8 listopada 2024

loader

Do czego…?

Premier Beata Szydło (beatus po łacinie oznaczało szczęsny, szczęśliwy, błogosławiony) zapewniała w minionym roku, przebywając za granicą i w wystąpieniach wewnątrzkrajowych, o „otwartych rękach”, jakie władze mają dla młodych ludzi, którzy w ostatniej (i nie tylko) dekadzie wyjechali do pracy za granicą. Ten exodus miał miejsce zwłaszcza po wstąpieniu Polski do Unii Europejskiej w 2004.

Rząd ustami Pani Premier kładąc niezwykły nacisk na „Boga, Honor i Ojczyznę”, grając na staromodnych, bo XIX-wiecznych lub z początku minionego stulecia afektach i emocjach, odwołując się do „zewu krwi i wiary religijnej” namawia i apeluje o powrót do kraju „ojców i dziadów” (nota bene – dlaczego nie matek i babć?). Kraju – ponoć – olbrzymich możliwości i szans… „Moi synowie nie uciekli z Polski, jak rządziła Platforma Obywatelska”…
Zacytowana jako motto wypowiedź Beaty Szydło świadczy o kompletnym niezrozumieniu heglowskiego „Zeitgeistu” wiejącego przez współczesny świat. Zapatrzenia w źle pojętą tradycję oraz hołdowania szkodliwemu i niedzisiejszemu konserwatyzmowi. To potwierdza po raz któryś z rzędu zaściankowość, filisterstwo, prowincjonalizm mentalności i myślenia elity Prawa i Sprawiedliwości. Ta wizja świata zatrzymała się na drobnomieszczańskim, środkowo-europejskim i zarazem sielskim oraz klerykalnym szablonie Polski i Polaków ujętym w ramy powiedzenia „kochajmy się Panowie Bracia Polacy” (a dlaczego nie Siostry Polki?). To dalekie echo paternalizmu sarmackiego i folwarczno-feudalnej gospodarki oraz wynikającego stąd spojrzenia na relacje interpersonalne o kontrreformacyjnym zabarwieniu. Zwraca na to uwagę od lat m.in. prof. Andrzej Leder.
Wasi polityczni interlokutorzy z Platformy Obywatelskiej, Nowoczesnej i ich klonu – czyli Komitetu Obrony Demokracji – w tej materii niewiele od was odbiegają, Pani Premier.
Pani może być szczęśliwą i błogosławioną (wedle łacińskiej translacji swego imienia), bo świat i rzeczywistość wokół zmierzają – wedle Pani mniemań i sądów – ku świetlanej przyszłości, a Duch Święty zdawać by się mogło jest nad nią i jej partyjnymi towarzyszkami i towarzyszami. Poza tym starszy syn Tymoteusz zostanie katolickim duchownym. Sądzę, że obnoszenie się z tym faktem, podkreślanie publicznie przez Beatę Szydło takiego wyboru i przyszłej drogi życiowej przez jej dziecko – choć to są zagadnienia intymne i duchowe (czyli – najszerzej rozumiane sacrum, tak to się rozumie w cywilizowanym świecie) – potwierdza tylko mentalność klerykalną, religiancką i konserwatywną. Co bezpośrednio związane jest wedle klasyfikacji Ericha Fromma z osobowością wyzyskiwacza i tezauryzatora (zbieracza). Oba elementy tej klasyfikacji zaliczone są do osobowości nieproduktywnych.
O ekonomicznej stronie problemu emigracji młodych Polaków nie zamierzam się tu wypowiadać. Nie mam ku temu odpowiedniej ilości danych makro-ekonomicznych (a poza tym moje wykształcenie nie jest „z tej branży”). Pani Premier jest na pewno w tej materii lepiej zorientowana, choć wskaźniki po roku rządów partii Beaty Szydło „wskazują na lot koszący, ku ziemi”. Doskonale zagadnienie standardów i jakości życia, płac i zabezpieczeń ze strony państwa w tej kwestii podsumował b. premier RP Leszek Miler w jednym z telewizyjnych wywiadów. Wypadają one dla Polski żenująco, więc, do czego mieliby ci Polacy wracać?
