„Wojna jest tylko kontynuacją polityki innymi środkami” – mawiał Carl von Clausewitz. Współcześnie można tę paremię ukutą przez XIX-wiecznego pruskiego generała rozszerzyć o „wojnę ekonomiczną”. W konflikcie, powstałych w wyniku majdanowego przewrotu władz Ukrainy, ze zbuntowanym Donbasem, Kijów stosował metody polityczne, militarne a teraz przeszedł do wojny ekonomicznej. Niestety jak pokazało życie, blokada ekonomiczna okazuje się bronią obosieczną.
Pomimo działań wojennych przerwanych rozejmem w Mińsku i skrajnie wrogich relacji pomiędzy władzami w Kijowie, a prorosyjskimi rebeliantami kontrolującymi część Donbasu, współpraca gospodarcza firm znajdujących się po obu stronach linii frontu trwała w najlepsze. Wynikało to z przesłanek oczywistych, wszak do 2014 roku leżały one na terenie jednego kraju – Ukrainy i sieć kooperantów oraz odbiorców, rozrzucona była po całym państwie. Po drugie, cechą charakterystyczną kapitalizmu ukraińskiego, jest to że przemysł znajduje się w rękach oligarchów, a w Donbasie należy w większości do Rinata Achmetowa. Jego grupa kapitałowa posiadająca dziesiątki kopalni, hut, zakładów koksowniczych, chemicznych metalurgicznych prowadziła swoje interesy nadal pomimo rebelii. Achmetow to również właściciel największego stadionu – „Donbas Arena” znanego polskim kibicom z okresu wspólnych Mistrzostw Europy w piłce nożnej. Co istotne, Achmetow po okresie „grania na dwa fronty”, zadeklarował lojalność nowym władzom Ukrainy i to tam płynęły miliardy $ z podatków. Z drugiej strony ludzie muszą z czegoś żyć, a więc zapewniające pracę, obywatelom objętego powstaniem Donbasu, zakłady Achmetowa były i na rękę powstańcom. Oczywiście nic za darmo, tajemnicą poliszynela jest fakt, że część zysków zasilała kieszenie separatystów. Walka o wpływy z tych źródeł, szczególnie na terenie Ługańskiej Republiki Ludowej przybrała krwawy obrót, w wyniku czego zginęło w bratobójczych zamachach kilku dowódców powstańczych, chcących za razem kontrolować handel węglem.
Radykałowie blokują
Donbas dla Ukrainy, to jak Górny Śląsk dla Polski, dziesiątek lat kooperacji i tradycyjnych źródeł zaopatrzenia w węgiel, nie da się ot tak zerwać. Tak wiec pomimo wrogich deklaracji politycznych i walk militarnych, handel szedł w najlepsze, kopalnie fedrowały i pociągi z węglem jechały ze zbuntowanych republik ludowych na tereny Ukrainy, kontrolowane przez rząd.
Niestety, wobec kolejnych krwawych klęsk wojsk ukraińskich w ramach tzw. Operacji Antyterrorystycznej i fiaska rozmów politycznych, władze w Kijowie przeszły do instrumentu nacisku jakim jest blokada ekonomiczna. Mimo, potępienia tego typu działań przez ONZ, OBWE i nacisków na Ukrainę ze strony wielu krajów w tym Niemiec, prezydent Poroszenko pozostawał w tej kwestii nieugięty.
Blokada jednak nie była szczelna, gdyż wielki oligarcha Rinat Achmetow swoje interesy prowadził nadal, a węgiel był po prostu niezbędny ukraińskim elektrowniom. I tu na arenę wkroczyli ukraińscy prawicowi ekstremiści, organizując z weteranami „ATO” z batalionów ochotniczych, blokady dróg i linii kolejowych, paraliżując wszelki transport z terytorium objętym powstaniem.
28 lutego tzw. „tituszki” – chuligani do wynajęcia, opłacani prawdopodobnie przez Achmetowa – szturmowali punkty blokad, jednak interwencja sił MSW ochroniła blokujących. Do aresztu powędrowało kilkudziesięciu młodych mężczyzn atakujących blokadę.
