Polskie władze nie wykorzystują swych możliwości w obronie rodaków mieszkających za wschodnią granicą.
Wiele można obecnie rządzącym Polską zarzucić, ale nie braku patriotycznej frazeologii. Codziennie odmieniają oni słowa „Polska” i „patriotyzm” przez wszelkie możliwe przypadki. Jednak te słowa pozostają tylko słowami.
Pisaliśmy nieraz na łamach „Trybuny” o nieskutecznej polityce wschodniej obecnie rządzącej ekipy. Zwłaszcza wobec Ukrainy. Polityki nastawionej na mobilizowanie krajowego elektoratu PiS, cementowanie ich nienawiścią do sąsiadów, zwłaszcza Ukraińców. Polityki gestów i braku konsekwencji.
Adwokat czy prokurator
Kolejne polskie rządy od czasu uzyskania przez Ukrainę niepodległości powtarzały, że
Warszawa chce być adwokatem Kijowa w Brukseli. Wspierającym ukraińskie aspiracje bycia członkiem Unii Europejskiej. Tak było do czasów ostatnich wyborów parlamentarnych i prezydenckich. Do czasu kiedy pan prezes Jarosław Kaczyński publicznie postawił władzom Ukrainy ultimatum: Albo kult Stefana Bandery, albo akcesja do Unii Europejskiej.
W ślad za dyrektywą Naczelnika PiS pozostali politycy tej partii usztywnili swe stanowisko i na wyścigi zaczęli recenzować działalność nacjonalistów ukraińskich. Zrywając przy okazji nieformalny sojusz zawarty między antykomunistycznymi ugrupowaniami obu krajów. W tym antykomunistyczny sojusz między obu Instytutami Pamięci Narodowej. Ukraińskim i polskim.
Swoje stanowiska zradykalizowali też ukraińscy nacjonaliści, zajęci przede wszystkim walką z Rosją. Rugowaniem rosyjskiej kultury, języka nawet, z obszaru kultury ukraińskiej. Polska była dla nich wrogiem historycznym, ale obecnie drugorzędnym. W efekcie polityki PiS ranga Polski jako wroga wyraźnie wzrosła. Aby dokuczyć adwokatowi, postrzeganemu coraz częściej na Ukrainie jako prokurator, ukraiński IPN zablokował ekshumacje polskich ofiar. Zablokował priorytetowe, prestiżowe prace polskiego IPN. Uchwalona niedawno nowelizacja ustawy o IPN miała być batem na ukraiński nacjonalizm. Efekt okazał się nieoczekiwany, bo wywołała też wojny dyplomatyczno-historyczne z Izraelem i USA. W efekcie tego bubla legislacyjnego ukraińscy nacjonaliści i rząd w Kijowie niespodziewanie znaleźli się w antypolskim sojuszu z USA i Izraelem. Ujrzeli jak ich antybanderowski prokurator staje się międzynarodowym oskarżonym.
Martwi czy żywi
Na Ukrainie mamy nie tylko groby martwych Polaków. Ofiar nacjonalistów ukraińskich, niemieckich, radzieckich. Żyją tam nadal nasi rodacy. Jako mniejszość narodowa nie korzystają z takich samych praw jak obywatele polscy ukraińskiego pochodzenia.
W Polsce obowiązują bowiem prawa i standardy Unii Europejskiej zapewniające mniejszościom narodowych, etnicznym, religijnym i seksualnym określony katalog chroniących ich kulturę i tożsamość praw. Można spierać się czy polskim Ukraińcom, Białorusinom, Mołdawianom państwo polskie te unijne standardy w praktyce zapewnia. Ale jako obywatele Polski i Unii Europejskiej prawo do nich mają. I prawo o upominanie się do ich respektowania też posiadają.
Polacy mieszkający na Ukrainie, Białorusi w Mołdawii takich praw nie mają. Skazani są na łaskę aktualnie rządzących tam ekip. Władze w Mińsku nie deklarują woli akcesji do Unii Europejskiej, aktualnie jedynie wolę poprawy relacji. Zacieśnienia współpracy z Brukselą. Władze ukraińskie i mołdawskie od lat paru deklarują wolę przyłączenia do Unii Europejskiej, czyli przyjęcia obowiązujących tam standardów. Czyli także określających ochronę praw mniejszości.
