6 listopada 2024

loader

Czy „woke-lewica” nas zgubi?

CREATOR: gd-jpeg v1.0 (using IJG JPEG v62), quality = 90

Różne są w Polsce rodzaje lewicy: parlamentarna i kanapowa, pisowska i antypisowska, rewolucyjna i zachowawcza, marksistowska i wolnościowa, i pewnie wiele wiele innych. Każdy może coś dla siebie w tym kramiku znaleźć. Moją „ulubioną”, bo jednak dość szurską, jest ta przebudzona w swojej gorliwej żarliwości, którą zwykliśmy nazywać w rozmowach prywatnych ostatnimi laty „woke” lewicą.

„Woke” lewicowiec przypomina w tak wielu punktach ultrakatolika, że to aż zadziwiające. Trudno zliczyć podobieństwa – od „obrazy uczuć lewackich” (kiedy pozwolisz sobie się nie zgodzić się z jakimś aksjomatem wiary, aktualnym dla tego etapu walki o lepszy świat), przez kultywowanie formy wiecznego wielkiego postu (obligatoryjny weganizm), po bluźnierstwa polegające na niewłaściwym użyciu słów i pomijanie w swoim słowniku konkretnych określeń dotyczących tożsamości, wykonywanego zawodu czy pełnionej roli społecznej. Dodawszy do tego wieczne prezentowanie się jako ofiara najróżniejszego rodzaju prześladowań, niezależnie najczęściej od własnych doświadczeń i generalne pretensje do świata, że nie okazał się przytulną kontynuacją mieszczańskiego domu rodzinnego i kazał na siebie zarabiać, leczyć głowę i trenować ciało, daje to obraz, który – na nieszczęście innych lewicowców – prawica przykleja pod hasłem „lewica”. Dziwić to nie powinno, bo te woke osoby zazwyczaj nie dają zapomnieć nikomu, że wiele z nich cierpi wskutek narcystycznych zaburzeń osobowości.

Mnie, jako typowego prostaka, najbardziej w nich bawi kwestia praktycznej niemożności wyzywania kogokolwiek przez obywatela wokistanu, nawet w najgorszym gniewie czy emocjach. No bo jak. Powiesz świnia – jesteś szowinistą gatunkowym i deprecjonujesz te wrażliwe i inteligentne istoty, odwołasz się do inteligencji – jesteś ableistą, który gardzi ludźmi z niepełnosprawnością umysłową, odwołasz się do wyglądu – typowy body shaming i lookizm, do seksualności – seksizm i slut-shaming, i tak bez końca. Zamiast tej toksycznej agresji powinien ów „woke” lewicowiec rytualnie poświęcić swe myśli rozważaniom nad nadchodzącym klimatycznym Armagedonem, wzruszyć się odwagą świętych aktywistów lub złożyć datek na jakiś zbożny cel.

Dobry „woke” lewicowiec nie powinien bowiem, zgodnie z wulgarnie pojmowaną etyką troski, wyzywać kogokolwiek, a raczej pozostawać pogodnym i pozytywnie nastawionym do reszty ludzkości, pozwalając sobie jedynie na „thoughts and prayers”, z rzadka okraszając je wobec wrogów jakiejś idei uwagami o „zesraniu się” „libka”, choć pewnie to ostatnie też kogoś obraża, np osoby ze zespołem jelita wrażliwego lub cierpiące na chorobę Leśniewskiego-Crohna, ale nie wiem, nie odnajduje się dobrze wśród obywateli wokinstanu.

Niewątpliwie pewna scholastyczna tendencja do fiksacji na języku zawsze tkwiła w lewicy, czego pięknym przykładem są trockistowskie rozważania o tym czy ZSRR jest aby „zdegenerowanym” czy „zdeformowanym” państwem robotniczym” itp kwiatki, ale to co dzieje się dziś w materii dyskusja wewnętrzna w gronie „woke” lewicowców to piękne połączenie liberalizmu w treści i hunweibińskiego maoizmu w formie i to skierowane przede wszystkim do innych lewicowców, bo tych to jedynych jako tako obchodzi. Reszta bowiem ludzkości, dokładnie tak samo jak względem rozważań na temat różnic doktrynalnych miedzy Terlikiem, Godek i Dzierżawskim, ma na to zupełnie wyłożone i nigdy nie słyszała o tym magicznym świecie internetowych kanap, bo dla ogólnego zdrowia psychicznego nie zagląda nigdy do tej bańki.

Patrząc zaś na dzieje lewicy, z pewnością tak właśnie po wokistowsku o komunikacji ze światem myśleli wszyscy strajkujący w dziejach górnicy, hutnicy i stoczniowcy, autorzy karykatur i pamfletów, mówcy sejmowi i trybuni ludowi, liderzy powstań i rewolucji, kiedy pisali swoje manifesty i planowali działania. Nikogo nie urazić, budować sejfspejsy, zapraszać wszystkich pod swój parasol, tulić wszystkich, nikogo nie oszczędzać. Z pewności, niewątpliwie, na pewno.

Ja tam sobie jakoś tam szanuję młodzieńczą chęć zmieniania świata, za jej głupią żarliwość i wiarę w lepszy świat, nawet ogromnym kosztem, ale młodzieńcza dewocja, to coś co brzydziło mnie od zawsze i sprawiało, że nie mam dziś nic wspólnego z żadna zorganizowaną religią. Tymczasem jeśli lewica pójdzie tą drogą to krok po kroku zmieni się w żenującą sektę. Czego i sobie i Wam nie życzę, bo taka opcja nikogo w miarę stabilnego umysłowo do tej opcji nie przyciągnie. A że lewica jest w systemie politycznym potrzebna udowadnia w stu procentach Polska, im mniej bowiem lewicy w Sejmie, tym więcej w Polsce klerykalizmu, autorytarnych tendencji, łamania praw mniejszości i faszystów robiących swoje spędy.

Przemysław Witkowski

Poprzedni

Michał Bajor wydał swoją 25 płytę

Następny

Polityczny mecz USA-Iran