Pod koniec czerwca w warszawskim Teatrze Powszechnym odbyły się pokazy gościnnego spektaklu Olivera Frljicia „Drugie wygnanie”. Wielki skandalista znowu zawitał nad Wisłę.
Spektakl został przygotowany przez artystę z zespołem aktorów Teatru Narodowego w Mannheim. Nie mógł być zrealizowany w Chorwacji, ponieważ z Chorwacji Frljić został uroczyście wygnany – patronowało temu Zgromadzenie Narodowe, które potępiło w specjalnej uchwale poczynania reżysera mającego wedle polityków godzić w istotne interesy narodowe. I o tym właśnie jest spektakl, w którym opowiada się, jak to Frlijć godzi w interesy, zresztą nie tylko on. Jak się okazuje, także aktorzy z Mannheim, wywodzący się z różnych stron, między innymi z krajów byłej Jugosławii najwyraźniej „godzą”. W ich życiorysach także nie brakuje symptomatycznych oznak „godzenia w żywotne interesy”.
Na indeksie
Pikanterii temu spektaklowi dodaje fakt, że Frljić już dwadzieścia lat temu poszukiwał azylu w Niemczech, bo już wtedy uważano go w ojczyźnie za człowieka niepożądanego. Urodzony pacyfista nie mógł solidaryzować się z żadną ze stron w etnicznych porachunkach, jakie wówczas rozgorzały w Jugosławii.
Potem wrócił do Chorwacji, gdzie przez pewien czas kierował Teatrem Narodowym, ale skończyło się to prawdziwą katastrofą, kiedy w rocznicę rozprawy z Serbami, czczonej uroczyście w Chorwacji, Frljić pokrył fasadę Teatru Narodowego znakami ustaszowców, dystansując się od narodowych egzekwii i wyraźnie wskazując na faszystowskie koneksje tych obchodów. Wywołało to liczne protesty i ataki prawicowych polityków i dziennikarzy. Ten niepokorny wyczyn wpisywał się w jaskrawy sposób w uprawianą przez artystę strategię skandalu. Frljić uważa bowiem, że skandale, burzliwe konfrontacje znaczą często więcej w teatrze i kulturze niż same przedstawienia. Wtedy go wyproszono z teatru i z kraju.
Podobnie jest w Polsce, gdzie już nie może niczego reżyserować ani kierować żadnym projektem – po wystawieniu „Klątwy” w Teatrze Powszechnym (2017) stracił możliwości pracy w polskich teatrach, a festiwale, które udzielały mu wsparcia same traciły finansowe wsparcie państwa, czego przykładami niechaj będą: festiwal Malta (gdzie miał sprawować funkcję kuratora jednego z projektów), Festiwal „Dialog” we Wrocławiu (któremu obcięto wcześniej przyznaną dotację ministerialną z powodu zapowiadanego pokazu poza konkursem spektaklu „Klątwa”) czy też Festiwal Prapremier w Bydgoszczy.
Frljić ma zresztą długą listę porachunków z Polską. Zaczęło się od Starego Teatru, gdzie bunt zespołu doprowadził do przerwania prób „Nie-Boskiej Komedii”, której antysemickie motywy zamierzał artysta wydobyć. Dyrektor Jan Klata przerwał wówczas przygotowania do premiery i ostatecznie „Nie-Boską” przygotował duet Demirski&Strzępka.
Następny skandal, znacznie ostrzejszy, towarzyszył pokazowi spektaklu „Nasza przemoc, Wasza przemoc” podczas festiwalu prapremier w Bydgoszczy. Nie skończyło się tylko na połajankach prawicowej, katolickiej prasy, do czego wygodny pretekst dostarczył sam artysta, pokazując na scenie „poród” polskiej flagi narodowej przez aktorkę grającą muzułmankę, następnie gwałconą na scenie przez aktora grającego Jezusa („flaga w pochwie, gwałcący Chrystus, skandal na festiwalu prapremier”, grzmiały gazety). Ten akt miał symbolizować w sposób przejmujący i obrazoburczy narastający konflikt tubylców i uchodźców widoczny wtedy w całej Europie, a w Polsce sztucznie hodowany. Spektakl doprowadził katolicką prawicę do wściekłości, posypały się doniesienia do prokuratury i oskarżenia o tzw. obrazę uczuć religijnych. Posłanka Anna Sobecka w liście otwartym do dyrektora Teatru Polskiego w Bydgoszczy określiła spektakl „obrzydliwym i wulgarnym przedstawieniem, w którym autor obraził miliony Polaków i katolików”, żądając przeprosin i podjęcia działań, by więcej nie dopuścić do „tak skandalicznych sytuacji”.