Zajmę się elementami zaliczanymi do sfery duchowej, mentalnej, przynależnych świadomości (i to nowocześnie określonej). Tzw. nadbudowy – jak drzewiej mawiano.
Jestem ojcem 25 letniego syna, dziś mężczyzny, który kilkakrotnie wyjeżdżał za granicę w celach zarobkowych (Niemcy czy Czechy). Obecnie od prawie pół roku jest w jednym z krajów Beneluksu i nie zamierza absolutnie tu wracać. Właśnie w tym rejonie Europy, luźnym, absolutnie wolnym, pełnym przyjaznych i ambiwalentnych na INNEGO ludzi czuje się znakomicie. Ma taką po prostu osobowość i mentalność. Tak został przez nas wychowany – przede wszystkim do wolnych, subiektywnych wyborów (i ponoszenia za nie odpowiedzialności). I to jest wolność w oświeceniowym, modernistycznym, zachodnio-europejskim i cywilizowanym stylu. Dotyczy to zarówno wykształcenia, upodobań, wyznawanych wartości, czegoś, co zwie się wiarą religijną – on ma do niej zdecydowanie ambiwalentny (by nie powiedzieć negatywny stosunek, zwłaszcza do instytucji ją nad Wisłą egzemplifikującej) – upodobań kulinarnych, estetyki muzycznej, spraw mody etc.
I nie uciekł, jak Pani w przytoczonym jako motto szlagworcie sugeruje. Bo tak na prawdę mało kto uciekał z tych setek tysięcy ludzi przebywających dziś za granicą. Pani Premier tak formułując zagadnienie emigracji ich (w podstawowej masie) obraża i ci młodzi ludzie dlatego m.in. nie będą chcieli pozytywnie odpowiedzieć na Pani apele i zachęty.
Tam, gdzie dziś syn przebywa, gdzie pracuje, gdzie mu się podoba i prawdopodobnie jest na swą miarę szczęśliwy, z przyjazdu jakiegoś szamana Bashobory nikt nie robi hiper-wydarzenia medialnego. Bo ludzie są różni i różnorakie mają tożsamości, różną wrażliwość i różnorakie upodobania. Nawet, gdy mówią tym samym językiem. Jest coś takiego jak intymność i indywidualnie rozumiana duchowość każdego człowieka, nie koniecznie traktowana wyłącznie w kategoriach religijnego – w Polsce: katolickiego i dlatego wyłącznie prawdziwego – uniesienia. Subiektywność i prywatność są tam w cenie. Zwłaszcza w tych sferach.
Do czego mógłby syn (i jemu podobni, których na prawdę jest mnóstwo) wrócić biorąc pod uwagę te aspekty: atmosferę religijnego linczu i klerykalnej opresji wobec tego INNEGO? Już Pani Towarzyszka Partyjna zapowiadała w jednej z enuncjacji przymus deklaracji nie-katolików do respektowania norm wynikłych z nauki Kościoła rzymskiego i kazań episkopalnych pasterzy. Syn od dawna nie chce, by ktokolwiek „go pasał”.
W tym normalnym, europejskim, cywilizowanym kraju nikt nie straszy go przestrogami, napomnieniami czy karami, iż mieszkając z kobietą bez ślubu, stosując środki antykoncepcyjne (o formie i sposobach używania prezerwatywy poinformowałem go, gdy miał 12 lat, aby uchronić go przed niepożądanymi efektami przypadkowego seksu, gdyż tak powinien czynić odpowiedzialny za syna ojciec), a jego partnerka, jeśli „coś pójdzie nie tak”, może na drugi dzień iść do apteki po tabletkę „dzień po”. Tam o In vitro nikt poważny, uznany, z autorytetem nie powie, że „to aborcja albo zabójstwo nienarodzonego dziecka”, nikt nie słyszy „krzyku mordowanych w trakcie procesu zapłodnień In vitro zarodków”, a nowoczesne, cywilizowane państwo, przyjazne człowiekowi umożliwia jednostce korzystanie ze wszystkich dobrodziejstw postępu naukowego i technicznego w tej (i innych) dziedzinach życia.
