Sprawa nie jest jasna, Fundacja Dobrego Pasterza wysłała mocnego człowieka do Sejmu i doszło do starcia z członkiem Biura Prasowego Prawa i Sprawiedliwości. Dobry Pasterz rzucił rzecznika na ziemię. Oczywiście poszło o dzieci, o które walczy fundacja. Jednak tak naprawdę nie wiemy, kto wygrał, ponieważ straże uniemożliwiły starcie w drugiej rundzie. Tymczasem w Krynicy Prezes lepszego sortu Polaków przyznał, że jest urodzonym koniokradem i przyjął od węgierskiego pobratymca zaproszenie na wspólną robotę. Nawet zaproponował, gdzie na jumę można podskoczyć. Istnieje obawa, że przez tych gorszego sortu może to być odczytane jako pielęgnacja starej tradycji.
Zdaniem nieżyczliwych wobec dobrej zmiany mediów jesteśmy świadkami wielkiego biegu przez płotki do stołków. Oczywiście wielu zdaje sobie sprawę z tego, że to również jest tradycja i każda zwycięska partia uprawiała ten sam sport, jednak pojawiły się podejrzenia, że takich rozmiarów nepotyzmu nie było w Polsce od czasów saskich. W efekcie nawet medium życzliwe dla dobrej zmiany, czyli „Gazeta Polska” ostrzega, że grozi nam grabież majątku przez ludzi „dobrej zmiany”. Zapewne dobrozmianowcy ziemi z posad nie ruszą, ale wygląda na to, że wszystkie posady obejmą.
Chodzi tu głównie o 500+ spółek Skarbu Państwa, w których są zarządy, rady nadzorcze i posady dla doradców. Przegląd kwalifikacji osób otrzymujących ciepłe posadki wydaje się wskazywać na to, że nie tylko prezes jest dobrze przygotowany do zawodu koniokrada.
Nie można wykluczyć, że czuwa nad tym wszystkim Duch Święty, jeśli nie osobiście to za pośrednictwem Zgromadzenia Ducha Świętego, firmy z konkurującej z Toruniem w Bydgoszczy. Jak informuje „Gazeta Krakowska”, z kasy Zgromadzenia Ducha Świętego ulotniło się ponad 10 milionów złotych. Ponoć prowincjał lubił nurkować, podróżować i imprezować, a płacił za to wszystko Duch Święty. Zgromadzenie posiadało zasoby ze sprzedaży ziemi, a jak w posiadanie ziemi weszło, tego gazeta nie ujawnia (zapewne jak dotąd nikt tego ustalić nie zdołał). Nie ma wątpliwości, że z byłym już prowincjałem Zgromadzenia Ducha Świętego można konie kraść, ale nie mamy dowodów współpracy na tym polu, wiemy natomiast, że Prezes i jego ferajna postawili raczej na Toruń niż na Bydgoszcz. Pewnie słusznie, bo jak już konie kraść, to raczej z Tadeuszem R. niż z jakimś pętakiem od Ducha Świętego.
