30 listopada 2024

loader

Donos na samego siebie

Nazywam się, zresztą, to mało istotne jak się nazywam. Każdy się przecież jakoś nazywa, ale nazwisko zawsze można zmienić. Jestem Polakiem, tak przynajmniej mam w dowodzie, więc mam obowiązki polskie. Długo myślałem, czy napisać do Pana, Panie Ministrze, bo sumienie nie dawało mi spokoju. Nawet ksiądz dobrodziej nie umiał mi pomóc, o konowałach nawet nie wspomnę; Pan sam najlepiej wie, co to za swołocz!

Jest mi strasznie przykro, że dowiaduje się Pan tego ode mnie, ale lepiej chyba już będzie, jak sam się przyznam, niż gdyby miał Pana ktoś zaskoczyć na konferencji prasowej. Tak, Panie Ministrze, wziąłem pieniądze od Niemców. Na swoje usprawiedliwienie dodam, że w czasie popełniania tego czynu, byłem zaślepiony i zamroczony. Najpierw alkoholem, a potem uczuciem, które trudno mi nawet zdefiniować. To wszystko jednak najdobitniej świadczy o tym, że wróg potrafi uśpić naszą czujność na najróżniejsze sposoby. Jak szatan, który tylko czeka na potknięcie słabego człowieka. 

Rzecz miała miejsce na Mazurach. Naszych Mazurach, choć Niemcy, którzy wykorzystali moją naiwność, czuli się tam jak u siebie. Złośliwi powiadają, że, w istocie, te ziemie należały kiedyś do nich i nazywały się „Heimat”, ale ja nie dowierzam w takie głodne kawałki. 

Byłem młody. Nadmienię jedynie, że pochodzę z rodziny robotniczo-chłopskiej. W domu nigdy się nie przelewało. Odebrałem za to porządne patriotyczne, katolickie wychowanie, w czym największa zasługa mojej ukochanej matki, dbającej o to, żebym zawsze miał czyste odzienie i powszedni chleb. Ojciec mój, wstyd pisać, wysługiwał się komunie, o czym muszę napisać z odrazą, ale tylko prawda nas wyzwoli. 

Zaręczam Panu, że zawsze chciałem wstąpić do ZHR albo Zawiszaków, ale u nas, w miasteczku, działało tylko czerwone ZHP, które jednak doczekało się ostatecznie własnego księdza kapelana. Człowiek ów zrzucił jednak sutannę, co powinno być również ważnym sygnałem dla Pana, Panie Ministrze, aby dokładniej przyjrzeć się w przyszłości kadrom, w których ręce powierza się polskie dzieci. 

Będąc na obozie harcerskim, dzieliliśmy obozowisko z grupą skautów z Niemiec. Byli mniej więcej w naszym wieku. Któregoś razu jakiś volksdeutch podstępnie namówił nas, abyśmy wspólnie zorganizowali nocne podchody. To miała być z pozoru tylko niewinna zabawa. Jej skutki odczuwam jednak w sobie do dziś. 

Mea culpa!

Kiedy inni koledzy szukali w zaroślach Niemców, którzy podstępnie chcieli skraść nasz totem, ja, co tu kryć, przysnąłem na warcie, co wróg natychmiast wykorzystał. Pojmano mnie do niewoli, żeby w przyszłości wymienić na jeńców niemieckich. Czekając wraz z okupantem przy niemieckim ognisku, zostałem poczęstowany czymś do picia. Wiedziałem, co to konwencja genewska, więc nie podejrzewałem nawet przez sekundę, że mogę paść ofiarą podstępu. Tak, Panie Ministrze, byłem naiwny. W niemieckiej menażce zamiast polskiej wody był zagraniczny alkohol, którego smaku nie znałem. Tym bardziej nie mogłem podejrzewać, jak zadziała na młody, zdrowy organizm. W miarę upływu czasu oraz ilości alkoholu, którym, zaznaczam, byłem pojony podstępnie, wykształcił się u mnie swoisty sztokholmski syndrom. Moi ciemiężyciele zaczęli mi się podobać. Byli dla mnie mili do tego stopnia, że po dwóch godzinach oczekiwania, kiedy pomoc ze strony moich kamratów nie nadchodziła, postanowiłem, zdradziecko, wiem, wstyd mi do dziś, wydać pozycje swoich chłopaków, żeby tylko jak najszybciej wrócić do obozowiska, ponieważ dość już miałem tej przymusowej poniewierki. Na odchodne wymieniłem się z młodymi Niemcami harcerską finką, za którą dostałem od nich kasetę DJ-a Westbama. Sprzedałem się. Sprzedałem godność polskiego harcerza. Splamiłem mundur. 

Jazda z Weberem

Dziś, kiedy przeczytałem Panie Ministrze, jak celnie nazwał Pan intencje Manfreda Webera z EPL, nogi się pode mną ugięły. To było jak rozszyfrowanie przez Hansa Klossa gruppenfuhrera Wolfa. Nie mogłem dłużej czekać i żyć w kłamstwie. Postanowiłem, że złożę na pańskie ręce samokrytykę, bo brzydzę się sobą. Za każdym razem, kiedy słucham Ramsteina, Boney-M albo Affrica Simone’a. Kasetę DJ-a Westbama dawno już zniszczyłem. Ostatnio nawet sprzedałem Opla poniżej wartości i przesiadłem się do Skody. Sąsiad mówił mi, że Skodę też kupili Niemcy, ale nie ufam plotkom. Ufam za to Panu, Panie Ministrze! Proszę robić tak dalej. Zrywać niemieckie macki. Może wreszcie, podobnie jak mnie, ludziom opadną łuski z oczu, i dostrzegą to, w jakim świecie żyją i kto chce nimi rządzić. Tusk, Czarzasty, Biedroń, Hołownia. Wszyscy oni, tak ja kiedyś, sprzedają matkę Polskę za dojczemarki. Wiem, że Pan wie, bo ja wiem. 

Ufam, Panie Ministrze, że oszczędzi mnie Pan i kiedy odpokutuję swoje młodzieńcze przewiny, dostanę szansę na resocjalizację. Nie będę jednak miał żalu, kiedy Polska się ode mnie odwróci. Nie zasługuję na litość. Jestem zerem. Zwykłym zerem. Zerem do kwadratu. Zerem podwójnym i totalnym. Wiem, że Pan wie. Bo ja wiem.

Jarek Ważny

Poprzedni

30 czerwca – 2 lipca 2023

Następny

Gdzie pan, gdzie cham