10 lipca 2024

loader

Druga liga

W mediach nie mówi się o nich zbyt wiele, choć teoretycznie mogliby zdobyć większość w wybierającym prezydenta Stanów Zjednoczonych Kolegium Elektorów. Czy kandydaci Libertarian i Zielonych zachwieją amerykańską układanką polityczną?

Przeciwko sobie mają właściwie cały system polityczny – dwie duże partie wspierane przez rozmaite grupy wpływu, z jednomandatowymi wyborami do Izby Reprezentantów i Senatu, rzadko kiedy życzliwymi dla kandydatów mniejszych formacji.
Dwa ugrupowania z dwóch stron sceny politycznej – Partia Libertariańska oraz Partia Zielonych – liczą na to, że tym razem na ich kandydatów w wyborach prezydenckich elektorat spojrzy życzliwszym okiem.

Rozczarowanie głównym nurtem

Powody ku tym oczekiwaniom? Dwójka kandydatów Partii Demokratycznej oraz Republikańskiej – Hillary Clinton i Donald Trump – cieszący się nierzadko ponad 50-procentowym poziomem nieufności w badaniach opinii.
Blok konserwatywny ma zagwozdkę z kandydatem, który zmieniał swoją polityczną przynależność, nie ma ochoty na podążanie dotychczasowym, wolnohandlowym kursem Republikanów, nie domaga się też cięć w finansowaniu zabezpieczeń społecznych.
Co gorsza, po wyborczej porażce prezydenckiej w roku 2012 Republikanie uznali, że jeśli chcą kiedyś odzyskać Kapitol będą musieli odwołać się do rosnącego w siłę elektoratu latynoskiego. Nawołujący do budowy muru na granicy z Meksykiem Trump, nazywający przybywających do USA sąsiadów „gwałcicielami” nie za bardzo realizuje ten scenariusz…
Po drugiej stronie, na lewym skrzydle Partii Demokratycznej i poza nią, nadal sporo nieufności wzbudza kandydatka, promująca jastrzębią politykę zagraniczną, będąca jednym z symboli politycznego establishmentu w czasach narastania buntu przeciwko dotychczasowemu sposobowi uprawiania polityki. Dla części tej grupy, stawiającej w partyjnych wyborach na Berniego Sandersa, zapewnienia Clinton o chęci podwyższenia płacy minimalnej, czy sceptycyzmie wobec TPP – wolnohandlowego Porozumienia Pacyficznego – nie wydają się wiarygodne.
Jak obie te nisze chcą zapełnić mniejsze partie?

Wolnościowa alternatywa

Libertarianie stawiają na Gary’ego Johnsona – byłego republikańskiego gubernatora Nowego Meksyku w latach 1995-2003. Na swojego kandydata na wiceprezydenta wybrał innego byłego gubernatora z tej partii – Williama Welda z Massachusetts.
Wolnorynkowych liberałów, niechętnych woltom Trumpa, przyciągnąć do niego mogą znane hasła redukowania roli państwa w gospodarce, budżetu bez deficytu, obniżania podatków, czy cięć w wydatkach na zdrowie i emerytury. Na niechęć kandydata Republikanów do układów handlowych odpowiada poparciem dla TPP. Jest też zwolennikiem prawa do swobodnego posiadania broni.
Tej części bloku konserwatywnego, dla której ważniejsze są kwestie światopoglądowe, kandydatura ta może się jednak nie za bardzo podobać. Jest nie tylko zwolennikiem legalizacji marihuany, ale opowiada się również za rozdziałem instytucji religijnych od państwa oraz małżeństwami dla osób tej samej płci.
Publicyści zastanawiają się, na ile takie połączenie poglądów zaszkodzi Trumpowi, a na ile… Clinton. Wśród młodego elektoratu nie brak bowiem osób liberalnych światopoglądowo, które w kwestiach fiskalnych pozostają konserwatywne. Sympatie wobec takiego połączenia można znaleźć chociażby w Dolinie Krzemowej, której korporacje aktywnie wspierały np. równość małżeńską.

Zielony Nowy Ład

Taki scenariusz byłby dla kandydatki Demokratów o tyle niekorzystny, że jej konkurentka ze strony Zielonych, Jill Stein, woli bardziej lewicowy, niestrawny dla republikańskiego elektoratu przekaz.
Wśród jej haseł znajdziemy m.in. przejście Stanów Zjednoczonych w całości na energię odnawialną już w roku 2030, znany z kampanii Sandersa postulat powszechnej, publicznej opieki zdrowotnej, płacę minimalną w wysokości 15 dolarów za godzinę czy anulowanie długów studenckich.
Kandydatka szczególnie mocno stawia na ten ostatni postulat licząc na to, że przyciągnie on młody, zmobilizowany przez kampanię Sandersa elektorat. Punktuje również Clinton za jej politykę zagraniczną, postulując m.in. ścięcie amerykańskiego budżetu obronnego o co najmniej 50 proc. oraz likwidację sieci amerykańskich baz wojskowych.

Szukanie niszy

Jakie mają szanse? Niemal na pewno nie mają co liczyć na zwycięstwo. Pierwszym ważnym progiem będzie dla nich 5 proc. głosów w skali kraju – jeśli uda im się tyle uzyskać, ich partie będą mogły liczyć na publiczne finansowanie.
Dużo trudniej będzie im z sięgnięciem 15 proc. Zdobycie tego typu poparcia w przedwyborczych sondażach pozwoliłoby na udział w debatach telewizyjnych. Sztuka ta nie udała się nikomu z „trzeciej partii” od roku 1992, kiedy spore zainteresowanie wzbudził samodzielny start Rossa Perrotta.
Jill Stein na ten wynik nie ma co raczej liczyć – najbardziej życzliwy dla niej sondaż NBC News oraz Wall Street Journal z początku lipca dawał jej 6 proc. poparcia. Wraz z umacnianiem się Clinton wśród dotychczasowych zwolenników Sandersa i to poparcie stopniało i dziś krąży raczej w przedziale 1-3 proc.
Johnson może liczyć na nieco więcej – regularnie zdarzało mu się przekraczać 10 proc.. Wraz ze zbliżaniem się wyborów prezydenckich widać jednak, że poparcie dla „głównonurtowych” kandydatów powoli się konsoliduje.
Warto jednak przypomnieć, że cztery lata temu kandydat Libertarian zdobył niecały procent głosów – co i tak było najlepszym dla tej partii wynikiem w historii. To, że dziś może liczyć nawet na dziesięciokrotnie większe poparcie wskazuje, że skala zniechęcenia ofertą Demokratów oraz Republikanów pozostaje spora.

trybuna.info

Poprzedni

Mury

Następny

Prezydent, co dotrzymuje słowa