8 listopada 2024

loader

46 Festiwal Polskich Filmów Fabularnych otwarty

46 Festiwal Polskich Filmów Fabularnych otwarty

Hiacynt – Materiały prasowe

Choć z racji pełnienia funkcji członka jury młodych nie mam możliwości recenzowania oglądanych filmów, to jednak wartoby było coś wspomnieć o tegorocznym święcie rodzimego kina. 46. edycja Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni rozpoczęła się w poniedziałek, 20 września.

Gali otwarcia towarzyszył specjalny pokaz Zezowatego szczęścia w reżyserii Andrzeja Munka na podstawie scenariusza autorstwa Jerzego Stefana Stawińskiego. Wybór seansu raczej nie jest przypadkowy. W tym roku obchodzimy setną rocznicę urodzin twórcy “Eroici”. Jego postać znakomicie opisał Maciej Kędziora na łamach wrześniowego numeru czasopisma “Ekrany”. Selekcjonerzy programowi słusznie uznali, że nie samym Munkiem człowiek żyje. Oprócz Zezwowatego szczęścia w cyklu „Czysta klasyka” zobaczyć można także filmy Krzysztofa Kieślowskiego (oraz inspirowany jego twórczością projekt Gadające głowy 2021), Andrzeja Żuławskiego (i znakomity dokument Kuby Mikurdy Ucieczka na Srebrny Glob) oraz Barbary Sass.
Tegoroczna gala otwarcia była na swój sposób wyjątkowa, wszak dyrektorzy Leszek Kopeć i Tomasz Kolankiewicz mieli jeszcze do podsumowania zeszłoroczną edycję. Na scenę zaproszeni zostali nawet zwycięzcy trzech głównych nagród. Co ważne, nie zabrakło czasu dla twórców przy mikrofonie. Pierwsza głos zabrała Olga Bołądź, zwyciężczyni konkursu filmów krótkometrażowych za Alicję i żabkę. W swoim przemówieniu podziękowała jury za brak lęku przed nagrodzeniem filmu bezpośrednio traktującego o wykluczeniu aborcyjnym. Inne ważne słowa padły z ust Dawida Nickela, którego pełnometrażowy debiut – Ostatni komers – wygrał rok temu konkurs filmów mikrobudżetowych. Nickel zadedykował nagrodę wszystkim nastoletnim członkom społeczności LGBTQ+.
Najdłużej podczas gali otwarcia rozgadał się Mariusz Wilczyński – laureat Złotego Lwa dla najlepszego polskiego filmu za Zabij to i wyjedź z tego miasta. Ten, będący jego pełnometrażowym debiutem, projekt rozwijany był przez prawie 14 lat. Swój głos (bo mowa tu o animacji) podłożyli w nim m.in. Andrzej Wajda, Krystyna Janda, Marek Kondrat, Maja Ostaszewska czy Daniel Olbrychski. Reżyser w przemówieniu zwrócił uwagę o kamieniu milowym, jakiego rolę zdaje się pełnić Zabij to… Dzieło Wilczyńskiego jest pierwszym filmem animowanym, który wygrał konkurs główny gdyńskiego festiwalu.
W momencie, gdy oddaję ten tekst sekretarzowi redakcji, mam za sobą sześć pokazów w Gdyni i dwa filmy obejrzane przed festiwalem. Jeden z nich – Prime time z Bartoszem Bielenią w głównej roli – można oglądać od kilku miesięcy na platformie streamingowej Netflix. Amerykański gigant ma w konkursie głównym jeszcze jednego kandydata do Złotego Lwa. Hiacynt w reżyserii Piotra Domalewskiego – bo o tym filmie mowa – swoją premierę miał podczas MFF Nowe Horyzonty we Wrocławiu, w sierpniu tego roku. Gdyńska publiczność będzie drugą, która będzie miała możliwość obejrzeć najnowsze dzieło twórcy Cichej nocy (2017) i Jak najdalej stąd (2020). Z naturalnych względów jest to jedna z najbardziej wyczekiwanych produkcji walczących o główną nagrodę. Wysokobudżetowa opowieść o młodym milicjancie tropiącym seryjnego mordercy gejów osadzone w czasach akcji “Hiacynt”, opisywana bywa jako najważniejsza premiera roku.
