WYWIAD WSPOMNIENIE. Wiesław Michnikowski (1922-2017) – w piątek, 29 września, w wieku 95 lat, zmarł w Warszawie, w której urodził się 2 czerwca 1922 roku . Poniżej pełny tekst rozmowy z Wiesławem Michnikowskim publikowanej dotąd tylko we fragmentach. Rozmawia Krzysztof Lubczyński
Krzysztof Lubczyński: Pana niezapomniane piosenki do dziś wspomina i podśpiewuje część polskich widzów, zwłaszcza tych starszych. Przypomnijmy, że to Lublin był pierwszym etapem Pana kariery artystycznej.
Wiesław Michnikowski: Tak, i mam do tego miasta duży sentyment. Z tego powodu zgodziłem się na ten wywiad, choć ich już zasadniczo nie udzielam, powiedziawszy wszystko, co mam do powiedzenia.
Zanim jednak trafił Pan do Lublina, była warszawska młodość czasów międzywojennych. Czy wtedy właśnie pokochał Pan teatr?
Chodziłem do gimnazjum im. Generała Józefa Sowińskiego, w którym moją polonistką była pani Ludwika Kolczyńska. Ona to dostrzegła we mnie jakieś aktorskie predyspozycje, bowiem angażowała mnie do recytacji na szkolnych akademiach z okazji świąt 3 maja i 11 Listopada. Chodziła też z nami do teatrów na rozmaite przedstawienia, m.in. do Narodowego i Polskiego. Do tego ostatniego, jako uczniowie, otrzymywaliśmy karnety na pięć przedstawień w roku. Pamiętam, że przed każdym spektaklem pani profesor omawiała z nami zagadnienia związane z tekstem sztuki, a po wizycie w teatrze analizowaliśmy spektakl.
Jak Pan trafił do teatru?
Okupację spędziłem w Warszawie, pracując m.in. jako monter w warsztacie samochodowym. W 1945 roku znalazłem się, jako żołnierz Wojska Polskiego, w Lublinie i tam ukończyłem szkołę dramatyczną, po czym zadebiutowałem w tamtejszym Teatrze Miejskim, w roku 1946 w roli Marcelego w sztuce Flersa i Croisseta, „Powrót z wojny”. Grałem w Lublinie bardzo różne role, od farsowych do repertuaru romantycznego, m.in. Nicka w „Marii Stuart” Słowackiego, Fortunia w „Świeczniku” Musseta, Figara w „Weselu Figara” Beaumarchais, Strzałkę w „Skąpcu” Moliera.
Czy spotkał Pan w Lublinie jakichś znanych aktorów?
O tak, np. przedwojennego świetnego komika filmowego Antoniego Gertnera, Irenę Malkiewicz, Jerzego Pichelskiego, czy Józefa Kondrata, stryja popularnego aktora Marka Kondrata. Poznałem też Bohdana Paprockiego, słynnego później tenora operowego.
Jak długo był Pan w Lublinie?
Do początku 1948 roku, kiedy to namówiono mnie do przenosin do Warszawy. Po pewnym czasie wróciłem jednak do Lublina na kilka sezonów i do 1951 roku krążyłem między Warszawą a Lublinem.
Jakie są Pana wspomnienia z Lublina? Gdzie Pan wtedy mieszkał?
Wspomnienia mam bardzo miłe, a mieszkałem w wielu miejscach. Najbardziej zapamiętałem mieszkanie przy ul. Sieniawskiej. Z oknami wychodzącymi na Ogród Saski.
Jakie role najbardziej Pan ceni w swoim dorobku?
O, trudno je wszystkie wymienić. W sumie w teatrze, filmie, telewizji, kabaretach i radiu zagrałem setki ról. Grałem w Teatrze Komedia, Teatrze Nowej Warszawy, w kabarecie „Wagabunda”. W roku 1958 Erwin Axer zaangażował mnie do Teatru Współczesnego, w którym byłem do emerytury.
Widzowie pamiętają Pana także z filmowych ról komediowych, np. jako Kontrolera z filmu Jerzego Hoffmana i Jerzego Skórzewskiego „Gangsterzy i filantropi”.
