8 listopada 2024

loader

Anoreksja boli

fot. unsplash

Oznaczająca „brak apetytu” anoreksja to bardzo poważne zaburzenie psychiczne, które bywa śmiertelne – w Polsce umiera na nią co 10. pacjent. Pacjenci cierpią na brak poczucia własnej wartości i mają potrzebę kontroli – mówi psycholożka Katarzyna Gaber, współautorka książki pt. „Kiedy cierpisz na zaburzenia odżywiania”.

Za tymi wszystkimi chorobami kryje się niezadowolenie z własnej sylwetki, nadmierne skupienie na wyglądzie, wadze i zapętlające się z tym poczucie niższej wartości, choć ten czynnik nie jest konieczny do tego, aby powstały konkretne zaburzenia odżywiania. 

Możemy mówić o jakimś typie osobowości, który jest bardziej narażony na te zaburzenia?

Są pewne cechy predysponujące do ich powstawania. To na przykład osoby bardziej wrażliwe, mające zbyt wysokie wymagania i oczekiwania wobec siebie. Osoby z nasilonym perfekcjonizmem, potrzebujące nadmiernie coś kontrolować. 

Z czego ta potrzeba wynika? Czy jest ona wbudowana w człowieka czy raczej coś ją wyzwala?

Taka potrzeba może się zrodzić w pewnym momencie życia, gdy coś się rozpada, coś się niedobrego dzieje. Pojawiają się trudne emocje, z którymi nie wiemy, jak sobie radzić, a kontrolowanie ciała pozwala utrzymać status quo. Daje poczucie, że osoba chorująca ma na coś realny wpływ.

Jakie jeszcze czynniki mogą leżeć u podstaw tych zaburzeń? 

Postrzeganie ciała przez najbliższych ma też niebagatelne znaczenie. Chodzi o przekonania dotyczące swojego i innych wyglądu. Czy faktycznie akceptują siebie i swoje ciało? Czy nie przywiązują do tego nadmiernej wagi? Czy nie skupiają się za bardzo na tym, co jedzą, jak jedzą? To wszystko ma potem swoje odzwierciedlenie w tym, jak młody człowiek będzie traktował swoje ciało. Dochodzi też czynnik kulturowy – coraz większa obsesja na punkcie tego, jak się wygląda. Media społecznościowe odgrywają tutaj bardzo dużą rolę. 

Nawiązując jednak do relacji z najbliższymi, czy trafne jest pewne uogólnienie, które poczynił w swojej książce „Pułapki anoreksji” jeden z współczesnych twórców psychoanalizy – Valerino Albisetti – dotyczące tego, że „często rodzice osób dotkniętych anoreksją są nieprzyjemni, sztywni, nieprzystępni w stosunku do swoich dzieci”? 

W swojej praktyce nie spotykam się jedynie z rodzicami, którzy są oziębli, oschli, wycofani w stosunku do swoich dzieci. Nie musi być to zasadnicza reguła, jednak na pewno rodzice sztywni, niedostępni emocjonalnie, unieważniający potrzeby swoich dzieci w swoim postępowaniu znacząco mogą przyczynić się do rozwoju różnych zaburzeń psychicznych, nie tylko zaburzeń odżywiania. Im młodszy pacjent, tym częściej skupiamy się na pracy z całym systemem, czyli z rodziną, najbliższymi, by pewne rzeczy poprawić, zmienić, by rozumienie tego zaburzenia było właściwe.

Czyli chodzi o uświadomienie, że to faktycznie zaburzenie o podłożu psychicznym i choruje nie tylko ciało, ale przede wszystkim głowa? Co w niej się tak naprawdę dzieje? 

W tej głowie rzeczywiście dzieje się bardzo dużo. Tam jest lęk, który dotyczy na przykład zmian ciała. To może być lęk przed dorastaniem i dorosłością. Lęki szkolne. Może być w niej dużo niezaspokojonych potrzeb emocjonalnych. Silna nienawiść do siebie, trudności związane z relacjami z rodzicami, rówieśnikami.

