Jeremy Corbyn przeciwko wszystkim!
8 czerwca bieżącego roku Brytyjczycy po raz kolejny pójdą do urn wyborczych, by zdecydować w jakim państwie chcą żyć. Przeszło dwa lata temu wybory wygrali Konserwatyści, zaś David Cameron, zmuszony swoimi wcześniejszymi zapowiedziami i wewnątrzpartyjną presją, rozpisał referendum poświęcone przynależności Zjednoczonego Królestwa do Unii Europejskiej. Pomimo tego, że sam opowiadał się za pozostaniem rządzonego przez siebie kraju w Europie, przegrał. Przegrał nie tylko z częścią swoich ministrów, którzy otwarcie popierali Brexit, ale również z Partią Niepodległości Zjednoczonego Królestwa (UKIP) oraz jej ekscentrycznym liderem Nigelem Faragem, przegrał z własną butą i ignorancją, gdyż nie doceniał jak bardzo przegrani globalizacji są zdeterminowani, by pokazać większości brytyjskiego establishmentu środkowy palec.
Brexit okazał się wyzwaniem nie tylko dla Torysów, ale także dla Laburzystów, którzy od czasów swojej wyborczej świetności czasów Tony’ego Blaira przegrywają raz po raz. Partia Pracy musi zmierzyć się z tym, że część ich tradycyjnych wyborców bądź zagłosowała za wyjściem Zjednoczonego Królestwa z UE, bądź nie chodzi na wybory, czując się zdradzona przez trzeciodrogowe eksperymenty rządów New Labour. Także wspomniane już procesy neoliberalnej globalizacji okazały się zgubne dla laburzystowskiej bazy wyborczej. Klasa pracująca w wyniku „wyfrunięcia” miejsc pracy oraz postępującej robotyzacji traci nie tylko na liczebności, ale także na politycznym znaczeniu. Młody prekariat nie jest ani aż tak „uświadomiony” jak chcieliby tego współcześni socjalistyczni badacze, ani zbyt często nie rejestruje się, by w ogóle wziąć udział w wyborach. Oddzielnym wątkiem jest tradycyjnie postępowa Szkocja, która częściej decyduje się na popieranie politycznych lokalistów ze Szkockiej Partii Narodowej (SNP) niż Partii Pracy, która w momencie próby opowiedziała się przeciw szkockim dążeniom niepodległościowym.
Na tle tego ponurego krajobrazu Jeremy Corbyn jawi się nam jako straceniec, polityk który nie ma najmniejszych szans, by położyć Theresę May na łopatki w wyborach, które odbędą się za trzy tygodnie. I dlatego tym bardziej polska socjaldemokracja powinna trzymać za niego kciuki. Warto w tym miejscu wspomnieć, że Sojusz Lewicy Demokratycznej poparł oficjalnie brytyjską Partię Pracy wykazując się w najwyższym stopniu ideowo-środowiskową solidarnością. Corbyn ma przeciwko sobie nie tylko Torysów, ale także część własnej partii i medialny establishment. Niemal wszyscy kwestionują jego polityczne przywództwo, pomimo tego, że dwukrotnie wygrał powszechne wybory na przewodniczącego partii. Dopiero co ogłoszony manifest wyborczy Partii Pracy nazywany jest „socjalistycznym” jakby miało to świadczyć o jego obrazoburczym charakterze. Część publicystów głośno wzdycha za czasami tandemu Blair-Brown nazywając Corbyna „trockistą”. Wszystko to świadczy o tym, jak dobrą politykę prowadzi Corbyn, gdyż każdego dnia udowadnia, że nie jest on koncesjonowanym socjaldemokratą świata kapitału i międzynarodowej finansjery. W jasny i zdecydowany sposób mówi o największych problemach Wielkiej Brytanii takich jak: kryzys mieszkalnictwa, prywatyzacja kolejnych usług publicznych, bezdomność, pętla zadłużenia studentów, groźba demontażu publicznego systemu opieki zdrowotnej (National Health Service, NHS). Za każdym razem jego polityczne postulaty idą zupełnie w odwrotnym kierunku, niż to co postuluje Theresa May. Zapowiedź zniesienia czesnego na studia oraz anulowania dotychczasowych długów studentów jest dokładnie wyliczona oraz wskazane jest źródło finansowania tego punktu. Corbyn wychodzi do ludzi oraz tłumaczy im, że w tych wyborach chodzi nie tyle o Partię Pracy ale o los tych, którzy są przegranymi ostatnich 7 lat rządów Konserwatystów oraz neoliberalnej globalizacji.
Pomimo tego, że sondaże nie wskazują na szanse powodzenia karkołomnej misji Corbyna warto przyglądać się jego wysiłkom ze szczególną uwagą. Wybory nie zawsze muszą kończyć się zwycięstwem. Czasem przegrana może okazać się początkiem długiego i niezwykle budującego politycznego procesu. Tak jak przegrana Berniego Sandersa w prawyborach Partii Demokratycznej udowodniła, że otwarcie zadeklarowany demokratyczny socjalista może wnieść świeżość i nadzieje dla amerykańskiej lewicy, tak samo Corbyn stając w obronie reszty klasy robotniczej, politycznie formułującego się prekariatu oraz pozbawionych głosu przegranych uelastycznienia rynku pracy daje przykład także polskiej socjaldemokracji. SLD, będąc w obecnym momencie powyżej progu wyborczego, w połowie pozaparlamentarnego „czyśćca” powinno brać przykład z Partii Pracy pod przywództwem Corbyna. Moralnie lepiej jest reprezentować głos ciemiężonych i pozbawianych nabytych praw emerytalnych, przeciw hegemonii publicznych i prywatnych mediów, będąc atakowanym za swoje „polityczne pochodzenie” i historię swoich ojców i dziadków. Dziś europejska socjaldemokracja idzie pod prąd politycznym wiatrom. Dobrze, by wytrwała w tym marszu, gdyż pokus ideowej dezercji nie będzie brakować. Do końca naszej wspólnej walki warto być wiernym postanowieniu, że lewica walczy o reprezentację wielu, a nie tylko tych nielicznych!