20 września 2024

loader

Czy narodowcy mogą zagrozić demokracji?

Subiektywne spojrzenie na radykalizację praktyki politycznej w III i IV RP.

Przemiany ustrojowe, dokonywujące się po 1989 r. sprawiły, że na fali demokratyzacji stosunków wewnątrzpolitycznych w duchu pluralizmu, oprócz znanych w PRL nurtów partyjnych pojawiły się nowe ugrupowania ideowo – polityczne, które zamierzały czynnie uczestniczyć w budowie nowego porządku ustrojowego. Wśród nich znaleźli się również wyznawcy ideologii nacjonalistycznej, którzy szukali dla siebie miejsca w nowych uwarunkowaniach politycznych.
Pierwsze organizacje o zabarwieniu nacjonalistycznym pojawiły się w Polsce zaraz po wyborach z 4 czerwca 1989 r. (Stronnictwo Narodowe Senioralne, Stronnictwo Narodowe „Szczerbiec”),a ich reprezentanci ogłosili, że przejmują tradycje przedwojennego ruchu narodowego, a w szczególności symbolikę Obozu Wielkiej Polski (OWP; hymn1 , symbol miecza Chrobrego z orłem białym w koronie i z krzyżem, wznowienie wydawania tytułu prasowego „Głos Narodu”, odwoływanie się do koncepcji katolickiego państwa narodu polskiego). Nie skończyło się jednak na utworzeniu jednej neoendeckiej organizacji, ponieważ w szybkim tempie w przestrzeni publicznej zaczę – ły się pojawiać i inne inicjatywy o zabarwieniu narodowym, organizowane w wymiarze lokalnym, czy regionalnym. O zainteresowaniu organizacjami nacjonalistycznymi świadczy, że w 1994 r. w Polsce już działało ponad 50 niewielkich ugrupowań narodowych. Elementem łączącym te organizacje była zmitologizowana postać Romana Dmowskiego i jego doktryna polityczna, a w ślad za tym – odrzucanie ideologii liberalnej, pluralizmu i zasady rozdziału kościoła od państwa. Rzecz dziwna, mimo drastycznego charakteru działań organizacji narodowo-radykalnych w okresie międzywojennym, w ostatnich latach nawet w prasie liberalnej rzadko przypominano wydarzenia i fakty, będące dziełem faszyzujących organizacji politycznych.
Można również odnieść wrażenie, że organizacje narodowo-radykalne wymykają się jakoś z pola analiz ośrodków akademickich. Opracowania naukowe, poświęcone nacjonalizmom, a wydane po 1989 r. najczęściej nie zawierały zbyt wielu wątków krytycznych, a na pewno nie stanowiły rozliczenia z przedwojenną historią endecji. Socjolog I. Krzemiński słusznie zauważa, iż sprzyja to w obecnych warunkach łatwemu rozpowszechnianiu się narracji narodowo-radykalnej5 . Wydaje się, że łatwość mitologizowania endecji dziś wynika m.in. z zatarcia się doświadczenia pokoleniowego, odeszli już ludzie, którzy „czyny i rozmowy” narodowców pamiętali z autopsji. Jednym z ostatnich, który krytycznie odświeżał zbiorową pamięć o ugrupowaniach endeckich był Kazimierz Koźniewski (1919–2005).
W książce pt. „Zostanie mit” blisko 40 lat temu scharakteryzował rodzaj endeckiej mentalności, jako „bogoojczyźnianej, klerykalnej, nacjonalistycznej, rasistowskiej, antymniejszościowej, antyniemieckiej, lecz faszyzującej, pełnej mało uzasadnionych tęsknot imperialistycznych, obskuranckiej i dewocyjnej w pojmowaniu narodowej przeszłości, kołtuńskiej w obyczajach, wstecznej i wrogiej wobec wszelkiego postępu, zarówno w domenie obyczajowej, jak i społecznej, wrogiej socjalizmowi i komunizmowi, rozumianym zresztą w sposób najbardziej prymitywny”. Nie można też nie zauważyć monografii ONR, wydanej w 1986 r. przez Szymona Rudnickiego, pełnej interesujących nazwisk, analizy postaw ideologicznych i faktów, których treść może być przestrogą dla tych, którzy bezrefleksyjnie utożsamiają dziś nacjonalizm z patriotyzmem. Współcześnie, stały monitoring aktywności narodowców prowadzi Stowarzyszenie „Nigdy Więcej” poprzez publikację antyfaszystowskiego czasopisma pod tym samym tytułem. Stowarzyszenie to zostało założone w 1996r przez Marcina Kornaka (1968–2014), który powtarzał, że „najważniejsze, to zareagować. Nie godzić się na agresję i prześladowanie innych”. Przestrzegał, że „Sprawa sama się nie rozwiąże” i apelował: „Nigdy więcej faszyzmu, rasizmu, dyskryminacji, szykanowania! Nigdy więcej nie przechodź obojętnie!”