Film „The Antifascists”, wyświetlany w ostatnich miesiącach w kolejnych miastach Europy, pozbawia złudzeń co do skuteczności podejmowanych przez państwo metod walki z ruchami nacjonalistycznymi. Doświadczenia działaczek i działaczy pokazują, że to nie trzymający się procedur urzędnicy, nie telewizyjni eksperci i nie liberalni politycy, ale zorganizowane i różnorodne ruchy społeczne są w stanie stawiać skuteczny opór prawicowej ekstremie.
„The Antifascists” w reżyserii Emila Ramosa i Patrika Öberga to trwający 75 min film dokumentalny, który opowiada o zmaganiach greckich i szwedzkich antyfaszystek i antyfaszystów z tamtejszymi ruchami skrajnie prawicowymi. W istocie treścią fabuły są fragmenty nagrań z demonstracji i starć ulicznych, mających miejsce w tych dwóch krajach po 2013 r., przeplecione wypowiedziami działaczek i działaczy. „The Antifascists” opowiada między innymi o krwawych wydarzeniach ze szwedzkiego Kärrtorp, gdzie lewicowa demonstracja została zaatakowana przez kilkudziesięciu nacjonalistów, uzbrojonych w noże. Widz przygląda się także zmaganiom greckich antyfaszystów ze Złotym Świtem, organizowanym przez nich patrolom motocyklowym w ateńskiej dzielnicy Exarchia i reakcjom na zamordowanie przez greckich neonazistów w 2013 roku Pavlosa Fyssasa, znanego jako zaangażowany społecznie raper Killah P. Wreszcie, oglądający film jest konfrontowany, z jednej strony, ze scenami przemocy, a z drugiej – z indolencją policji. Jak się okazuje, umundurowani funkcjonariusze w różnych częściach Europy nie wahają się przed użyciem środków przymusu bezpośredniego w stosunku do aktywistek i aktywistów, blokujących nacjonalistyczne przemarsze, a jednocześnie nie są w stanie skutecznie zabezpieczać lewicowych demonstracji przed atakami ze strony skrajnie prawicowych bojówkarzy.
„The Antifascists” to jednak znacznie więcej, niż tylko katalog wspomnień z demonstracji, okraszonych luźnymi refleksjami aktywistek i aktywistów na temat możliwych form oporu. Ten film to także narzędzie, a wręcz przewodnik po możliwych strategiach. Jedna z wypowiadających się osób pokusiła się nawet o wymienienie „trzech filarów antyfaszyzmu”. Pierwszy z nich to polemika ze sloganami i mitami, którymi posługują się ruchy nacjonalistyczne. Drugi to niepozwalanie skrajnej prawicy na sianie terroru na ulicach. Trzeci to uniemożliwianie jej działaczom wnikania do istniejących organizacji i instytucji, wliczając w to zarówno scenę muzyczną czy stadiony piłkarskie, jak również parlament oraz władze lokalne.
Przemoc sama w sobie nie jest zatem ani tematem filmu, ani rdzeniem stosowanych w obu krajach taktyk środowisk antyfaszystowskich. Pojawia się ona raczej jako konieczność w sytuacji, w której osoby, stawiające tamę pochodom skrajnej prawicy, są zmuszone do bezpośredniej konfrontacji z neofaszystowskimi bojówkarzami lub z policją, pacyfikującą spontaniczne blokady. Wymowna w tej kwestii jest postać Joela Almgrena, szwedzkiego działacza antyfaszystowskiego, który odbywa karę kilkuletniego więzienia za udział w bójce podczas demonstracji w Kärrtorp. Jak twierdzi sam Almgren, w obliczu napierającej, kilkudziesięcioosobowej grupy nacjonalistów i w sytuacji, w której jedynie kilkanaście osób było skłonnych do fizycznej obrony wiecu antyrasistów, sięgnięcie po nóż było dla niego działaniem instynktownym. Zresztą osoby wypowiadające się w „The Antifascists” walkę ze środowiskami nacjonalistycznymi traktują przede wszystkim jako samoobronę. Skoro bowiem treścią działania skrajnej prawicy jest stosowanie przemocy, a nieodłączną częścią jej ideologii – kult siły, to każdy wzrost popularności tego typu grup wiązać się musi ze wzrostem liczby przestępstw, wymierzonych w Innych. Policyjne statystyki w Polsce od 2009 r. ilustrują tę tendencję bardzo wyraźnie. O ile bowiem w roku 2009 policja prowadziła „jedynie” 46 spraw z artykułu 257 Kodeksu Karnego, o tyle w roku 2016 spraw tych było już 765.
Mocną stroną filmu jest bez wątpienia ukazanie problemu z perspektywy dwóch odległych od siebie – także pod kątem struktury gospodarczej czy społecznej – państw. Zarówno Szwecja, jak i Grecja, tworzą zresztą przypadki szczególne. Ten pierwszy kraj kojarzony jest wszak z socjaldemokratyczną idyllą, w której przemoc i walki uliczne dawno odeszły w niebyt. Tymczasem to właśnie tam partia Szwedzcy Demokraci, w szeregach której – jak udowadniali wypowiadający się w filmie aktywiści – znajdują się także zdeklarowali neonaziści z Nordyckiego Ruchu Oporu, od 2006 r. notuje rosnące poparcie w każdych kolejnych wyborach. Jak zazwyczaj w podobnych przypadkach, ugrupowanie to buduje swą popularność na podsycaniu fobii, przede wszystkim niechęci wobec uchodźców.
