Rozróżnienie mitu od rzeczywistości jest zabiegiem stosunkowo prostym, wymagającym jednak wiedzy, rzetelności i dobrej woli, a nie politycznej frazeologii. Z bajką jest jeszcze prościej.
„Rosjanie świętują swoją bajkową wizję Wielkiej Wojny Ojczyźnianej… Dużo patosu, heroizmu, narodowej dumy, demonstracji wojskowej potęgi. Cierpienie żołnierzy, nędza cywilów, geopolityczne intrygi i okrucieństwa stalinowskiego reżimu – wszystko to, co mogłoby zakłócić idealny obraz Zwycięstwa, zostaje skrupulatnie z obchodów wymazane. …Zapotrzebowanie na mit zrodziło się z przepełnionej zbrodniami przeszłości, smutnej teraźniejszości i ponurych perspektyw na przyszłość. Ludzie nie potrafią poradzić sobie z rzeczywistością, hołdują więc mitom, które zastąpiły im trudną do zniesienia realność. Święto zwycięstwa stanowi trzon mitycznej świadomości” – taką oto supozycję niesie zamieszczony 11 maja br. w „Gazecie Wyborczej” artykuł Katarzyny Pełczyńskiej-Nałęcz pt. „W rosyjskim świecie bajki”.
Przede wszystkim należy przypomnieć, że ZSRR swój udział w II wojnie światowej okupił prawie 28 milionami istnień ludzkich, w tym prawie 11 milionami żołnierzy (dane oficjalne). Wśród ludności cywilnej setki tysięcy zmarło z głodu i w potwornej poniewierce, a w podobnej liczbie rosyjscy jeńcy wojenni zagłodzeni zostali w obozach koncentracyjnych. Straty ludzkie były czterokrotnie większe niż we wszystkich pozostałych państwach ówczesnej koalicji antyhitlerowskiej, a rosyjski wysiłek zbrojny miał kluczowe znaczenie w rozgromieniu III Rzeszy. A więc to, co przypominają i czczą 9 maja Rosjanie, poprzez defiladę wojskową, a nade wszystko w wielomilionowych marszach pamięci „Nieśmiertelnego Pułku” w całym kraju, nie jest mitem tylko minioną, ale rzeczywistością.
Jest rzeczą naturalną, że w takich uroczystościach, na całym zresztą świecie, dominują pozytywne akcenty – radość, duma, satysfakcja nie słyszałem bowiem aby na przykład Francuzi wspominali wtedy o bardzo licznych swoich kolaborantach z okresu II wojny światowej, a Amerykanie 4 lipca o, niedawnych przecież, działaniach wojsk amerykańskich w Wietnamie, które były nielegalne, czy też wręcz zbrodnicze. Dlaczego więc Rosjanie mieliby inaczej postępować przy okazji Dnia Zwycięstwa? Na świąteczny tort nie stawia się palącej gromnicy, wystarczy, że płoną znicze przy mogiłach Nieznanego Żołnierza. Wypominanie przy tej okazji stalinowskiego terroru niewiele ma wspólnego z sednem sprawy, a wspominanie radzieckich geopolitycznych intryg budzi głębokie zdziwienie, bowiem uczestniczyły w nim na równi wszystkie trzy wielkie mocarstwa. Podobnie ma się rzecz z wiedzą Rosjan na temat wybranych faktów z tamtego okresu (m. in. pakt Ribbentrop-Mołotow), bowiem obeznanie Polaków ze swoją przeszłością jest, eufemistycznie to ujmując, bardzo ograniczone.
W wyobraźni autorki przeciętny Rosjanin przez cały rok żyje mitem Zwycięstwa z 1945 roku, co pozwala mu zapomnieć o zbrodniczej przeszłości, za którą nota bene i on, i obecna władza nie czują się odpowiedzialni i o wszystkim co złe, które go otacza. Nadto mit Wielkiej Wojny Ojczyźnianej nie tylko czyni Rosjan dobrymi, ważnymi, ale także rozciąga się nawet w swoisty sposób na wydarzenia w Gruzji w 2008 roku i oczywiście na Ukrainie.
Pani ambasador, bo trzeba wiedzieć, że Pełczyńska-Nałęcz przez dwa lata była ambasadorem RP w Moskwie, radzi również, jak „wyprostować rosyjską percepcję rzeczywistości”, kto i jakimi środkami powinien to czynić, co wpisuje się w polską mesjanistyczną ideologię, którą zresztą w innym miejscu krytykuje. Ale poza takim résumé autorka stwierdza, że „Wyobrażenia Rosjan związane z II wojną światową mogą, zwłaszcza w Polsce, która doświadczyła ciemnej strony radzieckich działań zbrojnych, budzić oburzenie”. I takie właśnie, jednostronne widzenie tamtego czasu leży u podstaw ideologii postsolidarnościowych partii Platformy Obywatelskiej i Prawa i Sprawiedliwości, które stanowi już nie bajkę, a fałszowanie historii.