. Za najdłużej działającą organizację w okresie powojennym o nacjonalistycznym charakterze uznawane jest Narodowe Odrodzenie Polski (NOP), utworzone nielegalnie 10 listopada 1981 r. W ówczesnych warunkach działał jako ruch ideowo-polityczny, jednakże w 1992 r. przez to samo środowisko zostaje utworzona partia pod nazwą Narodowe Odrodzenie Polski, która odwołuje się do dziedzictwa przedwojennych narodowych radykałów, a w szczególności do środowiska ONR „ABC” oraz konspiracyjnej grupy „Szańca”. Organizacja ta utrzymuje regularne kontakty z nacjonalistami innych krajów europejskich. Udaną próbą zjednoczenia ruchu narodowego o zabarwieniu religijnym było utworzone w październiku 1989 r. Zjednoczenie Chrześcijańsko-Narodowe (ZChN), które zakończyło swą działalność w 2010 r., oddając pole Lidze Polskich Rodzin (LPR, utworzonej w 2001 r.) i Młodzieży Wszechpolskiej (MW; reaktywowanej na początku lat 90 najpierw w Poznaniu, a później w innych ośrodkach akademickich). Z dziełem wprowadzenia na scenę polityczną ruchu narodowego w nowej formule organizacyjnej łączy się postać Romana Giertycha, który –wspierany przez Radio Maryja – w sejmowej kadencji 2005–2007 po raz pierwszy w historii III RP wprowadził do parlamentu na listach LPR członków Młodzieży Wszechpolskiej – organizacji nacjonalistycznej, zorganizowanej według modelu wodzowskiego, z hasłami ksenofobicznymi, nastawionymi na konfrontację z mniejszościami społecznymi, a zwłaszcza z seksualnymi, nie wykluczająca użycia przemocy.
Po przegranej „IV RP” część narodowców zaktywizowała swą działalność w Związku Żołnierzy Narodowych Sił Zbrojnych oraz w powołanym do życia w marcu 2005 r. Obozie Narodowo-Radykalnym (ONR), który odwołuje się do tradycji przedwojennego ONR-Falangi. Po raz drugi wprowadził pięciu narodowców do parlamentu Paweł Kukiz w 2015 r., zaraz po wyborach opuścił klub Kukiz15 jeden z nich – Robert Winnicki z zamiarem utworzenia własnego koła parlamentarnego (bez pożądanego efektu).
Warto przypomnieć, że nie miał szczęścia w wyborach prezydenckich 2015 kandydat narodowców – Marian Kowalski; zdobył jedynie 0,52 proc. poparcia (w skali kraju 77 630 głosów). Narodowcy, biorący udział w wyborach samorządowych również otrzymują ułamkowe poparcie społeczne11. Co sprawia, że wzrastająca popularność radykalnych organizacji nacjonalistycznych nie przekładała się – jak dotąd – na poparcie w wyborach demokratycznych różnego szczebla..? Stwierdzić w odpowiedzi, że wyborcy nie lubią radykalizmów – byłoby zbyt proste, bowiem u podłoża rozwoju ugrupowań nacjonalistycznych (neoendeckich) tkwią poważne błędy polityczne elit rządzących, które z jednej strony lekceważyły źródła niezadowolenia społecznego i pogłębiających się nierówności społecznych, a z drugiej bezkrytycznie głosiły sukces III Rzeczypospolitej. Obserwowane w ostatnich latach ideowe zbliżenie Prawa i Sprawiedliwości do narodowców miało u swych podstaw przemyślaną metodologię (system wychowawczy III RP), o czym na dalszych kartach tego opracowania.
Stosunek Konstytucji do politycznych radykalizmów
Twórcy obowiązującej Konstytucji z 2 kwietnia 1997 r. w art. 13 dali wyraz temu, że w systemie ustrojowym III RP nie ma miejsca na radykalne – zarówno lewicowe, jak i prawicowe – ugrupowania polityczne. Wynika to wyraźnie z treści art. 13 Konstytucji, który mówi:
Zakazane jest istnienie partii politycznych i innych organizacji odwołujących się w swoich programach do totalitarnych metod i praktyk działania nazizmu, faszyzmu i komunizmu, a także tych, których program lub działalność zakłada lub dopuszcza nienawiść rasową i narodowościową, stosowanie przemocy w celu zdobycia władzy lub wpływu na politykę państwa albo przewiduje utajnienie struktur lub członkostwa.
