie Teatru Śląskiego im. Wyspiańskiego odbędzie się 12 maja o godz. 19.