„Znam właścicielkę firmy asfaltowej, więc kobiety mogą kłaść asfalt” – ta odpowiedź Magdaleny Środy w programie Krzysztofie Stanowskiego na pytanie, czy naprawdę nie ma ani jednego zawodu, do wykonywania którego kobiety mogą być słabiej przysposobione od mężczyzn, pokazuje, co jest nie tak z liberalnym feminizmem.
To nie jest stanowisko w interesie kobiet pracujących i ludzi pracy w ogóle. Środa domaga się tam, żeby kobiety mogły na równi z mężczyznami pracować na kopalni, nosić ciężary na magazynie i kłaść asfalt. Czyli, żeby spełnić marzenie kapitału i zagonić je do tej samej harówki, co mężczyzn. Na dodatek miesza się jej różnica klasowa między kapitalistką a robotnicą. Ja znam właściciela kliniki położniczej, ale nie twierdzę, że mężczyźni mogą rodzić dzieci; znam także właściciela firmy sprzątającej i wiem, że to nie kapitaliści czyszczą kible.
Różnice płci
Jednocześnie profesorka dodaje coś, co powinna uczynić osią swojego wywodu. Zauważa, że gdy praca „męska” zostaje zautomatyzowana lub staje się fizycznie lżejsza dzięki maszynom, robi się tańsza i wówczas masowo zaczynają wykonywać ją kobiety. W ten sposób kapitał obniża koszt siły roboczej dzięki jej feminizacji. I to jest realny problem, jak ten proces dewaluacji pracy zatrzymać, a nie obłąkańcze upieranie się, że nie ma różnic w predyspozycjach biologicznych czy dziecinne żądanie, żebyśmy wszyscy byli dopuszczeni do każdego rodzaju prac. Problemem jest upłciowienie pracy ze względu na produkcyjną i reprodukcyjną, ale także innego rodzaju polityczne wartościowania – na pracę umysłową i manualną czy kierowniczą i wykonawczą.
Rozmaite predyspozycje do wykonywania pracy – nie tylko płciowe – istnieją. Nie wszystko jest kwestią dyskursu, stereotypów, uprzedzeń (choć sporo jest). Większa równowaga płciowa w wykonywaniu płac produkcyjnych i reprodukcyjnych, dzięki rozmontowywaniu tych barier, jest czymś pożądanym, ale gdy chcemy ją osiągnąć wyłącznie poprzez zmiany w postawach kulturowych, popadamy w nieżyciowe skrajności. Najistotniejsze jest dowartościowanie sfer, prac, wartości uważanych za kobiece, zamiast naciskania, żeby kobiety uciekały z tej kondycji na budowę, na przodek czy zakładały firmy asfaltowe.
Potrzebne uznanie
Jeśli obszar reprodukcji będzie cieszył się nie tylko deklaratywnym szacunkiem, ale systemowym uznaniem, to siłą rzeczy będzie w nim obecnych więcej mężczyzn, a po stronie produkcyjnej – więcej kobiet. Wtedy klasę robotniczą trudniej będzie napuszczać na siebie po liniach wojny płci. Stanie ona solidarnie do walki o swoje prawa przeciwko właścicielkom firm asfaltowych, ministerek górnictwa i brygadzistek na magazynie.
P.S. Po raz kolejny okazało się, że posadzenie tuzy libleftu obok kogoś, kto zadaje normikowe pytania z dziedziny, w której ta osoba się specjalizuje, obnaża zupełne oderwanie od rzeczywistości, nieumiejętność poprowadzenia zwyczajnej rozmowy i skonstruowania argumentu, który nie osuwałby się w absurd.