Ma czerpać po prostu z życia – czyli z seksu także – radość, zadowolenie, szczęście i nie żyć w ciągłym stresie oraz pod groźbą kar czy opresyjnego klimatu. Zwłaszcza w tej tak ważnej dla młodych ludzi sferze życia. To jest właśnie wspomniana jakość życia, różniąca tamte kraje od naszej Ojczyzny pod rządami polskiej prawicy.
Do czego mógłby syn wrócić biorąc pod uwagę stosunek mainstreamu – tu trzeba przyznać prawdę, iż nie tylko pisowskiej proweniencji – do takich zagadnień jak środki anty-koncepcyjne, współżycie seksualne bez ślubu, pigułka „dzień po”, In vitro, eutanazja? Do takiej Polski i tu posłać do szkoły swoje dzieci (a moje wnuki), gdzie realizuje się zmurszałe pomysły pań rodem z XIX-wieku: Anny Zalewskiej czy dr hab. Urszuli Dudziak (tej nauczycielki akademickiej z KUL-u, której wszystko, co nie mieści się w ciasnym i ultra-klerykalnym spojrzeniu na seks jest wyuzdaniem, rozwiązłością, relatywizmem, amoralnością i winno być napiętnowane i ścigane karnie)?
Do czego ma on wracać, Pani Premier, pytam po raz kolejny? Wpierw się jest człowiekiem, a potem… całą resztą. Ona jest i tak zawsze wytworem naszego umysłu i języka, zależnych od bardzo wielu czynników, przede wszystkim od bodźców tak zewnętrznych jak i wewnętrznych, a zwłaszcza od wspomnianego „Zeitgeistu”.
Cywilizowany świat dawno odszedł od czegoś takiego – co w naszym kraju pod światłymi rządami Partii Pani Premier nabiera rozpędu tak formalnego jak i w tworzeniu określonej atmosfery – jak karne ściganie z urzędu ludzi za tzw. „obrazę uczuć religijnych” (osławiony art. 196 kodeksu karnego upodobniającego Polskę raczej do krajów ortodoksji islamskiej niźli do cywilizowanego Zachodu, do którego usilnie się zapisujemy cały czas). A syn jest wielbicielem muzyki rap-, black- i death-metal. To z tego kręgu wywodzi się – z racji skandalu i śmieszności jaką wywołał polski wymiar ścigania z Krakowa – grupa norweska Gorgoroth, której prokuratura po koncercie 1.02.2004 postawiła zarzuty właśnie z tego śmiesznego, niecywilizowanego, w iście inkwizycyjnym stylu sformułowanym, artykułu kk. Przykłady Behemotu, Adam Nergala Darskiego, a także Katarzyny Kozyry, „Golgoty Picnic” wg Rodrigo Garcii (Malta Festiwal w Poznaniu) czy „Śmierci i dziewczyny” wg Elfride Jelinek (Teatr Polski we Wrocławiu) mówią same za siebie. Przede wszystkim o postępującym obskurantyzmie, bigoterii w klimacie intelektualnym nad Wisłą, Odrą i Bugiem oraz o staczaniu się myślenia i powszechnej estetyki ku pospolitej, w iście średniowiecznym stylu, dewocji. Znając życie Prawo i Sprawiedliwość na pewno przyklaśnie tym procesom. Nie mam co do tego złudzeń.
W tej mierze rządzący przez osiem lat wasi przeciwnicy, tak zaciekle zwalczani – dziś to wasi znienawidzeni wrogowie – niewiele się od was mentalnie różnią w tych kwestiach. Polska prawica – a POPiS jest hybrydalną przestrzenią polityczno-intelektualną o wybitnie prawicowym emploi (co od lat podkreślam) – już tak ma od dawien dawna.