Ukraiński szef MSW Arsen Awakow, publicznie stwierdził, że służbom MSW potrzeba 5 minut na rozgonienie blokad, jednak musi być decyzja sądu w tej kwestii lub stosowne pełnomocnictwa dla MSW od rządu Wołodymira Hrojsmana.
Blokada ekstremistów, o czym wiedzą wszyscy, uderza w ukraińską energetykę, a trwa dość mroźna w tym roku na Ukrainie zima. Dochodzi do kuriozalnej sytuacji zakupu przez elektrociepłownie ukraińskie węgla w Rosji, do której dostarczany i sprzedawany jest węgiel z Donbasu. Z drugiej strony potrzebny hutom na objętym powstaniem Donbasie węgiel koksujący, dostarczany dotychczas z obszarów Donbasu kontrolowanego przez armię ukraińską, wobec blokady, zaczęły dostarczać firmy z Rosji.
W tej atmosferze 26 lutego 2017 na specjalnie zwołanej konferencji prasowej szef Donieckiej Republiki Ludowej Aleksandr Zacharczenko i Ługańskiej Republiki Ludowej Igor Płotnicki dali ultimatum stronie ukraińskiej zniesienia blokady do 1 marca 2017 roku, pod groźbą nacjonalizacji przedsiębiorstw ukraińskich na terenie obu samozwańczych republik.
Powstańcy nacjonalizują
27 lutego na nadzwyczajnym posiedzeniu Rady Narodowej DNR (republikańskiego parlamentu) przyjęto prawo „O prawie podatkowym”, zgodnie z którym osoby prawne i osoby fizyczne – producenci nie będący rezydentami do 1 marca br. zobowiązani są zawrzeć umowy z organami podatkowymi republiki”. Szef Rady Narodowej DNR Denis Puszylin tłumaczył to faktem blokady ekonomicznej i niedopuszczalności, aby w tych okolicznościach na terenie DNR pracowały przedsiębiorstwa zarejestrowane na Ukrainie, nie płacące podatków do budżetu republiki.
Zgodnie z przyjętymi przepisami, w przypadku nie wykonania przewidzianej rejestracji, w przedsiębiorstwach zostaną wprowadzone zewnętrzne zarządzające władze tymczasowe.
Tłumacząc to na język prawniczy, dojdzie do nacjonalizacji tych firm.
Powstańczy minister przemysłu Aleksiej Granowski powiedział zaś, że „Decyzja o przejściu wszystkich nierezydentów (firm ukraińskich) pod jurysdykcję republiki tylko rozszerzy krąg zewnętrznych związków DNR. „Bezwzględnie, czeka nas wielka praca , wszystkich ministerstw i urzędów Republiki. Nie zważając na trudności z politycznym uznaniem republiki, jej producenci rozwijają kooperacje i współpracę handlową z bliższymi i dalszymi partnerami zagranicznymi. Obserwujemy szybkie uniezależnianie się od rynku ukraińskiego. Mamy przepracowane procedury sprawnego przejęcia firm rezydentów”.
28 lutego, nie czekając na upływ ultimatum na ternie Ługańskiej Republiki Ludowej wprowadzono tymczasowe zarządy w przedsiębiorstwach należących do ukraińskiego oligarchy Rinata Achmetowa. W szczególności do firm holdingu DTEK (Donbaska Paliwowo Energetyczna Kompania) „DTEK Rowienkiantracyt”, „DTEK Swierdłowantracyt” i do należącego do holdingu „Medinwest”, również będącego własnością Rinata Achmetowa, koncernu „PAO Krasnodonwęgiel” skupiającego 7 kopalni węgla kamiennego.
Wszystko to są zakłady największej ukraińskiej grupy kapitałowej SKM System Capital Management, właściciela kopalń, zakładów metalurgicznych, koksowni i fabryk w Donabasie i pozostałych regionach Ukrainy. Przed wybuchem wojny domowej na Ukrainie, Holding SKM, którego kapitał wynosi ponad 30 mld dol., zatrudniał ponad 300 tys. Ukraińców a pośrednio (wliczając przedsiębiorstwa partnerskie i rodziny pracowników) dawał utrzymanie 5 milionom obywateli Ukrainy.
