Asanali Ashimov nazywany jest Mędrcem, jak każe wschodnia tradycja. Mówią też o nim Maestro, bo w mistrzowskim stopniu opanował tajniki profesji aktora. Ostatnio zyskał nowy przydomek: „Brand Kazachstanu”.
Obchodzący właśnie 80. urodziny artysta teatru i filmu Kazachstanu, gwiazdor filmu radzieckiego, znany w całym ZSRR i poza jego granicami, doczekał się jubileuszu, o jakim trudno byłoby nawet zamarzyć. Wszyscy go tutaj pamiętają z takich filmów jak „Koniec atamana” czy „Transsyberyjski ekspres”, a w teatrze z głównych ról m.in. w „Juliuszu Cezarze”, „Rewizorze”. Wszyscy wiedzą, że to on stał się podporą szkolnictwa teatralnego, stowarzyszeń twórczych, festiwali, że zapracował na swoją pozycję także jako dyrektor teatru w Ałma Acie. Ashimov to prawdziwa instytucja, człowiek orkiestra, także autor książek wspomnieniowych, w których opisuje dzieje swojego życia.
Impulsem jubileuszu stało się wysokie odznaczenie, Order Bohatera Pracy, którym parę miesięcy temu obdarzył Ashimova prezydent Nursułtan Nazarbajew. Postanowiono uczcić urodziny artysty nie tylko uroczystym koncertem w Astanie, stolicy kraju, ale także dziesięciodniowym festiwalem teatralnym, w którym przez całą dekadą konfrontować się miały kazachskie teatry z teatrami bliskich i dalszych krajów, nawet tak odległych, jak Łotwa, Niemcy czy Japonia. Prawdę mówiąc, nie przypominam sobie, aby jakikolwiek festiwal teatralny dedykowano żyjącemu, obchodzącemu urodziny artyście. Festiwalowi nadano rangę, tytułując go pierwszym i światowym, pragnąc w ten sposób zapowiedzieć, że to dopiero początek, ale i podkreślić, że Ashimov na takie światowe potraktowanie zasługuje. Miały tego dowieść i dowiodły filmy dokumentalne, w których Ashimov został pokazany jako człowiek ogromnej kultury, życiowego doświadczenia i mistrzostwa. Moskiewskie wydawnictwo „Chudożestwiennaja Literatura” wznowiło książkę wspomnieniową artysty: „Z miłością dla was – Asanali Ashimov”. Ale najważniejsze było okazywane aktorowi na każdym kroku przywiązanie publiczności. Gdziekolwiek się pojawiał, w teatrze czy na spacerze, wszędzie towarzyszyły mu oklaski, prośby o autografy i wspólne zdjęcia. Widać, że jest dla bardzo wielu ludzi kimś naprawdę bliskim. No, właśnie: Brand.
Na festiwal zaproszono grono krytyków z Europy i Azji, którzy utworzyli tzw. kolegium krytyków, któremu Ashimov przewodniczył, mające oceniać poszczególne spektakle – nie po to, aby przyznawać nagrody, ale rozmawiać o przedstawieniach, ich artystycznym kształcie i przesłaniu. Znalazłem się w tym gronie obok krytyków z Azerbejdżanu, Gruzji, Francji i Rosji i mogłem być świadkiem niezwykłego spotkania w cieniu rozpoczętej właśnie wystawy Expo 2017. „W cieniu” to nie najlepsze sformułowanie. Mogłoby sugerować, że wystawa światowa ze szczętem przyćmiła festiwal. Tak jednak nie było, mimo oczywistego faktu, że potężne środki finansowe, którymi Kazachstan wsparł Expo 2017 nie mogą się równać nakładom na festiwal. Ale mimo tej różnicy potencjałów, święto Ashimova było widać w Astanie niemal na każdym kroku – plakaty, zapowiedzi, relacje prasowe, radiowe, otwarta w Pałacu Pokoju i Harmonii o sylwetce piramidy (dlatego też nazywana w Astanie piramidą) wystawa jego dorobku, konferencja prasowa – wszystko to tworzyło klimat wydarzenia o nieprzeciętnym znaczeniu. A że odbywało się to równolegle do wystawy światowej sprawiało, że ten festiwal znalazł się wśród wydarzeń skojarzonych z Expo 2017, na które przecież ściągają zawsze tłumy nie tylko zwiedzających, ale ekspertów, ekonomistów, biznesmenów i artystów. Inaczej mówiąc, nie mogło zabraknąć Brandu Kazachstanu, kiedy rozpoczęło się Expo.