Bardzo dużo było tych ról, także „Upale” Kazimierza Kutza, czy w serialu „Czterej pancerni i pies” i wiele innych.
Niejednokrotnie, przez lata, wykonywał Pan cudowne, niezapomniane piosenki z telewizyjnego Kabaretu Starszych Panów, m.in. „Wesołe jest życie staruszka”, „Adio pomidory”, czy „Inwokację”. Jak Pan wspomina pracę w tym kabarecie?
Panowie Jeremi Przybora i Jerzy Wasowski byli cudowni, byli wcieleniem elegancji, finezji, wdzięku, delikatnego humoru. Taki był też kabaret i taka atmosfera na planie.
Ktoś określił Pana aktorem wykonującym „partie na flet”, czyli stosującym zawsze – zarówno w rolach komediowych jak i dramatycznych – bardzo subtelne i finezyjne środki wyrazu…
Trudno mi to komentować. Pewnie taka jest moja aktorska natura.
Mówi się, że teatr przeżywa dziś nie tylko kryzys finansowy, ale także artystyczny, że ludzie teatru mają różne problemy, ale też nie wiedzą, czego oczekują od nich widzowie.
Nie jestem teatrologiem i trudno mi się w tych kwestiach wypowiadać. Osobiście byłem i pozostałem zwolennikiem dobrego teatru tradycyjnego. Dlatego tak chętnie gram w komediach Fredry, Blizińskiego, Bałuckiego. Jestem przeciwny eksperymentowaniu z tekstami klasyków. Uważam to za swego rodzaju nadużycie, bo to jest ingerencja w przyjętą przez autorów formę. Nie mam nic przeciwko eksperymentowaniu w teatrze, ale niech to będzie dokonywane na własnych tekstach eksperymentatorów lub autorów, którzy się na to zgadzają. Niech jednak nie deformuje Szekspira, Moliera czy Fredry.
Dlaczego Pan tak uważa?
Bo teatr to także klimat epoki, w której sztuka powstała – jej język, styl, stroje, wnętrza, itd. Taka tradycję teatralną, która przetrzymała próbę czasu, trzeba chronić za wszelką cenę. Jeśli ona nie ocaleje, to co nam zostanie?
Dziękuję za rozmowę.
Wiesław Michnikowski był jednym z największych talentów komicznych polskiego kina i teatru. Debiutował w 1946 r. w Lublinie. W tamtejszym Teatrze Miejskim grał do 1951 roku. Od sezonu 1951/52 w Warszawie. Jego najwspanialszymi kreacjami teatralnymi w Teatrze Współczesnym byli: Artur w sławnej inscenizacji „Tanga” (reż. E. Axer – 1965) i AA w „Emigrantach” S. Mrożka, a także Gogo w „Czekając na Godota” Becketta (1958). W 1997 roku ponownie zagrał w „Tangu”, ale tym razem wuja Eugeniusza. Jako Dyndalski w „Zemście” A. Fredro w Teatrze Polskim w Warszawie – jak napisał W. Filler – „sprostał legendzie Solskiego”. Zagrał też w wielu komediach filmowych, m.in. rewelacyjną rolę Kontrolera w „Gangsterach i filantropach” (J. Hoffman – 1962), Profesora Mielczarka w „Hydrozagadce” ( A. Kondratiuk – 1970), Ambasadora w „Upale” (K. Kutz – 1965), Dyrektora Teatru Lalewicza w „Hallo Szpicbródka czyli ostatni występ króla kasiarzy” (J. Rzeszewski – 1978) czy rolę kobiecą Jej Ekscelencji w „Seksmisji” (J. Machulski – 1984). Obdarzony fenomenalną, naturalną siłą komiczną, był wspaniałą gwiazdą Kabaretu Starszych Panów, wykonując niezapomniane piosenki „Wesołe jest życie staruszka”, „Adio pomidory”, „Całuj wuja” czy „Tanie dranie” w duecie z M. Czechowiczem.