Trzeba po stokroć powtarzać – choć, w tym miejscu to truizm – iż wzrost znaczenia lewicy, a więc i poparcia społecznego dla niej, jest warunkiem powrotu Polski do normalności, wyzwolenia spod dyktatu prawicy i niszczącego PO-PiS-u. Trzeba powtarzać, bo zaczynamy już zapominać o sprawach oczywistych i przyzwyczajać się do sytuacji anormalnej i niebezpiecznej, dla społeczeństwa i państwa.
Lecz idzie także, i przede wszystkim, o to, aby nie tylko, do usranej śmierci powtarzać, ale by wreszcie coś zacząć w tej sprawie robić.
Ostatnie sondaże wskazują, że PiS nadal zwiększa przewagę, a PO traci. W zjawisku tym, niektórzy upatrują zapowiedzi jakichś turbulencji na scenie politycznej. Jeśli tak (a nawet gdyby i nie), Sojusz powinien, jak najszybciej się zmobilizować, i ze wszystkich sił postarać „wepchnąć nogę w drzwi” pomiędzy te dwa, nienawidzące się plemiona.
Jest to potrzebne tym bardziej, że poparcie dla SLD jest niskie, na granicy progu wyborczego, 5-6 %.
SLD/lewica odczuwa brak wyborców (rzekomo wszyscy zostali już „zajęci”), a tymczasem… w elekcji do Sejmu nie uczestniczy blisko 50 % uprawnionych, 15 milionów osób. Zauważmy, jaka mogłaby to być „kopalnia” głosów dla SLD, gdyby udało się, choćby i, co dziesiątą osobę z tej liczby zachęcić do pójścia na wybory i zagłosowania na nas. Czyż gra nie jest warta zachodu?
Lecz, by to się udało, i jeszcze udało przeciągnąć na swoją stronę także część wyborców rzeczywiście zajętych przez inne partie (takie przepływy są zawsze, bo nie wszyscy, to tak zwany twardy elektorat, są też ludzie zagubieni, zdezorientowani), SLD/lewica musi podjąć niemal natychmiastową „ofensywę na kilku frontach”: organizacyjnym, politycznym, programowym.
W kwestii programu, trzeba na bazie obecnego jego projektu, sformułować taką wykładnię działania partii, którą byłby w stanie zaprezentować w swoich środowiskach niemal każdy jej członek i sympatyk.
Z tą wykładnią, ale i z innymi zagadnieniami, partia musi wyjść do społeczeństwa „szerokim frontem” (z udziałem wszystkich swoich członków). Właśnie, do grup, które nie chodzą na wybory, ale i do tych, które powinny się znajdować w polu szczególnej troski i zainteresowania lewicy: środowisk robotniczych /pracowniczych, młodzieżowych itp. Trzeba te grupy „zidentyfikować”, dotrzeć do nich, rozpoznać ich problemy, i zabrać się do pracy z nimi, nawet, jeśli nie są nam przychylne.
Zacznijmy od przekonywania pojedynczych obywateli, później kolejnych, choćby i w dłuższym czasie, „kropla drąży skałę”. Jedna z komentatorek moich felietonów w tym kontekście stwierdziła: „SLD musi wyjść do ludzi, organizować spotkania, nie jest ważne ile osób przyjdzie, może na początku nie za wiele, ale ważne… żeby ludzie widzieli, że SLD działa, ma program, że jest!”
Wszakże, łatwo napisać, że trzeba dotrzeć, rozpoznać, przekonać… Trudniej praktycznie to zrobić.