Ważna jest narodowa tradycja, a ta wśród koniokradów zawsze była silna. Jak powiada Prezes: „W Polsce jest taka fatalna tradycja zdrady narodowej. I to jest właśnie nawiązywanie do tego. To jest jakby w genach niektórych ludzi, tego najgorszego sortu Polaków. ”
Lepszy sort ma zasady „Nie będzie Niemiec pluł nam w twarz”. To jest program minimum. Słowo przekazywane przez duchowych pasterzy dotarło do ludu i zamieniło się w czyn. Usłyszał lud niemiecką mowę w tramwaju i czynem powiedział, co myśli. Inspiracja takiego szybkiego i czynnego moralnego reagowania płynie z od dawna obserwowanych zachowań osób głęboko wierzących, choćby nawet innej wiary. Taka czynna demonstracja uczuć narodowo-religijnych związana jest z cenioną wśród koniokradów wyższością odruchów moralnych nad zimną refleksją. We Francji grupa wiedzionych odruchami moralnymi młodzieńców pobiła dwie rodziny z powodu odrażającego faktu, że panie jechały na rowerach w szortach. Czy można się zatem dziwić Polakowi, który demonstruje patriotyczne uczucia słysząc szwargotanie po niemiecku w polskim tramwaju, albo takiemu, który w publicznym miejscu widzi osoby do Polaków niepodobne? Nieskromność też oburza, chociaż drugi sort spowodował znieczulicę moralną i obyczajową przez promowanie cywilizacji śmierci. Aczkolwiek jeszcze przed zwycięstwem udało się zablokować edukację seksualną w szkołach, drugi sort wciskał ją narodowi na tajnych kompletach. Teraz jednak Prezes powiedział i wyraźnie:
„Mamy do czynienia z jakąś niezwykle gwałtowną i intensywnie podjętą próbą wprowadzenia Polski w stan, który nie ma nic wspólnego ani z naszą kulturą, ani z naszym historycznym doświadczeniem. Jest to próba wniesienia do Polski czegoś, co można tak naprawdę określić jako akt agresji kulturowej.
Pomysł wychowania seksualnego dzieci w szkole to próba takiej w gruncie rzeczy animalizacji. Ta próba wyrasta z ideologii, która jest sprzeczna z tym wszystkim, co jest w człowieku i z tym, co buduje wspólnotę.”
Tworzenie Oddziałów Obrony Terenowej pomoże w zwalczaniu wewnętrznego wroga i w sprawnej organizacji powszechnej i szybkiej reakcji moralnej. Już dziś widzimy radykalny wzrost tych reakcji moralnych podejmowanych w czynie społecznym, ale dopiero regularne i szkolone oddziały mogą zmienić nadal sporadyczne wystąpienia patriotów w działania masowe.
Twierdzenia, jakoby Izba Gminnych Lordów była jakimś centrum wykuwania dobrej zmiany, mogą być przesadzone. Wielu przychyla się do zdania, iż mamy tu do czynienia z samotnym geniuszem koniokrada, zaś Izba Gminnych Lordów jest narzędziem zmieniającym myśl geniusza w prawo. Aby to narzędzie było sprawne, sterować nim musi ktoś znający swoje miejsce, ktoś, kto jest głęboko przekonany, że Prezes nigdy się nie myli i kto publicznie zadeklarował to już wiele lat temu mówiąc o Prezesie: „przez ostatnie 16 lat nigdy się nie pomylił”. Z takim marszałkiem Izba Gminnych Lordów gwarantuje maksymalną sprawność przekuwania genialnych myśli Prezesa w prawo. Trudno o wątpliwości, że ster Izby znalazł się w rękach człowieka, z którym można konie kraść.
Początkowo jedyną medialną twierdzą dobrej zmiany był Toruń. Nic dziwnego, że panna Krysia mówiła to, co w szeregach koniokradów mówili wszyscy:
„Telewizja Trwam została ostatnim bastionem telewizji niezależnej, jest jedyną liczącą się stacją katolicką w Polsce. Jej obrona jest obroną pryncypiów, wolności, prawdy i uczciwości. Obrona Telewizji Trwam przed działaniami władz jest dziś nie tylko obowiązkiem jej widzów i słuchaczy, ale też powinnością wszystkich katolików, a nawet więcej – wszystkich przyzwoitych ludzi. Broniąc Telewizji Trwam i Radia Maryja, bronimy nie tylko przestrzegania polskiego prawa, lecz także samych siebie.”
To jednak się skończyło i dzięki dobrej zmianie możliwe było zasilenie telewizji państwowej siłami z jedynej liczącej się stacji katolickiej.
Izba Gminnych Lordów tętni życiem pozagrobowym, czerpie wzory z Budapesztu i Turcji, a jej członkowie zawierają pakty z nieżyjącym, ale kanonizowanym papieżem. A jednak coś ta Izba burdelem trąci. Nihil novi sub sole.
Niektórzy się dziwią, ale widać nie wiedzą, że i drzewiej w naszej Izbie Gminnych Lordów pobożnie i ciekawie bywało.