Nieco inaczej pod tym względem prezentuje się przykład grecki. Kraj ten znajduje się niejako na pierwszej linii tzw. „kryzysu uchodźczego”, gdyż to tam dociera wiele łodzi i pontonów z Afryki północnej. Co więcej, paliwem dla greckich nacjonalistów był kryzys, właściwie zafundowany temu państwu przez międzynarodowe instytucje finansowe i czołowych decydentów Unii Europejskiej. Użyty w poprzednim zdaniu czas przeszły nie jest przypadkowy. Jak bowiem przekonuje Leonidas Oikonomakis z portalu Roar Magazine, noc, w której zginął wspomniany w „The Antifascists” raper Killah P, okazała się być momentem przełomowym w rozwoju Złotego Świtu. Oikonomakis twierdzi, że od tragicznej nocy z 18 na 19 września 2013 r. zamkniętych zostało ok. 40% biur partii, a główny organ prasowy Złotego Świtu, „Empros”, stopniowo traci czytelników (ich liczba spadła poniżej tysiąca). Co więcej, jego zdaniem latem 2015 r., a zatem w jednym z momentów szczytowych ruchu migracyjnego, greckiej skrajnej prawicy nie udało się skutecznie zaistnieć w mediach z ksenofobicznym przekazem.
Warto się zastanowić, na ile prezentowane w „The Antifascists” strategie i doświadczenia są możliwe do przeniesienia w kontekst Polski. Wydaje się, że istnieją trzy zasadnicze przeszkody, uniemożliwiające wyłonienie się nad Wisłą ruchów antyfaszystowskich na podobną skalę, jak w Szwecji czy w Grecji. Pierwszą i podstawową jest relatywna słabość lewicowych organizacji społecznych, przede wszystkim związków zawodowych, które zarówno w Szwecji, jak i w Grecji, są naturalnym podglebiem dla oporu przeciwko prawicowej ekstremie. Wypowiadające się w „The Antifascists” osoby wielokrotnie wspominały bowiem o swym zaangażowaniu w inne inicjatywy, takie jak właśnie związki zawodowe czy grupy na rzecz demokracji bezpośredniej. W Polsce tymczasem kryzys gospodarczy i instytucjonalny okazuje się być, jak dotąd, paliwem dla ruchów skrajnie prawicowych. Drugą z przeszkód zdaje się być niemal całkowity brak politycznego antyfaszyzmu jako uprawomocnionej koncepcji w debacie publicznej. Jeszcze w czasach PRL, mimo wszechobecności jak najbardziej słusznych haseł pokojowych czy antymilitarystycznych, postawę antyfaszystowską zrównano w zasadzie z antyniemieckością. Wydaje się, że jedynie przez kilka miesięcy przed i po 2010 r., gdy rozliczne środowiska lewicowe i liberalne podjęły medialną ofensywę i przeprowadziły w miarę skuteczną mobilizację przeciwko Marszowi Niepodległości, pojęcie antyfaszyzmu było realnie obecne w szerszym obiegu medialnym.
Obecność ta, jak można stwierdzić z perspektywy minionych siedmiu lat, była jednak okupiona grzechem pierworodnym współpracy ze środowiskami, wspierającymi po 1989 r. wdrażanie reform, które okazały się być katastrofalne w skutkach dla szerokich rzecz polskiego społeczeństwa. Z tego też powodu powołana wówczas krucha koalicja zmuszona była do balansowania między ożywczym radykalizmem społecznym a posłuszeństwem wobec liberalnej hegemonii, i dlatego też jej istnienie okazało się na dłuższą metę niemożliwe. Nie zmienia to jednak faktu, że w myśleniu i taktykach części polskiego ruchu antyfaszystowskiego wciąż pobrzmiewają echa liberalnych sloganów. Właśnie w oddziaływaniu tych sloganów dostrzegam trzecią z przeszkód, utrudniających w kontekście polskim skuteczną konfrontację z nacjonalizmem. Slogany te to na przykład powracająca regularnie wiara w państwo prawa, które powinno sprawnie pacyfikować ruchy skrajnie prawicowe. Pokłosiem tej samej liberalnej nadżerki jest również, obecna wśród części centrowych czy lewicujących przeciwników nacjonalizmu, wiara w nadejście lidera-zbawcy, zdolnego – dzięki wrodzonemu wdziękowi i charyzmie – pokonać PiS i przywrócić w Polsce normalność (czyt.: stan sprzed 2015 r.).
Film „The Antifascists” jest skuteczną szczepionką na owego wirusa liberalnego antyfaszyzmu, gdyż pokazuje, że w obliczu realnej groźby przemocy ze strony skrajnej prawicy, instytucje państwa niemal zawsze zawodzą (na co również nie brak przykładów w polskim kontekście), a do skutecznego odbicia ulic z rąk nacjonalistów potrzeba zaciśniętych pięści działaczek i działaczy społecznych. Wielogłowej hydry środowisk postępowych nie zastąpi w tej kwestii polityczny produkt w rodzaju polskiego, greckiego czy szwedzkiego Emmanuela Macrona. Wręcz przeciwnie – tego typu figura może jedynie na krótką metę zamaskować problem, który jednak, niezwalczony, wciąż będzie bulgotał pod pokrywą prounijnego, demokratycznego i obywatelskiego frazesu.
„The Antifascists”, 2017, reż. Patrik Öberg, Emil Ramos