Czy jest nadzieja dla tego człowieka, że kiedyś wreszcie coś pojmie, zapytuję sam siebie i sam sobie oraz Państwu odpowiadam: najmniejszej. Pytanie, po co to zrobił i dlaczego? O ile przed podpisaniem „lex Tusk” tliły się jeszcze nadzieje, że może ktoś kiedyś da mu szansę poza Polską, dziś co najwyżej może zostać prezesem Orlenu, o ile Obajtek się zgodzi. Ale może o to w tym właśnie chodziło.
Z „tym człowiekiem”, celowo nie używam słowa prezydent, bo wobec postawy pana De. z ostatnich dni, urząd który piastuje zupełnie doń nie przystaje, i wielkim nietaktem wobec urzędu byłoby łączenie go nadal z nazwiskiem jego posiadacza, jest trochę jak z piłkarzami w polskiej lidze. Naszymi rodzimymi, polskimi piłkarzami. Nie tymi z eksportu, bo zwykle trafiają do nas zawodnicy z drugiej albo trzeciej ligi zachodniej, i na tle naszych błyszczą jak widomo co u psa. Z naszymi młodymi, zdrowymi i kombinującymi po polsku chłopakami, jest jak z panem De.
Oczywiście nie wszystkimi. Są chlubne wyjątki, ale w większości jest u nas tak, a wiem to nie tylko z własnej obserwacji, ale i z opinii ludzi, którzy znają się na futbolu lepiej niż ja, że zwyczajnie nie opłaca się im jechać do lepszych lig zagranicznych, żeby rozwijać talent. Bo i po co mieliby to robić, kiedy u nas żyją sobie jak pączki w maśle, mają w swoich klubach i miastach status półbogów, bawią się w najlepszych lokalach, jedzą i piją najlepsze rzeczy które te im serwują i jeszcze dostają, jak na nasze warunki, niebotyczne gaże i kontrakty. A do tego włos im z głowy nie spadnie, jak przypadkiem dopuszczą się jakiegoś przewinienia albo zawalą jeden czy drugi mecz.
W połowie maja, jak donoszą lokalne media, dwóch zawodników lubelskiego Motoru, który aspiruje do walki o pierwszą ligę, miało rzekomo dopuścić się pobicia człowieka na dyskotece. Obaj sportowcy zaprzeczają, a klub…milczy. W normalnym świecie, za podobne oskarżenia, zawodnicy są zawieszani do momentu wyjaśnienia sprawy, a u nas grają normalnie w kadrze, zarabiają pieniądze. Po co by więc mieli jechać na Zachód, skoro u nas jest może ciut biedniej i siermiężnej, ale przynajmniej po polsku.
Na Zachodzie ponadto jest olbrzymia konkurencja. Nie ma pewności, że nasz topowy zawodnik przebije się do pierwszego składu, więc po co tracić czas, zdrowie i nerwy na rozbijanie sufitów, skoro na polskiej ziemi można całkiem przyzwoicie żyć i się nie przemęczać. Tak samo jest z panem De.
Pan De. czuł, chyba że po dwóch kadencjach, w których nie zdołał wybić się na niepodległość, nie ma sensu pchać nosa na Zachód. Za wysokie progi. Czego by nie zrobił przez ostatnie lata urzędowania, tamci z Zachodu wciąż będą mu pamiętać jego wpadki i postawę partyjnego nominata od długopisu. Jego batalię z sądami, prawami kobiet, łamanie konstytucji, brak zdecydowania i reakcji, kiedy należało interweniować. Promyczek nadziei przyniosła postawa wobec Ukrainy i zjednanie sobie sympatii u Zełenskiego, ale to za mało, żeby przykryć szambo, które nigdy nie będzie perfumerią.
Współczesna Bereza
Kiedy więc na stół wjechała ustawa, za pomocą której PiS de facto montuje w kraju Berezę Kartuską bis, pan De. Nie miał wyboru. Gdyby się postawił, partia zdmuchnęłaby go jak paproch po ustaniu kadencji. Być może odkupiłby w oczach Unii i Stanów swoje przewiny, ale sam pan De. Doskonale wie, że za dużo tego wszystkiego się nazbierało na jego koncie i wynik byłby mocno niepewny. Nawet gdyby zaczął jawnie wspierać opozycję i odkleił się od PiS-u, nikt specjalnie by go na opozycji nie pokochał na nowo, a na Zachodzie wiarygodność jego nawrócenia nadal byłaby podejrzana i mocno kwestionowana. Poza tym trzeba tam znać języki, dobrze poruszać się w kontaktach nieformalnych z najważniejszymi, a przez półtora roku nie da się tego wszystkiego nadrobić.
Przaśniej, czyli lepiej
Lepiej więc pomyślał pan De., być takim, polskim piłkarzem. Grać u siebie, na swoim boisku, na najwyższym, rozgrywkowym szczeblu; z zabezpieczoną na starość pozycją, portfelem i spokojną głową. Po złożeniu urzędu wyjechać gdzieś daleko, odpocząć, nabrać sił, a kiedy sprawy nieco przycichną, wrócić na stare śmieci, zostać konsultantem, lobbystą, prezesem banku, a jak sprawy dobrze się ułożą, może będzie szansa na premiera.
Nie dziwię się panu De. Wy też nie powinniście. Jego postępowanie jest wysoce patriotyczne i wybitnie narodowe. Robi tak, jak każdy, normalny Polak, który chce zarobić, a się nie narobić. Pokorne ciele dwie matki ssie. A jak się nie da, to przynajmniej wydoi ile się da z jednej, Matki Pol(s)ki!