Dość z rynkowym pudrowaniem, dość bycia „grzeczną” i „odpowiedzialną” lewicą, dość podlizywania się korporacyjnym mediom, dość kopiowania centro-prawicy!
Przed paroma tygodniami pisałem, że w polityce nie zawsze liczy się wygrana w wyborach, że czasem przegrana może być początkiem niezwykle pozytywnego procesu. Tak jak donośne nawoływania Berniego Sandersa do skończenia z establishmentową polityką miliarderów podczas prawyborów Partii Demokratycznej wieściły zmiany na amerykańskiej lewicy, tak samo idealizm i determinacja Corbyna wyznaczają nowe trendy dla europejskiej socjaldemokracji!
Choć bez wygranej, ale zwycięstwo
Co prawda Partia Pracy pod wodzą Jeremy’ego Corbyna nie wygrała czwartkowych wyborów, jednak wynik brytyjskich socjalistów jest godny naszej uwagi. W skali kraju zdobyli 40 procent głosów, ustępując Torysom wyłącznie 2,5 procentami. W zestawieniu z rezultatem z 2015 roku, Laburzyści poprawili swój wynik o prawie 10 procent i 30 miejsc w Izbie Gmin. To najlepszy procentowy wynik od lat, porównywalny ze spektakularnym zwycięstwem Blaira w 1997 roku. To także pierwszy od 20 lat wynik, w którym Partia Pracy powiększa stan posiadania w brytyjskim parlamencie. I to właśnie porównanie Blaira i Corbyna jest kluczowe dla socjaldemokratycznej optyki.
Lewica przebrana i lewica autentyczna
Jak wiemy, Tony Blair był centrystą, w pewnym sensie przejął neoliberalną narrację od konserwatystów i ubrał je w czerwone szaty swojej partii. Deklarujący się jako „nowoczesny socjaldemokrata” kontynuował wiele rynkowych reform Thatcher, wierzył w zbawczą moc globalizacji, dla której zgubnego wpływu w dziedzinie rynku pracy nie widział alternatywy. Blair i jego poplecznicy walczyli z Corbynem z całych sił, zarówno podczas dwukrotnych wyborów na szefa ich partii, jak i tegorocznych wyborów parlamentarnych. Corbyn udowodnił natomiast, że jest zawodnikiem wagi ciężkiej. Nie tylko pokonał wewnątrzpartyjną opozycję, zadrwił z medialnych imperiów nienawistnie atakujących socjalistycznych kandydatów, odebrał Theresie May samodzielną większość w Izbie Gmin, ale nade wszystko zakończył erę „New Labour” i samego Blaira.
W przeciwieństwie do swojej głównej kandydatki w walce o urząd Premiera Jej Królewskiej Mości Corbyn był z ludźmi w tej kampanii, mówił o głównych wyzwaniach, z którymi mierzy się Zjednoczone Królestwo. Bronił z całych sił publicznej służby zdrowia (NHS), postulował re-nacjonalizację brytyjskich kolei, dał młodym nadzieję na nieodpłatne studia, w końcu w chwili zamachów terrorystycznych nie bał się wskazywać na związek kolonialnego i imperialnego dziedzictwa Wielkiej Brytanii z zagrożeniem, którego jesteśmy dziś świadkami. Corbyn pokazał, że inna polityka jest możliwa, że wyrazisty i ideowy język socjaldemokracji ma znaczenie, że spór, walka i polityczność to esencja każdej demokracji. Całą swoją działalnością rozstrzygnął spór toczący się wewnątrz europejskiej socjaldemokracji dotyczący ideowo-politycznej strategii. Wyraźna, socjalistyczna alternatywa dla konserwatystów i neoliberałów ma jak widać poparcie mas społecznych. Dość z rynkowym pudrowaniem, dość bycia „grzeczną” i „odpowiedzialną” lewicą, dość podlizywania się korporacyjnym mediom, dość kopiowania centro-prawicy!
Na nasz własny użytek
Polska socjaldemokracja z jej najsilniejszą partią Sojuszem Lewicy Demokratycznej nie raz brała przykład z Partii Pracy. Leszek Miller często odwoływał się do trzeciodrogowych idei Tony Blaira, podobnie jak „New Labour” SLD chciało być partią „poza lewicą i poza prawicą”, także niedawno potrafiło wystawić neoliberalno-militarystyczną kandydatkę na urząd prezydenta RP drwiąc z najbardziej oddanych wyborców. Dobrze by brytyjska lekcja została dobrze odrobiona przez SLD. Wybory parlamentarne już za dwa lata. Można ich nie wygrać, ale można także być zapamiętanym ze swojej ideowej determinacji, odwagi wchodzenia w spór oraz klarownej obrony przegranych polskiej transformacji, neoliberalnej globalizacji oraz tych, którym obecna władza ubliża, szargając ich życiorysy.