Innym głośnym tytułem jest film kolejnego zdolnego reżysera średniego pokolenia – Żeby nie było śladów. Jan P. Matuszyński ma już na swoim koncie Złotego Lwa. Zdobył go przed pięcioma laty za Ostatnią rodzinę. Jego najnowszy projekt swoją premierę miał na festiwalu w Wenecji, gdzie wyświetlany był w sekcji Orrizonti. Polska ekipa wyjechała jednak bez żadnego wyróżnienia. To drugi pełny metraż w dorobku reżysera. Po sukcesie Ostatniej rodziny skupił się głównie na tworzeniu seriali. W zeszłym roku premierę miał Król, którego Matuszyński zrobił przy współpracy z Canal+ na podstawie książki Szczepana Twardocha.
Przeważająca część tegorocznych kandydatów do zdobycia głównej nagrody koncentruje się na opisywaniu minionych czasów, antagonizując wspomnienia z problemami współczesnego świata. Ciotka Hitlera i Śmierć Zygielbojma rozgrywają się w czasach drugiej wojny światowej, wspomniany już Prime time ma miejsce w noc sylwestrową 1999 roku. Zupa nic, Najmro, Hiacynt i jeszcze kilka produkcji skupiają się na czasach PRL. Nie trudno przeoczyć podczas czytania opisów, że podejście filmów z tegorocznego programu zdaje się różnić od tego obecnego w powszechnym dyskursie, przedstawiając nieco mniej czarną i ponurą rzeczywistość Polski Ludowej.
Jeśli można się do czegoś przyczepić w produkcjach znajdującej się w oficjalnej selekcji festiwalu, to powtarzalność nazwisk. Fakt, że Dawid Ogrodnik i Tomasz Ziętek wcielili się w aż po dwie główne role to jedynie kawałek góry lodowej. Irena Melcer w Gdyni raz występuje jako epizodyczna postać fotografki ze schizofrenią paranoidalną (Sonata), a chwilę później możemy zobaczyć ją na pierwszym planie jako warszawską policjantkę z wygórowanymi ambicjami (Lokatorka). Stawianie na pewne nazwiska jest oczywiście zrozumiałe i nie tylko Irena Melcer występuje w kilku filmach konkursowych (to także m.in. Adam Woronowicz, Andrzej Chyra i Jacek Braciak), ale może w przyszłym roku warto pomyśleć nad tym, by nieco odświeżyć facjaty ukazywane na ekranie. Polskie teatry i szkoły aktorskie aż roją się od zdolnych ludzi.
Przede mną jeszcze kilkanaście pokazów, aczkolwiek po samym programie można dojść do wniosku, że mamy przed sobą najciekawszy konkurs główny przynajmniej od 2016 roku. Wówczas Złotego Lwa wygrała przywoływana już Ostatnia rodzina, ale mocnymi tytułami w stawce były m.in. Wołyń, Jestem mordercą, Zjednoczone Stany Miłości, Plac Zabaw czy Wszystkie nieprzespane noce. Tak jak i wtedy, jesienią też będzie w czym wybierać, jeśli chodzi o kinowe repertuary. Zupa nic oraz Najmro. Kocha, kradnie, szanuje są już dostępne w całej Polsce – od studyjniaków po multipleksy. Bo jeśli chcemy, aby na najważniejszym polskim festiwalu filmowym znajdowały się pozycje na wysokim poziomie, to my, widzowie, musimy dawać im więcej naszej uwagi i wykazać się większą wyrozumiałością.

Tadeusz Jasiński

Poprzedni

W stosunkach Polska i UE a Białoruś i Rosja czas na nowe otwarcie

Następny

Łatwo nie będzie

Zostaw komentarz