Z przejętych 1 marca przeszło 40 zakładów napływają zgodne informacje:
1. Zdjęto ze stanowisk szereg osób na kierowniczych stanowiskach znacjonalizowanych przedsiębiorstw.
2. Wprowadzono 8 godzinny dzień pracy.
3. Produkcja będzie wysyłana do Lipiecka (półmilionowe miasto opodal Woroneża) w Rosji.
4. Pensje zostają zasadniczo podniesione, ale wypłacane będą w rosyjskich rublach.
5. Tymczasowa administracja pochodzi z Rosji
Należy przypuszczać, że wyżej opisane działania prowadzone są w uzgodnieniu z Rosją. Sekretarz Prasowy Kremla Dmitrj Pieskow komentując pytanie dziennikarza wyraził 1 marca zrozumienie dla działań Zaharczenko i Płotnickiego w obliczu „niedopuszczalnej blokady ekonomicznej”.
Moskwa uznając dokumenty samozwańczych republik uznała je de iure?
18 lutego prezydent Rosji Władimir Putin wydał dekret wchodzący w życie z dniem podpisania, o uznaniu niektórych dokumentów wydawanych przez organy administracji Donieckiej Republiki Ludowej i Ługańskiej Republiki Ludowej. Co wywołało „burzę” tak na Ukrainie jak i w przestrzeni międzynarodowej.
W ocenie Sekretarza Generalnego Organizacji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie (OBWE) Lamberto Zanniera : „decyzja o uznaniu takich „dokumentów” faktycznie oznacza uznanie tych, którzy je wydali. Decyzja Rosji o uznaniu niektórych „dokumentów”, które emitowane są przez separatystów na okupowanej części Donbasu, zaszkodzą możliwościom umocnienia zawieszenia broni na Donbasie. Ten krok Rosji stał się krokiem wstecz i tak „bardzo odległego” celu jakim jest powstrzymanie wojny na Donbasie”. Ponadto Zannier uważa, że „decyzja o uznaniu takich „dokumentów”, oczywiście że faktycznie oznaczają (…) uznanie i tych, kto wydaje te dokumenty”.
W tej kwestii zabrali głos również dyplomaci ONZ. W tym, Wysoki Komisarz ONZ ds. uchodźców Filippo Grandi. „Z jednej strony ważne, aby ludzie mieli dokumenty. No, ale z drugiej strony, nie powinno się podejmować kroków, które utrudnią proces pokojowy określony przez porozumienie w Mińsku” – powiedział. W udzielonym wywiadzie Grandii stwierdza: „Ja nie mówię, że to jest zły krok – ale proszę mnie dobrze zrozumieć. Trzeba pamiętać, że główne zadanie – to uzyskanie porozumienia walczących stron”. Dyplomata ONZ wskazał niedwuznacznie, że głównym celem wszelkich działań powinno być rozwiązanie konfliktu na Donbasie. W tej kwestii Komisarz Grandii wysoko ocenił skalę i zakres pomocy humanitarnej jakiej udziela Rosja mieszkańcom Donbasu na miejscu jak i przyjętym setkom tysięcy uchodźców i wyraził nadzieję na jej dalsze podtrzymanie w tej skali.
Dyplomata ONZ w aspekcie sytuacji na Donbasie zasugerował przypomnienie praktyk Ligi Narodów z 1922. Wówczas jej komisarz Fridtjof Nansen opracował tzw. „nansenowskie paszporty”, potwierdzające dane osobowe bezpaństwowców. Ich posiadaczami w owym okresie byli liczni emigrantów i swego rodzaju „sieroty” po państwach upadłych carskiej Rosji, monarchii austro-węgierskiej, czy cesarskich Niemiec..
Najostrzej zareagował na działania Rosji prezydent Ukrainy Petro Poroszenko, twierdząc, że decyzja Moskwy potwierdza okupację Donbasu przez Rosję. Sekretarz Rady Bezpieczeństwa Ukrainy Ołeksandr Turczynow stwierdził zaś, że działania Rosji oznaczają jej wyjście z porozumień zawartych w Mińsku.