Artykułem tym twórcy Konstytucji wprowadzili odrębny przepis, wynikający z doświadczeń historii, który był podyktowany obawami o możliwość pojawienia się zagrożeń dla demokratycznego porządku ustrojowego, wypływających n.p. „z posiadania monopolu przez jedną partię na sprawowanie władzy, przy tym partię przyjmującą niedemokratyczne struktury działania i ideologię”.
Nie ulega więc wątpliwości, że Konstytucja zakazuje istnienia takich partii politycznych i organizacji, które opierają swą działalność na trzech podstawowych przesłankach:
– odwoływaniu się w programach do metod i praktyk, cechujących nazizm, faszyzm i komunizm;
– wbudowaniu w program nienawiści rasowej i narodowościowej, bądź stosowania przemocy w celu zdobycia władzy lub wpływu na politykę państwa;
– utajnienie przez partie i organizacje członkostwa i struktur;
Jak twierdzi L. Garlicki, organizacja, której charakterystyka odpowiada chociażby jednej ze wskazanych cech, nie powinna być wpisana do ewidencji partii politycznych.
Należy podkreślić, że w związku z treścią art. 13 Konstytucji pozostają jej inne normy, a w szczególności zapisane w art. 30 (poszanowanie i ochrona godności człowieka), w art. 32 (równość wszystkich wobec prawa, zakaz dyskryminacji z jakiejkolwiek przyczyny) oraz w art. 35 (ochrona praw mniejszości narodowych).
Nie można w tym miejscu pominąć, że w związku z normami konstytucyjnymi pozostają przepisy art. 119, 256 i 257 Kodeksu Karnego14, które wśród przestępstw ściganych z urzędu konkretyzują te czynności sprawcze, polegające na stosowaniu przemocy, lub groźby bezprawnej wobec grupy osób, lub osoby z powodu jej przynależności narodowej, etnicznej, rasowej, politycznej, wyznaniowej, lub z powodu jej bezwyznaniowości (art. 119 kk15).
Ścigane z urzędu i karane są przestępstwa, polegające na propagowaniu ustroju faszystowskiego lub innego totalitarnego, lub nawoływaniu do nienawiści na tle różnic narodowościowych, etnicznych, rasowych, wyznaniowych albo ze względu na bezwyznaniowość (art. 256 kk16). Do takiej samej grupy przestępstw kodeks karny zalicza publiczne znieważanie grupy ludności albo poszczególnych osób z powodu ich przynależności narodowej, etnicznej, rasowej, wyznaniowej, bądź z powodu ich bezwyznaniowości, lub jeśli z wymienionych powodów sprawca narusza nietykalność cielesną innej osoby (art. 257 kk17). Nie ulega więc wątpliwości, że polskie organy ścigania dysponują wystarczającym instrumentarium prawnym, aby państwo mogło skutecznie uporać się z przestępstwami, zarówno godzącymi w demokratyczny porządek ustrojowy, jak i z przestępstwami, popełnianymi z nienawiści.
Konstytucja z 2 kwietnia 1997 r. w przepisie art. 13 wskazuje jako adresata radykalne partie polityczne i organizacje, a czyni to z uwagi na ważne funkcje, jakie partie ogólnie odgrywają w demokratycznym porządku ustrojowym (m.in. kształtowanie opinii publicznej funkcja wyborcza, funk cja rządzenia). Stąd należy podkreślić, że w przypadku pojawienia się wątpliwości co do wypełniania przez partię polityczną, lub organizację dyspozycji art. 13 Konstytucji, sąd lub inny uprawniony podmiot może zwrócić się do Trybunału Konstytucyjnego z wnioskiem o sprawdzenie zgodności celów lub działań partii z ustawą zasadniczą. Na tej podstawie „Trybunał Konstytucyjny może orzec niezgodność z Konstytucją celów lub działań partii, która głosi nietolerancję, brak poszanowania praw człowieka, propaguje rasizm, użycie przemocy, lub narusza obowiązujące prawo”.
Z brzmienia tego artykułu wynika, że Konstytucja – na równi potraktowała wskazane radykalizmy polityczne i płynące z niej potencjalne zagrożenia dla demokratycznego porządku ustrojowego.
