„Ponieważ to będą wybory o wszystko, wszystkie środki (poza bezprawnymi) są uzasadnione. Użyć kartę imigrancką by pokazać hipokryzję PiS? Jasne. Rozdawnictwo w odpowiedzi na ich kiełbasę? Anytime. Koalicja z Konfederacją? Zatkać nos – i trudno. To nie czas na pięknoduchowstwo” – ten wpis na Twitterze, uznawanego za autorytet w libkowych kręgach, Wojciecha Sadurskiego wywołał ostrą dyskusję.
Ten tekst jest jednak symbolem szerszego zjawiska i sposobu myślenia występującego w tym środowisku. Wojciech Sadurski to nie jest jakaś przypadkowa postać. Wyborcza niedawno organizowała spotkanie autorskie z nim w swojej redakcji. Jarosław Kurski, naczelny gazety, określił się w zapowiedzi wydarzenia jako jego fan. „Jego teksty w obronie praworządności i demokracji powinny być przez każdego świadomego obywatela noszone w sercu”.
No więc tak to wygląda. Jako że dla libków PiS to absolutne jądro ciemności, cel jakim jest ich obalenie uświęca środki. Nawet pójście w tany z Konfederacją. Bronić demokracji z Konfederatami, wyobraźcie to sobie… A wszystko po to, żeby nie zniżyć się do „rozdawnictwa”.
To w dużym stopniu ujawnia o co tu chodzi. Jako że u nas „rozdawnictwo” w języku libków to praktycznie każda polityka społeczna, każda niemal koncesja w kierunku biedniejszych warstw społeczeństwa, zrozumiałym stanie się ten sentyment do Konfederacji. Wszak ich własnych „politycznych dzieci”, głoszących tę samą nienawiść do „socjalu”, co u nich. Przecież to III RP włożyła młodym ludziom do głów te farmazony. Z nieba nie spadły.
Będzie można się dogadać: My odsuniemy PiS od spółek, żeby wsadzić tam swoich „demokratów” (Konfie troszkę też skapnie), przywrócić „praworządność” w sądach, a zwłaszcza w TK, żeby znowu jak za dawnych dobrych czasów aborcję likwidował „demokrata” profesor Zoll, a nie jakaś magister Przyłębska. A Konfa w tym czasie zajmie się cięciem socjalu i lewakami (oczywiście takimi, którzy nie dadzą zwasalizować się libkom, bo ci dostaną immunitet przed prześladowaniami).
A razem będą budować pomniki Wyklętym za miliony, jak to się dzieje w „bastionie demokracji liberalnej”, czyli Wrocławiu. Różnice pomiędzy PO i Konfą są głównie estetyczne. Jak Bosak z Mentzenem obiecają, że Korwina z Braunem będą trzymać na krótkiej smyczy, to wszystko będzie możliwe.
Nie oznacza to oczywiście, że jawne lub tajne porozumienie libków z Konfą jest już pewne. Niedawno zrobiłem ankietę na swoim Twitterze z pytaniem: „Która partia po wyborach najbardziej skusi się na zatrute jabłko Konfederacji?”. 45,6 proc. zagłosowało, że PiS, 47,8 proc., że PO, a 6,6 proc., że żadna.
Konfederacja właśnie jest dokładnie w tej, bardzo wygodnej dla niej pozycji. Może iść z PO, może iść z PiS, a więc może się licytować, z kim bardziej pognębi „lewactwo”, prawa kobiet, osoby LGBT+, biednych itd. Libki zamiast tak jak na Lewicę gardłować, że „jak oni mają czelność rozmawiać z PiS”, przymilają się i wysyłają jednoznaczne sygnały, że z nimi także Konfa może potańcować.
A uzasadnienie się znajdzie. Wyciągną jakieś pierdoły o „demokracji”, „wolności”, „gospodarce”, że niby teraz jest jakaś katastrofa i oni muszą z Konfą ratować Polskę za wszelką cenę. Albo PiS zacznie opowiadać, że też Polskę muszą ratować przed „Unią”, „lewactwem”, „dżenderem” i dlatego, bardzo przepraszamy, ale więcej socjalu już nie będzie, bo Konfa nie pozwoli. A tu trzeba „wstawać z kolan”.
Będzie niewątpliwie „ciekawie”.
wolnelewo.pl