Do czego mają tacy ludzie wracać, kiedy czują się wolni jak „ptaki na niebie”, są luźni, z lekka po hipstersku zblazowani atmosferą zjednoczonej i bez-granic Europy, otwarci na cały świat, porozumiewający się bez kłopotów różnymi językami i kierujący się kapitalistycznymi ze wszech miar dewizami: cesarza Wespazjana „pecunia non olet” (żaden pieniądz nie śmierdzi) czy Cycerona „ibi patria, ubi bene” (tam gdzie dobrze, tam ojczyzna)? Ludzie uzbrojeni w laptopy i smartfony, ci, którzy zakosztowali już autentycznej i cywilizowanej wolności jednostki – nie „dętej” i napuszonej nadwiślańskiej popisowej propagandy o „zielonej wyspie” czy „o kraju wielkich możliwości” – będącej „miarą wszechrzeczy” we wszystkich sferach życia? Zwłaszcza w kwestii indywidualnych wyborów.
A co do przytoczonych, brutalnych praw gospodarki rynkowej, sięgających jeszcze czasów Imperium Romanum, powiem wam panie i panowie z prawicy nadwiślańskiej: tego przecież chcieliście reprezentanci PiS-u i Platformy Obywatelskiej uczestnicząc czynnie (i mentalnie) w obaleniu poprzedniego ustroju, więc nie mówcie teraz o cynizmie, nihilizmie, upadku wartości czy pogoni za „szmalem”. Cierp ciało kiedyś chciało.
Do czego… To pytanie rozbrzmiewa przez cały tekst i jest jego leifmotivem. Gdy syn chce sobie zapalić popularną wśród takiej młodzieży „trawkę” – bo lubi, bo go to „kręci”, bo taki ma wybór subiektywny – nikt go w tamtym kraju nie będzie za to ścigał, prześladował, oskarżał. Idzie do „shopu” i kupuje, legalnie, normalnie, jak pizzę, jeansy czy prezerwatywę.
Bo wszystko podlega ewolucji Panie i Panowie, konserwatywni prawicowcy z POPiS-u. Normy, wartości, przyzwyczajenia, poglądy, ogląd świata i ludzi. I to jest cywilizowany, klasyczny liberalizm (liberalizm większości z was jest taki jak z Polską porównaną do rzodkiewki – cieniutki, czerwony naskórek, w środku biała często strupieszała, masa).
Ja ostatecznie nie muszę się z tym zgadzać, ale syn jest dorosłym człowiekiem i jego wybory należy – jak każdej osoby ludzkiej – szanować i respektować, o ile nie naruszają w dramatyczny sposób norm współżycia społecznego.
Napisałem ten tekst Pani Premier, jako noworoczną odpowiedź wobec Pani enuncjacji na temat emigracji i ewentualnych powrotów, młodych – bo to oni są przyszłością naszego społeczeństwa – ludzi. Celowo nie piszę – narodu, bo jako lewicowiec z jednej strony uważam, iż pojęcie „społeczeństwo” lepiej oddaje ów „Zeitgeist” dzisiejszego, pluralistycznego i demokratycznego świata niż pojęcie – naród. A po wtóre – ten termin wy, przedstawiciele polskiej prawicy zdeprecjonowaliście przez ostatnie dekady do cna, utożsamiając naród polski wyłącznie z klerykalną i jednowymiarową, polityczno-religijną stroną sceny publicznej. I to we wszystkich, możliwych wymiarach.
Pytanie „Do czego…” pozostaje więc moim zdaniem zawieszone w próżni. Może Pani Premier mi na nie odpowie.

Podkr. – „DT”

trybuna.info

Poprzedni

Świętość gorzały i sacrum w nietrzeźwości

Następny

Upadek inteligencji