Im bardziej PiS przykręca śrubę Polakom swoją polityką bezmyślności i niekompetencji, tym bardziej opozycja się radykalizuje w swoim przekazie i okopuje w starym przysiółku, gdzie każdy kąt jest już obsikany i nic niespodziewanego się nie przydarzy. A gdyby tak szerzej, poza swój widnokrąg, to co wtedy? Aaa, wtedy jest ryzyko, źe żelazne jądro zmurszeje, a nowe się nie wykluje.
Nie wiem który to już raz czytam, że tzw. klasa średnia, libki, czy jak tam jeszcze się określa ludzi, którzy ciężko pracują i są okradani przez państwo z owoców swojej krwawicy, dąsają się na światowy kryzys, bo nie mogą posyłać dzieci na konie, rezygnują z diety pudełkowej albo nie dają rady pojechać na wakacje za granicę. Taki to obraz mitycznej klasy średniej wyłania się z lektur prasy kolorowej i informacyjnej głównego nurtu. Utyskują prawi, bo to nie ich elektorat je z pudełek albo funduje dzieciom dodatkowy angielski z native speakerem. Ich wyborca je w domu, gotuje mu żona, a żonie gotuje ona sama. Tak jak dzieciakom, które chodzą do szkoły rejonowej, na religię, do komunii, a na wakacje jadą do babci na wieś i komu to przeszkadza. Pomstują też lewi, bo ich też nie stać na tenisa i konie, jedzą w mlecznym barze, ubrania wymieniają na fejsbukowych grupach, a dzieci im kołysze koleżanka po pracy, zapoznana na manifestacji pod domem Kaczyńskiego. Tamtych, co to im tak bardzo źle, niech tuli do cyca Platforma z Hołownią. Nic tu po nich. Oni nie nasi, ani nie ich. Bo mają. Albo mają, bo pewnie ukradli, albo mają, bo jeszcze im nie zabrali, a powinni. My nie mamy. Bo nigdy nie mieliśmy, albo nie wiemy, co to jest mieć, bo tak nie wypada. A ja się pytam: a co jest w tym złego, że ktoś, swoją pracą, często ponad siły, chce zapewnić dzieciom godny start, lepsze wykształcenie, dostatnie życie, podróże? I w czym jego uszczerbek na dochodach ma być gorszy od straty pielęgniarki, sprzątaczki czy bezrobotnego? Ma być traktowany jak niewdzięczny darmozjad, tylko dlatego, że lepiej mu się powiodło, dzięki pracy własnych rąk i intelektu, niż ten, któremu powiodło się w życiu gorzej? Brać w obronę można tylko maluczkich, chromych i słabych, a tego, kto traci tak samo, albo w ogólnym rozliczeniu nawet więcej, trzeba zostawić samemu sobie, bo jeszcze nie obdarli go do białej kości? To jest klasyczna bolszewia. I taką bolszewicką politykę prezentuje na łamach i na portalach wielu lewicowych publicystów. Przyznać rację ludziom, którzy tracą na polityce PiS-u wakacje, lepsze auto, albo nawet najbardziej wyszukane fanaberie, to jak stanąć po stronie burżuazji.
Ach ta rewolucja!
A rewolucja wciąż trwa i trzeba trzymać się dogmatu. Naturalnie, można to robić, tylko wówczas, jeśli ów paradygmat stanie się obowiązującą wykładnią, lewica w Polsce będzie miała do 7 proc. poparcia przez kolejne 20 lat. Bo to jest anachroniczna lewica. Z myśleniem, które na Zachodzie było dobre w marcu 1968 r., a do dziś ukrywa się w przetrwalnikowej formie w odmętach zdelegalizowanej KPP. Włodzimierzu Czarzasty i Adrianie Zandbergu, nie idźcie tą drogą.
Klasa średnia, którą ja zdecydowanie wolę nazywać klasą pracującą, pomny na historyczne konotacje, nie jest ani prawa, ani lewa. To, że prawica nie chce po nią sięgnąć, jest dość oczywiste. Zwykle niewierzący, albo niepraktykujący, ceniący wolność, własne zdanie, znający inną niż polską mentalność, języki. Na prawicy to nie przechodzi. A pisząc prawicy, mam na myśli także i Hołownię i PO. Bo mimo wielu prób zrzucenia z siebie narodowej pelerynki, ta w obu tych formacjach całkiem nieźle przywarła do grzbietu liderom. Czemu z kolei nie chce zawalczyć o nią lewica, pojęcia nie mam. Ludzie, którzy nie boją się ciężkiej pracy. Którzy doszli do tego co mają, dzięki niej, wbrew przeciwnościom losu, który nazywa się Polska. Ludzie często z awansu społecznego, małych miejscowości, odnajdujący się w realiach metropolii, wiedzący, jak ciężki jest chleb, na który trzeba samemu zaharować. I co? Dla lewicy to też be?
Klasa pracująca nie ma w Polsce swojego reprezentanta, i z braku lepszego pomysłu na nią, wszyscy wpychają ją w ręce Tuska, bo przecież to on obiecywał niskie podatki. A nie pamiętamy już, że to właśnie za niego podatki poszły do góry, podobnie jak wiek emerytalny.
Skansen Marksa
Jeśli lewica w Polsce nie chce zostać czerwonym skansenem, po pierwsze musi iść nie tylko na bazary, do familoków i biedaszybów, ale też na strzeżone osiedla, do miasteczka Wilanów, na peryferia i sypialnie mniejszych miast, gdzie stoją jednorodzinne domki od sztancy. A po wtóre, musi zaprzestać używania języka rodem z „Kapitału” i dzielenia świata według XIX wiecznego archetypu burżuj-robotnik. To naprawdę nie jest ani mądre, ani śmieszne, a przede wszystkim, jeśli już chcemy być fair i w sferze semantycznej, zwyczajnie niesprawiedliwe. Ludzie mają prawo do bycia bogatymi. Jeśli tylko doszli do swojego dobrobytu uczciwie. Mają prawo żyć jak chcą, jeść co chcą i za ile, jeździć czym chcą, jeśli ich stać. A to, że się im funduje recesję i inflację to nie dziejowa sprawiedliwość, tylko takie samo złodziejstwo, jak zabieranie podwyżek budżetówce albo waloryzacji rencistom. Bo kim, ja, ty , Włodzimierz Czarzasty czy Xawier Woliński jesteśmy, żeby oceniać, kto jest dobry a kto zły, po stanie jego konta. Trójka klasową? Panowie, na Boga (jeśli istnieje), nie tędy. Zlitujcie się.