Największe wrażenie na Expo czyni pawilon gospodarzy – potężna przeszklona kula o średnicy 80 metrów górująca nad wystawą i całym miastem. Z najwyższej kondygnacji można podziwiać panoramę Astany. A miasto to niezwykłe, za czasów carskich zwane Akmolińskiem, prowincjonalne miasto garnizonowe nad rzeką Iszym na Pogórzu Kazachskim, które jeszcze niedawno liczyło ponad 200 tysięcy mieszkańców. Kiedy zapadła decyzja, że tutaj powstanie nowa stolica kraju miasto z mieniło nazwę (Astana to po kazachsku stolica). Były tutaj zaledwie dwa hotele, w jednym z nich urządzono prowizoryczną administrację centralną. Teraz hotele powstają jak grzyby po deszczu, obok potężnej sylwetki Ibisa, dla gości z wyższej półki znajdą się miejsca w Mariotcie czy Hilton Garden Inn., w mieście wybudowano nowe dzielnice mieszkaniowe, wielkie centrum administracyjne, dziesiątki obiektów sportowych, teatrów, centrów handlowych parków, okazały pałac prezydencki, kilka meczetów i muzeów, nie zapominając o nadrzecznym bulwarze z przystanią dla parostatku. Zaledwie w ciągu 19 lat prowincjonalne rejonowe centrum stało się metropolią. To bajkowe tempo zilustrowano na ruchomej makiecie w Muzeum Historycznym. Dwadzieścia lat temu trudno było sobie wyobrazić, że to położone w stepie senne miasto przekształci się w centrum na światową miarę. Dzisiaj liczy około miliona mieszkańców, codziennie nawiedzane przez turystów, których przyciąga tutaj nie tylko światowa wystawa Expo 2017, poświęcona przyszłości energetyki. Kazachstan nie robi tej wystawy na pokaz. We wspomnianej już kuli można obejrzeć projekty rozwiązań technologicznych, które pozwolą przejść w ogromnej mierze na system energii odnawialnej. Jak to się ma stać, Kazachstan daje przykład – już teraz cała wystawa Expo 2017 czerpie energię z paneli, które zamontowano, aby zapewnić dostawy do wszystkich pawilonów, obiektów wystawowych i konferencyjnych – cała kula kazachska ze śmigającymi bezszelestnie windami także jest zaopatrywana i klimatyzowana przez ten system.
To miasto zresztą kipi energią, widać to na każdym kroku, także w kulturze. Kazachstan rwie się ku światu, odgrywa w nim coraz większą rolę polityczną i gospodarczą, jest ciekaw nowoczesnych rozwiązań, szuka porozumienia w kulturze. W piramidzie, gdzie otwieraliśmy wystawę Asanali Ashimova, co trzy lata odbywają się światowe spotkania przedstawicieli różnych religii. Debatują tu, aby szukać odpowiedzi na podstawowe dla człowieka pytanie: jak zapewnić ziemi pokojową przyszłość, zrozumienie i tolerancję. Nawet jeśli to tylko piękny postulat, to przecież starać się warto.
Takich impulsów nadawanych stąd w świat nie brakuje. I choć Kazachstan różni się w swoich rozwiązaniach ustrojowych od europejskich (prezydent okrzyknięty został ojcem narodu), to przecież kraj o unikatowej historii. Po uzyskaniu niepodległości Kazachstan potrafił uniknąć gwałtownych niepokojów wewnętrznych, korzystnie różniąc się pod tym względem od wielu sąsiadów.
Znajduje to także ujście w życiu artystycznym. Działa tu wiele teatrów etnicznych. Nie tylko rosyjskie, na czele z Państwowym Teatrem Akademickim im. Maksyma Gorkiego w Astanie, ale także teatr niemiecki, koreański, wiele innych. Obywatele tego rozległego kraju wywodzą się ze stu narodowości, pracują i tworzą razem. Tę wielokulturowość, naturalną i pielęgnowaną, ilustruje trójęzyczność państwa, w którym oficjalnymi językami są kazachski, rosyjski i angielski. Jak się o tym pomyśli, jakże żałośnie wyglądają obrońcy „czystości” etnicznej polskiego społeczeństwa.
Jak widać, możliwy jest inny model i możliwe otwarcie na inne kultury. Na dowód dwa przykłady. Na początek festiwalu dedykowanego Ashimovowi istniejący od niedawna młody teatr muzyczny z Astany dał premierę musicalu „Romea i Julia” w reżyserii Askhata Mayemirova. Był to pierwszy, zrealizowany w Kazachstanie musical, kolejny krok w kierunku adaptowania dorobku innych kultur, wykonany z rozmachem, wdziękiem i energią – Kazachowie słyną z talentów wokalnych. Teatr kazachski okazał w ten sposób swoja gotowość korzystania z zasobów zachodniej kultury, czyni to zresztą w teatrze dramatycznym od dawna, zarówno w repertuarze, jak i stylu aktorskim.
W rosyjskim teatrze w Astanie (to drugi przykład) zobaczyłem świetny, nowocześnie zrealizowany dramat „Poganie” tragicznie zmarłej w zamachu terrorystycznym na lotnisku Domodedovo Anny Jabłońskiej. Spektakl ten w zeszłym roku zdobył nagrodę na festiwalu „Biała Wieża” na Białorusi. Aktor astańskiego Teatru im. Gorkiego skomentował to tak: No i stało się. Dramat ukraińskiej autorki, zrealizowany przez litewskiego reżysera Jonasa Vajtusa w rosyjskim teatrze w Kazachstanie dostaje nagrodę na Białorusi. To nie może być przypadek.