Niestety, deklarujący wolę obrony polskości i Polaków polski rząd i parlament całą swą energię skupia na walce z kultem Stefana Bandery. Słusznej, ale nieefektywnej. Polski prezydent, parlament i rząd powinien przede wszystkim recenzować władze ukraińskie i mołdawskie, w mniejszym stopniu białoruskie, z dostosowywania obowiązującego tam prawa dotyczącego mniejszości do przyjętych w Unii Europejskiej rozwiązań. Recenzować zakres respektowania praw mniejszości narodowych, kulturalnych i seksualnych.
Warto zadać pytania: Dlaczego polski rząd uważa politykę historyczną za czynnik wspierający tam polskość, a nie interesują go prawa Polaków do utrzymywania narodowej kultury, czy prawa homoseksualistów polskiego pochodzenia do utrzymywania swojej tożsamości seksualnej?
Dlaczego obecne władze polskie interesują się przede wszystkim martwymi już Polakami pozostałymi za wschodnią granicą, a nie tymi, żywymi?
Aby uzyskać informacje o tym co polskie władzy robią i zamierzają zrobić dla Polaków za naszą wschodnią granicą zwróciliśmy się do przewodniczącej Sejmowej Komisji Łączności z Polakami za Granicą, pani poseł Anny Schmidt-Rodziewicz (PiS) i do prezesa Stowarzyszenia Wspólnota Polska pana Dariusza Bronisławskiego, o wypowiedzi na następujące pytania:
• Jaka jest aktualnie sytuacją polskiego szkolnictwa na Białorusi, Ukrainie i w Mołdawii, a także na Litwie, kraju należącym do Unii Europejskiej?
• Białoruś, Ukraina i Mołdawia objęte są programem Partnerstwa Wschodniego, co ma je przybliżać do członkostwa w Unii Europejskiej. Ukraina i Mołdawia deklarują wolę uzyskania członkostwa, Białoruś – nie deklaruje takich aspiracji. Czy to wpływa na sytuację szkolnictwa polskiego w tym kraju?
• Jak wygląda sprawa ochrony dziedzictwa polskiego na Wschodzie, w tym szczególnie obiektów architektonicznych, pałaców, obiektów sakralnych, budynków szkolnych, cmentarzy i innych miejsc pamięci. Jak kształtuje się sprawa powstawania polskich ośrodków kultury w tych krajach?
• Ukraina ma problem z mniejszością rosyjską, w związku z konfliktem militarnym z Federacją Rosyjską. Chciałaby ograniczać kulturowe wpływy rosyjskie. Czy istnieje niebezpieczeństwo, że „rykoszetem” uderzy to także w mniejszość polską?
• Czy Ukraina i Mołdawia, skoro aspirują do członkostwa UE, nie powinny już przybliżać się do jej standardów poprzez choćby ograniczone dotowanie polskich organizacji, stosując zresztą zasadę wzajemności, jako że Polska dotuje mniejszościowe organizacje na terytorium RP?
• Czy rysują się jakieś szanse na jednoczenie osobnych polskich związków narodowościowych, np. na Ukrainie i w Litwie?
• Czy, a jeśli tak, to na ile uchwalenie ustawy o penalizacji propagandy banderowskiej może utrudnić realizację wspomnianych wyżej celów?
Minęły już prawie trzy tygodnie bez odpowiedzi. Okazuje się, że ludzie odpowiedzialni za Polaków na Wschodzie nie mają nic do powiedzenia Polakom mieszkającym w kraju.
Zaś sejmowe plotki wyjaśniły nam, że obecny rząd polski nie będzie naciskał na wschodnich sąsiadów, by wprowadzały standardy Unii Europejskiej, bo takie chroniłby każdą mniejszość narodową, także rosyjską. A Rosjan rząd w Warszawie wspierać nie chce. Bo jest z Moskwą wojna. A że cierpią na tym żywi Polacy? Cóż, jest wojna, to i straty muszą być.