Szczegółowa analiza dekretu prezydenta Putina, nie daje jednak podstaw do tak daleko idących wniosków. W szczególności w dekrecie z 18 lutego wydanym przez prezydenta Putina „o uznaniu przez Federację Rosyjską dokumentów i znaków rejestracyjnych środków transportu wydanych obywatelom Ukrainy i osobom bez obywatelstwa, stale zamieszkałym na terenie odrębnych rejonów Donieckiego i Ługańskiego okręgów Ukrainy”, zapisano „czarno na białym” w punkcie pierwszym: „dekret wydany jest okresowo, do czasu uregulowania sytuacji w tych okręgach na bazie porozumień mińskich”. W punkcie „A” dekret brzmi: „Federacja Rosyjska uznaje dokumenty: potwierdzające tożsamość, dokumenty dotyczące wykształcenia lub kwalifikacje, świadectwa urodzenia, świadectwa rozwodu, zaświadczenie o zmianie imion, o śmierci, świadectwa rejestracji środków transportu, wydane przez odpowiednie organy i organizacje, faktycznie funkcjonujące na wskazanych terytoriach opisanych rejonów, obywatelom Ukrainy i osobom bez obywatelstwa trwale żyjących na tych terytoriach”. W Punkcie „B” zapisano, że Rosja umożliwia osobom zamieszkałym na terytoriach Doniecka i Ługańska na bezwizowy wjazd na jej terytorium.
Zasadniczo więc działania Rosjan nie tworzą nowej jakości, a są realizacją podstawowych praw człowieka zawartych w dokumentach prawa międzynarodowego. Minister spraw zagranicznych Rosji Siergiej Ławrow wprost tak uważa, uzupełniając to co oceną, że jest to element realizacji porozumień mińskich
Działanie Rosjan sankcjonuje za razem stan faktyczny, masa młodych Ukraińców z Doniecka i Ługańska studiuje na rosyjskich uniwersytetach, a setki tysięcy mężczyzn i kobiet Donbasu pracuje w Rosji, mniej lub bardziej trwale. Oczywiście wytworzenie stanu faktycznego, w którym kilka milionów mieszkańców zbuntowanego Donbasu odcięte jest od Rosji, bez prawa do nauki, pracy i wjazdu gdziekolwiek, byłoby na rękę władzom w Kijowie. Stan taki znacząco pogorszyłoby sytuację socjalno-bytową i nastroje społeczne w objętych powstaniem regionach, wywołując niepokoje społeczne wymierzone w powstańcze władze. Na to, ze względów oczywistych nie mogła zgodzić się Rosja i bezsilnie przyglądać się ekonomicznemu unicestwianiu pobratymców.
Sytuacja wydaje się jednak dryfować w kierunku rozerwania więzi gospodarczych łączących Ukrainę z Donbasem, co mimo głośnych protestów adwersarzy de facto jest obu stronom na rękę. Utrzymywanie ludności Donbasu jest dość dużym obciążeniem dla budżetu Federacji Rosyjskiej. 28 lutego do zbuntowanych republik wjechał już 61 konwój humanitarny Ministerstwa ds. Sytuacji Nadzwyczajnych dostarczając setki ton produktów pierwszej potrzeby, leków i żywności. Rosja wprawdzie „na siłę” chce wepchnąć separatystyczne regiony Ługańska i Doniecka z powrotem w skład Ukrainy, aby w oparciu o decentralizację i autonomię regionów rozgrywać swoje interesy w Kijowie, jednak ekonomia ma swoje prawa i przemysł Donbasu musi pracować dla rebeliantów. Z drugiej strony Kijów nie pali się do przyjęcia zbuntowanych obszarów, nie chce realizacji porozumień mińskich przewidujących zmiany w konstytucji, decentralizację i autonomie w/w obszaru. Po prostu władze ukraińskie boją się „rosyjskiego konia trojańskiego” jakim stanie się Donbas w ramach zreformowanej wg ustaleń w Mińsku Ukrainy.