Działania podjęto: dyrekcja teatru odeszła, wojewoda cofnął festiwalowi dotację, a prokuratura podjęła śledztwo. Znaleźli się eksperci, którzy podjęli się zbadania, czy spektakl naruszył ustawę. Śledztwo zawieszono jedynie z tego powodu, że jak na razie nie udało się przesłuchać reżysera Frljicia.
Już po bydgoskim skandalu Frljić wyreżyserował w Powszechnym głośną „Klątwę”, wzbudzając i tym razem fale protestów, pikiety przed teatrem, donosy do władz, hejty, a nawet akty wandalizmu.
Kiedy sprawa nieco przycichła, Frljić udzielił chorwackiej gazecie wywiadu, piętnując polską mowę nienawiści, przemoc większości nad mniejszością i próby wyszczucia go z naszego kraju:
Katotaliban wszystkich krajów
„Polscy katolibani – mówił – tak jak i ich chorwaccy bracia, udowadniają tą propozycją, na ile rozumieją swój kraj. W ich krzyku, aby mnie na stałe wygnać, wybrzmiewa żal za czasami, kiedy tłumy wierzące w swoją moralną wyższość nad przedmiotem kamieniowania mogły bezkarnie kamieniować. Najprawdopodobniej to ich interpretacja historii o Jezusie i jawnogrzesznicy”.
„Klątwa” stała się punktem zwrotnym w historii polskiego teatru politycznego, odkrywając ponownie możliwości interwencyjne teatru, długi czas uśpione, ale po przebudzeniu dość groźne w opinii obozu politycznych przeciwników. I tym razem znaleźli się usłużni eksperci z UKSW, którzy niedawno uprzejmie stwierdzili, że Frljić naruszył uczucia religijne.
Artysta ma kłopoty nie tylko w Polsce i Chorwacji, ale także w Czechach. W maju tego roku, podczas prezentacji w Brnie tego samego co w Bydgoszczy spektaklu („Nasza przemoc, wasza przemoc”) prawicowa bojówka wkroczyła na scenę, przerwała spektakl i przez kilkadziesiąt minut ją okupowała opluwając (czynnie, a nie słownie!) aktorów. Policja czeska odmówiła interwencji, co wywołało protesty dyrekcji słoweńskiego Teatru Mladinsko w Lublanie (skąd spektakl przywieziono) i czeskiej sekcji Międzynarodowego Stowarzyszenia Krytyków Teatralnych. Spektakl jednak dokończono, z zadymiarzami poradziła sobie sama publiczność.
W tym okolicznościach trudno się dziwić, że przed pokazami spektaklu Frljcia zachowano szczególne środki ostrożności. Publiczność była wpuszczana do holu po kontroli przypominającej sprawdziany na lotniskach – można się było spodziewać działań o charakterze terrorystycznym. Tym razem jednak wszystko przebiegało nad wyraz spokojnie, przed teatrem nikt nie zorganizował pikiety, a i przedstawienie obejrzeliśmy bez zakłóceń.
Obcy wśród swoich
„Drugie wygnanie” wpisuje się w znaną już poetykę spektakli politycznych artysty. Jego znakiem firmowym stało się odwoływanie do własnego życiorysu i przypadków, z którymi musiał się borykać w swojej bezkompromisowej, nieustępliwej walce o prawo artysty do swobodnej, nieograniczonej żadnymi zewnętrznymi presjami wypowiedzi. Opowieść o własnych zmaganiach łączy integralnie z przeżyciami-wspomnieniami aktorów, którzy biorą czynny udział w formowaniu scenariusza spektaklu.
Osią przedstawienia są losy wygnańców, ludzi pozbawionych ojczyzny, nagle obcych wśród swoich. Toteż przejmującym rekwizytem tego spektaklu będzie walizka, która niesie każdy z aktorów – rzeczywista i metaforyczna, walizka doświadczeń, symbol wykorzenienia i wiecznej tułaczej drogi, niedostosowania. Frljić doskonale wie, jak wrażliwą strunę współczesności porusza. Ukazuje brutalną przemoc i bezradność poniżonej jednostki.
W niemieckim teatrze jednym z ważnych epizodów stało się zderzenie aktora z teatrem w byłej NRD, i to teatrem o wielkiej sławie (Berliner Ensemble), w którym aktor szukał możliwości nieskrępowanej ekspresji ku pewnemu zdziwieniu swoich kolegów. Spektakl więc, jak to zwykle u Frljicia, w sposób dowcipny opowiadał także o złudzeniach artystów, którzy niekiedy jak dzieci szukają dla siebie swobodnej przestrzeni, najwyraźniej niezorientowani w politycznych realiach.
Podczas przedstawienia aktorzy prowadzą osobliwe rachunki wygnań – nie mogą się do końca doliczyć, które to z kolei wygnanie Frljicia. Według niektórych to już piąte. Jednego, niestety, można być pewnym – na pewno nie ostatnie.