Czy dobrym porównaniem dla procesów zachodzących w tej chorobie jest odniesienie do domu, w którym w kolejnych pokojach wyłączane są światła? Pewne funkcje życiowe pomału są po prostu wygaszane. Musimy siedzieć po ciemku. Jest nam coraz gorzej, zaczynamy bać się, czujemy coraz większy stres. Faktycznie tak jest?

psycholożka Katarzyna Gaber

Tak, bo kiedy jest coraz mniej energii, życie pomału wygasa. Naturalne jest to, że organizm zaczyna wyłączać kolejne organy. Spala najpierw tłuszcz, potem mięśnie, by utrzymać funkcje życiowe. Dlatego w pierwszej kolejności, jeśli chodzi o kobiety, to zanika menstruacja, pojawiają się problemy o podłożu fizjologicznym, gastrycznym, kardiologicznym, endokrynologicznym, suchość skóry, łamliwe paznokcie, wypadanie włosów. Może pojawić się osteoporoza, czyli łamliwość kości, bo brakuje odpowiednich pierwiastków np. wapnia, lub anemia, niewydolność nerek, zaburzenia tarczycy oraz mózgu – zanik pamięci, problemy z koncentracją. To w większości oczywiście zmiany odwracalne, ale powrót do zdrowia zajmuje sporo czasu. To nie jest tak, że zaczniemy więcej ważyć, jeść więcej kalorii i organizm od razu powróci do normalnego funkcjonowania.

Czy anoreksja boli?

Boli. Zarówno psychicznie, jak i fizycznie. Bardzo trudno jest jeść, czując psychiczną blokadę, funkcjonować z silnymi, trudnymi emocjami skierowanymi często w swoją stronę. Ciało „czuje” to wszystko. Na poziomie somatycznym jest to mocno zauważalne. Cierpienie psychiczne mocno odznacza się na organizmie człowieka. To wszystko jest z sobą silnie powiązane. Im dłużej postępująca choroba, im problem jest silniejszy, a organizm coraz bardziej wyniszczony, cierpienie nasila się. Boli dusza, boli ciało, organy wewnętrzne, wychudzone ciało. Brak komfortu życia oraz zwykłego siedzenia, kiedy czuć każdą kość, wbijającą się w siedzenie lub łóżko.

Jaki obraz siebie widzi osoba z zaburzeniami odżywiania spoglądająca w lustro?

Zazwyczaj ten obraz ciała jest zniekształcony. W anoreksji osoba, która jest wychudzona, widzi kogoś, kto jest większy. Jest niezadowolona ze swojego ciała. Jeśli nie lubimy go, to w lustrze szybciej znajdujemy elementy, które nam nie odpowiadają. Skupiamy się raczej na pojedynczych elementach ciała – na udach, biodrach, ramionach i ciągle czujemy, że to nie tak chcemy wyglądać. W bigoreksji na przykład pojawia się nieustanne dążenie do rozbudowania własnej muskulatury z jednoczesnym odbiorem swojego ciała jako wątłego. Nie widzimy siebie jako całości, a wybiórczość w patrzeniu powoduje, że wciąż jest coś do zmiany, poprawy. Ciało osoby w zaburzeniach odżywiania nie musi być zawsze zniekształcone, jednak najczęściej jest to silne niezadowolenie z tego, jak ono wygląda.

Zaburzenia odżywiania dotykają nie tylko kobiet, wielu mężczyzn też je ma…

Zgadza się, choć wydaje się, że w mniejszym stopniu. Tutaj może brakować wiarygodnych danych, bo po pierwsze jest niższa świadomość, ale też mniejsza potrzeba pracy nad nimi. Rzadziej również do tych zaburzeń mężczyźni się przyznają. U nich kierują się one bardziej w stronę niezdrowej relacji z jedzeniem, kompulsywnego jedzenia, bigoreksji, czyli skupiania na umięśnionej sylwetce. We współczesnej kulturze przeważa typ mężczyzny muskularnego, silnego, dobrze wyglądającego.

„Jesteś za chuda”, „zjedz coś” – to najczęstsze uwagi otoczenia do osoby z anoreksją. Domyślam się, że zamiast pomagać, odnoszą odwrotny efekt. Dlaczego tak się dzieje? 

W takich sformułowaniach jest dużo oceny i nakazu. A nikt z nas tego nie lubi. Ponadto w tych zdaniach nie ma zrozumienia dla tego, co z chorą osobą się dzieje. Te słowa nie koncentrują się na tym, co chory mógłby potrzebować, by uporać się z problemem. Nie widać w nich wsparcia. To jest komunikat: „Masz to zrobić i będzie lepiej, ja wiem lepiej”. 

