Pamiętacie wodny western z Kevinem Costnerem z 1995 roku? Prawie cały świat był zalany wodą, a niedobitki ludzkości walczyły o przetrwanie i kawałek suchego lądu. To daleka (?) przyszłość, którą można sobie wyobrazić, korzystając z interaktywnej mapy
flood.firetree.net. Naprawdę fajna zabawa – widać tam, kiedy Elbląg znajdzie się pod wodą, a kiedy przekop mierzei. Nie sądzę wprawdzie, by Niderlandczycy czuli rozbawienie. No, ale skoro żyje się na dnie…
Jednak zanim nas, czy raczej naszych potomków, zaleje woda – i krew – nadejdą czasy suche. A w zasadzie już nadeszły. Ci, którzy oglądają tylko informacje z kraju (mlekiem i miodem płynącego), mogą o tym nawet nie wiedzieć, choć lokalnie chyba przebijają się informacje o leciutkich niedoborach. Wody naszej codziennej.
Susza w Polsce jest częstym zjawiskiem. Przynajmniej ostatnio. A niedługo – za miesiąc, rok, dwa – będzie zjawiskiem trwałym. Specjaliści od rolnictwa alarmują, że rok 2023 może być najgorszy w bieżącym stuleciu. Choć zapewne i tak będzie lepszy niż kolejne. Oficjalne dane ministerstwa potwierdzają występowanie suszy rolniczej (wilgotność gleby jest niedostateczna do zaspokojenia potrzeb roślin w profilu glebowym i prowadzenia normalnej gospodarki w rolnictwie) w dziewięciu na szesnaście województw. Rolnicy jednak uważają te dane za absurdalnie optymistyczne. Ich zdanie może pośrednio potwierdzać raport o stanie rzek na koniec maja, według którego tylko największe rzeki utrzymują „średni” poziom wód, a większość ich dopływów ma poziom niski. W związku z tym jeśli nie wystąpią u nas tropikalne monsuny, niebawem wszystkie rzeki będą w stanach niskich lub zanikających. Wymownym przykładem jest Noteć, do niedawna szósta pod względem dorzecza rzeka w Polsce, aktualnie miejscami bagno lub struga.
Najpoważniejsza sytuacja wodna jest na północy kraju, ale proszę się zbytnio nie martwić o północ, bo cała Polska powoli staje się północą. Gdynia jako pierwsza z większych miast wprowadziła w tym roku ograniczenia w gospodarowaniu wodą. Czy to powód do dumy, nie wiem, ale reszta kraju jeszcze śni na jawie. Poza rolnikami.
Na dalekim zachodzie, we Francji i Hiszpanii, mają już suchą rzeczywistość: nielegalne wodociągi i kradzieże wody do celów rolniczych. W Polsce narzekamy na bobry, spuszczamy świństwa i chemikalia do rzek oraz urządzamy modlitwy o deszcz (Sejm RP 2006). Niewykluczone, że ubocznym efektem tych modlitw była powódź w Małopolsce w 2007 roku, ale może to niepowiązane ze sobą wydarzenia.
Przedsiębiorstwa wodociągowe największych miast zaklinają rzeczywistość, zapewniając, że mimo nawet niskich stanów wód wody (do picia) nie zabraknie. Zdjęcia rzek i zbiorników wodnych jakoś nie dają powodów do wiary w urzędowy optymizm. Za to premier Morawiecki nauczył się od rolników modlitwy o deszcz; polecam ją wszystkim spragnionym. Jedyna szansa dla Polaków na szybkie działania administracji rządowej to nagły brak wody w warszawskich kranach. O ile oczywiście członkowie rządu piją kranówkę, a nie na przykład Rodowitą czy inna Perłę.
Dla rolników tradycyjnie nie ma nadziei, tyle że nie będzie też nadziei na spadek cen żywności. Każdy rok zbliża nas do katastrofy.
Na wszelki wypadek dobrze jest robić zapasy wina – jeśli kogoś oczywiście stać na zapasy. Wino można pić bez szkody dla polskiego ekosystemu, można gotować na winie i na tym, co się nawinie. Można się wykąpać, choć pranie odradzam. Można też kąpać się w piwie, jak w „Postrzyżynach” Hrabala/Mentzla, ale nie każdy ma osobisty browar. Myjcie się więc niejako na zapas. Nie znacie przecież dnia ani godziny.