10 grudnia 2024

loader

Bigos tygodniowy

Przewodniczący Ma(ł)o (to mój nowy przydomek dla prezesa) polecił marszałkini Sejmu Elżbiecie Witek, aby odbyła z sejmem stosunek przerywany. Nie jest to co prawda „Akt przerywany” na miarę dramatu Tadeusza Różewicza, ale przyczyny przerwania są intrygujące. To jakieś pisowskie przecherstwo. Do tej pory PiS używało w stosunkach sejmowych wyłącznie grubej jak opona prezerwatywy, co sprawiało, że Sejm był z punktu widzenia systemu demokratycznego bezpłodny. A co do samego wspomnianego posunięcia – podzielam opinię profesora Wiesława Władyki, że Kaczor przerzucił tę szalupę na drugą stronę rzeki na wszelki wypadek, jako polisę ubezpieczeniową. Może być wykorzystana do różnych celów, w zależności od sytuacji.

Jan Pospieszalski („Warto rozmawiać” i „Gazeta Polska”) lamentuje, że dowcipni księża określają bierzmowanie jako „uroczyste pożegnanie z Kościołem z błogosławieństwem biskupa”. Po bierzmowaniu z całego rocznika w Kościele zostają jednostki, podobno ok. 5 procent. „Tracimy młodzież” – mówi podobno kler. Nawiasem mówiąc, ta szybka i masywna laicyzacja „pokolenia JP 2” jakby nie było oraz jego następców, to intrygujący temat, a jego szczegółowe mechanizmy warte są naukowego studium w rodzaju „Miastka” Macieja Gduli. Również ojciec Romana Giertycha, Maciej, w dramatycznym tonie apeluje (na łamach „Gazety Wyborczej”!) do katolików, by nie głosowali na PiS, bo to bardzo zaszkodzi Kościołowi katolickiemu w Polsce, a pisowców nazywa „zamachowcami”. „Koniec świata” – jak mawiał dozorca Popiołek z serialu „Dom”. Tymczasem powtarzają się fizyczne ataki na kościoły katolickie. Nie pochwalam tego, ale tu w sposób klasyczny realizuje się powiedzenie, że „kto sieje wiatr, zbiera burze”. Dominacja kościelnej narracji w życiu społecznym i publicznym oraz jego nietykalność była przez ostatnie trzydzieści lat tak przemożna, że dla części społeczeństwa stała się aż upokarzająca. Rachunki zawsze są regulowane, prędzej czy później.

Rektor Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu na trzy miesiące zawiesił w obowiązkach akademickich Aleksandra Nalaskowskiego, pracownika naukowo-dydaktycznego tej uczelni i publicysty tygodnika Karnowskich „Sieci” (przez niektórych zwanego dowcipnie tygodnikiem branży rybackiej) za jego haniebny felieton, zawierający skrajną formę mowy nienawiści i pogardy (nazwał uczestników Marszów Równości „wędrownymi gwałcicielami”). Jestem radykalnym wolnościowcem, zwolennikiem maksymalnej wolności słowa, dlatego uważam, że publicyście wolno byłoby napisać to, co znalazło się w felietonie, a poza tym wszystko czego dusza zapragnie i jeszcze gorzej. Pedagogowi i wychowawcy młodzieży akademickiej, którym jest przede wszystkim – nie. Prawolstwo oczywiście podniosło larum.

Wszyscy recenzenci zgodnie psioczą na „Politykę” Patryka Vegi – że film to słaby, rozwlekły, drętwy, sztuczny. Co do mnie, to aż takiej surowości oceny nie podzielam. Nie jest to arcydzieło sztuki filmowej i nie dałbym „Polityce” cenzurki wyższej niż cztery minus, ale nie jest to wcale aż tak bardzo zły film. Ma swoje nieporadności i mielizny, ale czegóż spodziewali się krytycy? Głębi Bergmana, Buñuela czy Viscontiego? Przecież to tylko polityczny pamflet, z dobrym tempem, nieźle zagrany (Ewa Kasprzyk, Andrzej Grabowski, Janusz Chabior) kino użytkowe. Krytykować jest zawsze łatwo, znacznie trudniej znaleźć w utworze coś cennego.

Przy wszystkich sporach o obchody rocznicy wybuchu II wojny światowej jakoś nikt nie wspomniał o genezie pomnika na Westerplatte. Otóż wystawiła go wraża władza ludowa, owi znienawidzeni „komuniści”, choć przecież wojsko na Westerplatte broniło w 1939 roku burżuazyjno-pańskiej Polski. Wystawiła pomnik w 1966 roku, za czasów Władysława Gomułki, który w więzieniach II Rzeczypospolitej przesiedział się 7 lat, został wtedy postrzelony przez policję i nie miał powodu by tamtą Polskę dobrze wspominać.

Z afery hejterskiej w resorcie Ziobra wyszła jeszcze dodatkowa ohyda – antysemityzm. Otwarty, bezwstydny i siermiężny jak dawne worki na ziemniaki, objawiony jednego z przybocznych Ziobra, niejakiego Dudzicza z neo-KRS. Jest teraz najpopularniejszym polskim sędzią w Izraelu, a to Polsce dobrze nie zrobi.

„Ci, co myślą, że nowa Komisja Europejska będzie miała inne podejście do praworządności niż ja, to się zdziwią” – zapowiedział Frans Timmermans, wiceszef KE. I o to chodzi!

TVPiS staje na głowie, żeby upodobnić się do komitetu wyborczego swojej partii. Publikowane materiały z każdym dniem przypominają spoty wyborcze PiS. W Lublinie w lokalnej TVP3 odbyła się „debata”, w której wystąpili sami pisowcy. To jest jawne i bezczelne łamanie reguł wyborczych w mediach.

W swoim „Warto rozmawiać” Pospieszalski mówił o ateizmie i neomarksizmie jako o „fałszywej świadomości” i „błędzie antropologicznym”. Widzę je raczej w religii, tak jak definiowali ją Marks i Lenin. Tymczasem odbyła się klerykalna impreza „Polska pod krzyżem”, czy coś w tym rodzaju. Podobno wzięło w niej udział około 60 tysięcy osób. Jak na ponad trzydziestomilionowy naród katolicki to niewiele. W Polsce coraz wyraźnie widać zmęczenie religią i nie dotyczy tylko laicyzującej się młodzieży. Także wielu starszych, choć formalnie trwa przy kościele, nie ma w sobie dawnego żaru i entuzjazmu. Wiedza o pedofilskich aferach, chciwości i bucie kleru przesącza się jednak do świadomości coraz większej liczny wiernych. Daje to efekt nie na tyle mocny, żeby prowadziło do otwartych odejść z kościoła, ale wystarczający, by wywoływać efekt cichego, ale postępującego rozczarowania.

Krzysztof Lubczyński

Poprzedni

Program Lewicy

Następny

Może później?

Zostaw komentarz