A jak wygląda talerz osoby chorej na anoreksję?

Rano to może być jogurt albo mała kromka z ledwie widocznie posmarowanym „czymś”. Są osoby, które w ogóle śniadania nie jedzą albo jedzą sporo, ale za to przez resztę dnia nic nie biorą już do ust. 

Pani też mierzyła się z anoreksją w swoim życiu. Kiedy pojawiła się świadomość, że coś jest nie tak?

To był moment, gdy moja mama zaczęła szukać terapeuty dla mnie. Walczyła o to, by wzbudzić we mnie świadomość, że mam problem z prawidłowym odżywianiem. Wtedy już rzeczywiście mocno podupadłam na zdrowiu. Trafiłam do lekarza rodzinnego. Powikłania były już dość poważne. Dopiero wtedy przyznałam się przed sobą, że mam anoreksję. Miałam wtedy około 13 lat.

To jedzeniu, a raczej niejedzeniu podporządkowała wtedy pani życie?

Tak. Cały dzień, tygodnie, a wręcz miesiące opierały się na tym, kiedy, co i w jakiej ilości mam zjeść. Nieustanne kalkulowanie wszystkiego, przeliczanie kalorii. Wszystkie spotkania miały być tak poukładane, żebym o określonych porach mogła zjeść posiłek. To było straszne 

niewolnictwo.

Do jakiej wagi doszła pani w tym najgorszym okresie choroby?

Nie dzielę się takimi informacjami. Pracuję z pacjentami i wiem, że nie byłoby to dla nich w żaden sposób pomocne. Takie porównywanie nie sprzyja procesowi zdrowienia. 

Jak przebiega codzienna walka z tymi zaburzeniami?

Bardzo istotne jest to, by najbliżsi, rodzice byli uświadomieni jak mają postępować, jak wspierać swoje dziecko. Nie każdy radzi sobie, umie, chce i rozumie. Bardzo ważne jest sprawdzanie tego, co i ile je dziecko, oraz w jaki sposób. Najlepiej, gdy w terapii uczestniczy psychoterapeuta, psychodietetyk, czasami nawet wskazana jest pomoc psychiatry. Lekarz rodzinny też odgrywa w tym procesie ważną rolę, bo zleca badania i sprawdza stan zdrowia pacjenta. To faktycznie jest nieustanna walka z chorobą.

Ale przecież nie można nikogo zmusić do jedzenia?

Oczywiście, ale przychodzi często w chorobie moment takiego wyniszczenia organizmu, że trzeba postawić jasną granicę, której przekroczenie staje się śmiertelnym zagrożeniem. Trzeba pracować nad świadomością, motywacją, rozumieniem i podejmowaniem faktycznie nawet drobnych kroków, by odmienić tę sytuację.

Z drugiej strony także osobom z anoreksją zdarzają się napady jedzeniowe. Co to takiego? 

W procesie leczenia niekiedy pojawiają się takie epizody, które są naturalną reakcją organizmu po okresach głodówek albo skrajnych ograniczeń. Fizjologicznie organizm domaga się energii. Niekiedy takie sytuacje są nieodłącznym elementem procesu zdrowienia, warto więc włączyć dietetyka, który odpowiednio będzie potrafił pokierować pacjentem. Pomóc mu w przetrwaniu powrotu do normalnego odżywiania się. Napady jedzeniowe wiążą się z poczuciem utraty kontroli, potrzebą zjedzenia bardzo dużej ilości pożywienia, w szybszym tempie niż normalnie. Występuje wtedy silne i nieprzyjemne poczucie sytości, stres emocjonalny i lęk.

Czy można się w pełni z zaburzeń odżywiania wyleczyć? Czy raczej jest jak z chorobą alkoholową – zalecza się ją tylko? 

Bogna (współautorka książki „Kiedy cierpisz na zaburzenia odżywiania” – przypis. red.) powiedziała kiedyś, że możemy wyzdrowieć na tyle, na ile sobie na to pozwolimy. Jestem przekonana, że z zaburzeń odżywiania można się wyleczyć. To nie jest tak, że zostają one na całe życie z nami. Jednak chodzi o to, by zadbać o swoje życie psychiczne i ciało. Zdrowienie to nauka rozumienia siebie na nowo i obcowania z tym. To kwestia determinacji i chęci, by doświadczyć życie takim, jakim jest – bez zaburzeń. Otwartym pozostaje pytanie, na ile jesteśmy na to gotowi. 