Rzecz jednak w tym, że w praktyce politycznej zwolennicy „komunizmu” nie znaleźli w społeczeństwie III RP gleby dla poparcia swych ideologicznych racji. Ugrupowania polityczne, odwołujące się do tej ideologii (najpierw Związek Komunistów Polskich „Proletariat”, a po jej likwidacji Komunistyczna Partia Polski) należy zakwalifikować jako niszowe formuły aktywności politycznej, w zasadzie bez szans na zmianę swej sytuacji we współczesnym społeczeństwie polskim.
Jednakże propaganda polityczna, wykreowana w latach 90. przez obóz zwycięski w wyborach 1989 r, już w początkach przemian ustrojowych wpuściła w obieg polityczny szereg tez, zawołań i haseł, sugerujących, że dokonującesię przemiany ustrojowe są nieustannie zagrożone ze strony „komunistów”. Jak zauważył A. Walicki, wszystko, co nawet trąciło PRL, było z miejsca złe, także dorobek Polaków z tego okresu. W bieżącej walce politycznej używano określeń, mających charakter dyskredytujący ludzi i środowiska w rodzaju: „komuchy”, „postkomuniści”, „precz z komuną” itp. Określenie „komunista” stało się znakiem zła, wobec którego nie ma miejsca na kompromisy.
Rzecz jednak w tym, że określenia te były adresowane nie do niszowych partii komunistycznych, bo ich istnienie nie miało politycznego znaczenia, lecz używano je na ogół w sporach (zwłaszcza parlamentarnych), odnoszących się do zakresu likwidacji państwa opiekuńczego, prywatyzacji, likwidacji miejsc pracy, zamachu na prawa kobiet, bezradności wobec lawino narastającego bezrobocia, utrzymania rozdziału kościoła od państwa. W praktyce przywołane epitety kierowane były najczęściej w stronę nowej formacji lewicowej (najpierw SdRP, a następnie SLD), które powstały po 1989 r. i – choć deklarowały socjaldemokratyczny system wartości i przez kilkanaście lat otrzymywały w wyborach znaczące poparcie społeczne, to jednak systematycznie podważano ich „moralne prawo” do pełnoprawnego uczestniczenia w życiu politycznym. Andrzej Walicki nazwał ten rodzaj ataków mianem przemocy symbolicznej, zainicjowane w dużej mierze przez środowisko Unii Wolności i „Gazetę Wyborczą”.
Paradoksalnie partia ta, wbrew ustawicznym podejrzeniom o „komunizm”, dzięki znaczącemu poparciu społecznemu włączyła się w proces przemian ustrojowych, czynnie stabilizując porządek III RP. Opowiedziała się za przystąpieniem do NATO i Unii Europejskiej, co jednak nie ostudziło emocji autorów niewybrednych obelg politycznych, kierowanych pod adresem jej przywódców i członków. Z czasem dołączono do propagandowego instrumentarium wyznaczanie partii miejsca, według którego członkom SLD „wolno mniej”. Czyniono to zwłaszcza wówczas, kiedy ze strony socjaldemokratycznej lewicy padały głosy krytyczne wobec neoliberalnej praktyki gospodarczej, wykluczającej z awansu cywilizacyjnego środowiska ludzi pracy najemnej, które zapłaciły olbrzymią cenę za przemiany ustrojowe, zwłaszcza w sferze gospodarczej. I choć PRL dawno odeszła w przeszłość, rytuał dezawuowania domniemanych „komunistów” i „komunizmu” (dziś zastępuje je zarzut „lewactwa”) aktualizowany jest w zależności od potrzeb aktualnych zwycięskich partii politycznych (zwłaszcza odwołujących się do solidarnościowego rodowodu, takich jak PO i PiS).
Równolegle z dużym nasileniem w przestrzeni publicznej upowszechniany był mit Polski jako kraju i narodu katolickiego, walczącego niezłomnie o niepodległość, o zachowanie własnej tożsamości, kultury, suwerenności i biorącego na siebie wypełnianie misji religijnej nie tylko w układzie wewnętrznym, ale również wobec innych krajów europejskich.
W przeciwieństwie do zaangażowania w przykładne tropienie „komunizmu”, kolejne rządy i demokraci różnej maści zwyczajnie przymykali oko na rozwój i umacnianie się struktur skrajnie prawicowego ruchu narodowego, otwarcie nawiązującego do tradycji endeckich z okresu międzywojnia. Nie zastanawiano się przy tym nad społecznymi źródłami poszerzania się akceptacji dla nastrojów nacjonalistycznych

CDN.

trybuna.info

Poprzedni

Czy aby na pewno jeszcze nie zginęła?

Następny

Winnicki wygwizdany