Lubczynski i Waniek
Nie było zmiłuj. Kaczor wydał wyrok na ociągającego się z dymisją Kuchcika, czyli zabrał mu ulubione zabawki – aeroplany. Skończyło się latanie w ptaka. Nie pomogła nawet „solidarność bieszczadzka” w obronie „wielkiego męża stanu”, jak dowcipnie nazwała go pani burmistrz Cisnej, zorganizowana przed kamerami TVPiS. Sprawa, jak mawiali starożytni Rzymianie, „doszła do trzeciego rzędu” i trzeba było Kuchcikowi wyjąć z dłoni laskę. W jego miejsce marszałkinią Sejmu Witek została – bo nie latała. Nie żartuję. Naprawdę, pierwszym, wyjściowym kryterium dobrania nowego pisowskiego marszałka Sejmu musiał być fakt nie korzystania przezeń z „Kuchciński Ravel”. Ta poprawna w formach zachowania pani będzie pełnić swoją funkcję tylko przez kilka ostatnich tygodni kończącej się kadencji.
Jednak Kuchcik Kuchcikiem a Witek Witkiem, ale może jeszcze bardziej bulwersujący jest ten system zorganizowanego urzędowego kłamstwa po stronie obsługi administracyjnej Sejmu, której twarzą jest niejaki Grzegrzółka, ale zza którego pleców wyłaniają się jego przełożeni, w tym niejaka pani Kaczmarska. Ten system służył (do czasu) kryciu kuchcikowego procederu, m.in. poprzez konsekwentne okłamywanie mediów, a tym samym opinii publicznej. Przy czym takie kłamstwa na milę trącą przestępstwem urzędniczym. Po sprawie Kuchcika wypłynęła teraz sprawa rozpasania mieszkaniowego Karczewskiego, marszałka Senatu, tego od „pracy dla idei” jako najwyższego szczęścia człowieka. Nie widzę problemu w tym, że tak wysocy urzędnicy mieszkają nad wyraz godnie, bo tak być powinno, natomiast oburzające jest to kłamstwo i obłuda pisiorów, którzy kreowali się na jedynych prawych i sprawiedliwych w Sodomie, a wychodzą na żarłoczne jamochłony.
Opróżnione przez Witek stanowisko ministra spraw wewnętrznych objął obecny koordynator służb specjalnych, skazany i ułaskawiony przez Adriana Mariusz Kamiński, ksywa „Mario”. To ponura, odrażająca, mroczna i groźna postać, odrobinę taki „pisiorski Fouché”. W powieści „Dziewięćdziesiąty trzeci” Wiktor Hugo napisał: „Fouché: o duszy demona i twarzy trupa”.
Doktor Paweł Borecki miał całkowitą rację dostrzegając podczas zamieszek wokół Marszu Równości Płocku „atmosferę pogromową”. Tyle czytałem o pogromach antysemickich w II Rzeczypospolitej, w 1946 roku, a także i w odleglejszej historii, ale to była wiedza abstrakcyjna. Trzeba było dopiero zobaczyć te ryczące, wykrzywione nienawiścią twarze żulii atakującej Marsz, by plastycznie uzmysłowić sobie
aurę pogromów.
Trzy dni (po raz pierwszy w życiu) spędziłem w Wałbrzychu (dawny, prastary niemiecki Waldenburg) i oczywiście zwiedziłem też pobliski zamek Książ. Naszło mnie przy okazji kilka refleksji historycznych. Po pierwsze, że, niestety, ta przejęta przez Państwo Polskie w 1945 roku tkanka urbanistyczna nie została otoczona należytą dbałością i piękny niegdyś, położony niemal u stóp Sudetów ex-Waldenburg robi przykre wrażenie miasta zaniedbanego i zapyziałego, także społecznie i cywilizacyjnie. Na ulicach daje się zauważyć sporo podpitych, wydzierganych, wulgarnych par z obfitym przychówkiem (500 plus). Przykro mi, ale (nie tylko w odniesieniu do Wałbrzycha) określenia „polnische wirtschaft” tak zupełnie jednak do lamusa odesłać się nie da. Po drugie, nie miałbym nic przeciwko temu, gdyby Niemcy coś Polsce jeszcze wypłacili w ramach jakichś odszkodowań (od przybytku głowa nie boli), choć to mało realne mimo pohukiwań pisowca Mularczyka. Jednak jest naocznym faktem, że choć nam Niemcy zbrodniczo zburzyli dużą część Warszawy, to jednak – to prawda, pod przymusem Stalina – zostawili nam potężny majątek w postaci tzw. ziem zachodnich i północnych wraz z zasobami przemysłowymi, naturalnymi oraz gigantyczną tkanką urbanistyczną o ogromnej kubaturze. Niestety, akurat w Wałbrzychu to poniemieckie mienie nie zostało dobrze zagospodarowane. Natomiast sam zamek Książ z otaczającym go parkiem – imponujący. Dobra, niemiecka robota. Nie od dziś wiadomo, że to wyższa cywilizacja. Polacy to
jednak untermensze.
Doroczna defilada z okazji Święta Wojska Polskiego odbędzie się tym razem w Katowicach a nie Warszawie. I bardzo dobrze. Nie będą rozjeżdżać Warszawy gąsienicami. A katowiczanom i tak wszystko jedno, bo i tak stale mają wstrząsy górnicze. A poza tym współczesnemu wojsku XXI wieku anachroniczna praktyka buńczucznych defilad, rodem z zamierzchłych czasów, powinna być z gruntu obca.
Duda Adrian (coś przez ostatnie tygodnie słabo obecny w przestrzeni publicznej) objął patronat nad obchodami 75 rocznicy powstania kolaboracyjnej formacji wojskowej zwanej Brygadą Świętokrzyska. Jej ideologia pokrywała się z ideologią przedwojennego „ONR”, czyli chodziło im o totalitarne, katolickie państwo narodu polskiego. Poza mordami na Żydach i lewicowcach, głównym wyczynem tych bandziorów było „wyzwolenie” obozu nazistowskiego w Czechach. 5 maja 1945 roku, kiedy Niemcy już de facto przegrali wojnę, a większość załogi obozu nawiała.
Wyłom w Konfederacji. Kaja Godek obraziła się na kolegów, bo dali jej „nie biorące” miejsce na liście kandydackiej do Sejmu oraz per noga potraktowali jej antyaborcyjną obsesję. Dżentelmeni Konfederacji, Korwin-Mikke, Marzec i Winnicki, na pożegnanie, na Twitterze, potraktowali „z buta” Damę z konfederackiej talii.
Rząd włoski, w którym wicepremierem był ulubieniec Kaczora, skrajny populista Matteo Salvini kończy swój żywot. Jak przystało na rząd włoski, żył krótko. Ciao ragazzi!
14,5 procenta poparcia dla Lewicy, to wynik jednego z ostatnich sondaży przedwyborczych. To jedna z nielicznych krzepiących wieści od dawna. Oczywiście nie należy mówić „hop, póki się nie przeskoczy”.
W tle śmierci boksera Kosteckiego w więzieniu rysuje się osławiona sprawa „podkarpacka”, w której jest wątek nagłośniony przez byłego agenta CBA Wojciecha Janika. Pojawia się w nim Kuchcik, niedawno dymisjonowany marszałek Sejmu i domniemane nagranie rzucające na niego podejrzenie, że korzystał z usług nieletniej ukraińskiej prostytutki. Akcent należy postawić oczywiście na słowie „nieletnia”. Miejmy nadzieję, że Kuchcik kiedyś słono zapłaci za te wszystkie swoje „wysokie loty”.