Pokutują też pewne mity dotyczące zaburzeń odżywiania. Jakie? 

Jednym z mitów jest to, że chodzi w nich tylko o jedzenie i wygląd. Albo, że anoreksja to wydumany wymysł nastolatek, które chcą na siebie zwrócić uwagę, że są one wychudzone, a faktycznie nie muszą być wcale przesadnie szczupłe. Mogą ważyć w normie. Niektórzy myślą, że osoby chore nie odczuwają głodu, skoro mogą się powstrzymywać przed jedzeniem. Rzeczywiście jest tak, że głód pojawia się i jest różnie nasilony w zależności od zaawansowania choroby. Na początku walczymy z głodem. Potem żołądek kurczy się i ośrodki odczuwania głodu i sytości przestają normalnie funkcjonować. W trakcie leczenia trzeba uczyć się na nowo jeść i rozpoznawać sygnały płynące z ciała dotyczące głodu i sytości. Organizm potrzebuje na to czasu.

Często choroba przebiega niezauważona, trwa latami, jest dobrze ukrywana. Szczególnie dla rodziców ważna to informacja – co powinno wzmóc naszą czujność?

Dorośli powinni być przede wszystkim uważni na to, czy u ich dziecka nie zaszły zmiany w zachowaniu w kontekście postrzegania swojego ciała, relacji ze znajomymi, czy nie wycofuje się ono, albo czy czasem nie zaczęło bardziej intensywnie ćwiczyć, czy nie przygotowuje z większą skrupulatnością posiłków albo zaczyna omijać okazje do jedzenia. Rodzice powinni być też czujni, czy dziecko nie ukrywa jedzenia, nie wyrzuca go, nie zostawia na talerzu. Sygnałem ostrzegawczym dla nas dorosłych może być sytuacja, gdy dziecko zaczyna jeść w samotności, skupia się na dietach, wprowadza restrykcje żywieniowe. A w aspekcie treningów należy przyjrzeć się, czy nie są one zbyt forsowne i częste. Czyli chodzi o pojawienie się takiej sztywności w zachowaniu, wyobcowanie, wycofywanie się z relacji, niezrozumiałe zachowanie dotyczące ciała i jedzenia.

Co robić, gdy jako rodzic stwierdzimy, że z naszym dzieckiem dzieje się coś niedobrego w kwestii jedzenia?

To wszystko zależy od stopnia zaburzenia, jego przebiegu. Możemy zwrócić się w pierwszej kolejności do lekarza podstawowej opieki zdrowotnej, poszukać psychologa lub psychoterapeuty specjalizującego się w tego typu schorzeniach, by zrozumieć, co faktycznie dzieje się z dzieckiem. Potem wspólnie można zastanowić się, czy terapia jest potrzebna, postarać się – jeśli to konieczne – o wsparcie dietetyka, konsultację medyczną. 

Jak wygląda leczenie zaburzeń odżywiania w Polsce? Czy jest jakiś standard leczenia? To wspólna praca wielu specjalistów. Historie pacjentów pokazują, że nadal bywa różnie.

Myślę, że wielu lekarzy nie rozumie zaburzeń odżywiania i działa stereotypowo, czyli: „Niech zacznie normalnie jeść i będzie lepiej”. Choć z drugiej strony przybywa specjalistów, którzy kształcą się w obszarze zaburzeń odżywiania. Jest kilka ośrodków w Polsce specjalizujących się w ich leczeniu np. Fundacja Drzewo Życia w Malawie. W skrajnych przypadkach chorzy trafiają na oddziały psychiatryczne. Warto też pamiętać, że to praca obu stron. Osoba chorująca powinna też znaleźć w sobie motywację i chęć do wyzdrowienia, pozostać otwarta na to, co przynosi terapia. Najistotniejsze jest to, by prosić o pomoc, walczyć i próbować. Nie tracić nadziei na wyzdrowienie. 

Redakcja

Poprzedni

PiS dało nam szkołę

Następny

„Wydłużają życie” nie spowalniają starzenia!