8 grudnia 2024

loader

Emigracja bezwyjazdowa

Kiedy kil­ka­na­ście lat temu Law­rence „Okey” Ugwu – Nige­ryj­czyk – został dyrek­to­rem Nad­bał­tyc­kiego Cen­trum Kul­tury w Gdań­sku, sta­no­wiło to cie­ka­wostkę. Sym­pa­tyczną, bo Larry znany już był dość dobrze i pol­skim twór­com i pol­skiej publicz­no­ści, ale zawsze to był ktoś inny, niż wszy­scy.

Moje serce pod­bił bez­błęd­nym wyko­na­niem kla­sycz­nej pio­senki kaszub­skiej „Wele­wetka” w duecie z Wero­niką Kor­thals, co wyda­wało się cie­ka­wostką jesz­cze więk­szą, bo wymowa kaszub­ska nie jest łatwa nawet dla Polaka.
W porze, o któ­rej wyru­szam na łaże­nie po mie­ście, środki komu­ni­ka­cji miej­skiej w Gdyni pełne są mło­dzieży gim­na­zjal­nej i lice­al­nej, wśród któ­rej coraz czę­ściej tra­fiają się osoby o innej bar­wie skóry, nie­tu­tej­szej uro­dzie, jed­nym sło­wem – dzieci przy­by­szów.
Ostat­nio jedna z takich panie­nek o skó­rze jesz­cze ciem­niej­szej, niż u Larry’ego zagad­nięta o coś przez kole­żankę przy­tak­nęła jej z zapa­łem woła­jąc „– Doch jo!”, co świad­czyło o kom­plet­nym ska­szu­bie­niu i ura­do­wało moje serce tym bar­dziej, że urodą Larry’ego zde­cy­do­wa­nie prze­wyż­szała.
Kościół w mojej dziel­nicy, szcze­gól­nie w wiel­kie święta też ma swoją „atrak­cję”, a są nią miej­scowi Hin­dusi – pra­cow­nicy stoczni (tej co to nie ist­nieje, ale za to wysyła np. ele­menty pod­wod­nego hotelu do Dubaju i inne cuda, o któ­rych prasa prze­cięt­nemu Pola­kowi nie donosi), któ­rzy gro­mad­nie odwie­dzają świą­ty­nię na ogół nie zna­jąc ni słowa po pol­sku.
Jak dotąd wyda­wało mi się to wszystko nor­malne i oprócz prze­śla­du­ją­cej mnie Wiet­namki (lat 5), o któ­rej już kie­dyś wspo­mi­na­łem – bar­dzo przy­ja­zne, ubar­wia­jące nasze wspólne życie.
Zaczęło to nawet przy­bie­rać nie­mal insty­tu­cjo­nalne formy od czasu gdy jedna z uli­czek nie­da­leko mojego domu, skryta w cie­niu ogrom­nych sta­rych kasz­ta­nów stała się mię­dzy­na­ro­do­wym klu­bem towa­rzy­skim, w któ­rym han­dlowi tury­ści z Rosji wynaj­mu­jący tu miesz­ka­nia potra­fią godzi­nami dys­ku­to­wać z Hin­du­sami, dia­bli wie­dzą o czym, ale za to z zapa­łem i w atmos­fe­rze wza­jem­nej sym­pa­tii i zro­zu­mie­nia. Ponie­waż po tej uliczce samo­chody jeż­dżą z czę­sto­tli­wo­ścią 1 po­jazd  na 2 godziny, nic nie stoi na prze­szko­dzie, by poob­sia­dy­wać kra­węż­niki i gadać do upa­dłego.
Dla­tego z praw­dzi­wym nie­po­ko­jem przy­ją­łem infor­ma­cje o kse­no­fo­bicz­nych ata­kach, jakie ostat­nio miały miej­sce w naszym kraju.
Moja obawa, że stan obecny, który w moim naj­bliż­szym oto­cze­niu naj­wy­raź­niej wszyst­kim odpo­wiada może się nagle skoń­czyć jest auten­tyczna i pod­bu­do­wana obser­wa­cjami, jakie zaczą­łem robić po tych wyda­rze­niach.
Obawa jest tym więk­sza, że dość szybko zauwa­ży­łem, że nie są to wcale poje­dyn­cze incy­denty, a fala, która teraz wła­śnie wzbiera czu­jąc swą bez­kar­ność i ciche (?) wspar­cie naj­wyż­szych czyn­ni­ków pań­stwo­wych.
Oczy­wi­ście, są wśród nas tacy, któ­rzy zauwa­żyli to już dawno, ale mojej uwagi dotąd to nie zaprzą­tało, ponie­waż – jako się rze­kło – żyli­śmy tu sobie spo­koj­nie, cie­ka­wiąc się jedni dru­gimi i tyle.
Pobi­cie pro­fe­sora za mówie­nie po nie­miecku to rzecz niedająca się wytłu­ma­czyć wła­ści­wie niczym, nawet nie­chę­cią nie­któ­rych śro­do­wisk do Niem­ców. Pomi­ja­jąc fakt, że wszyst­kiemu temu patro­nuje wła­dza, któ­rej pre­zy­dent ma za żonę nauczy­cielkę nie­miec­kiego, żaden nor­malny czło­wiek, nawet patri­diota nie może być pewien, kogo ma przed sobą sądząc jedy­nie po języku. Muszę kie­dyś zacząć dekla­mo­wać wier­sze łaciń­skie idąc przez mia­sto, cie­kawe kogo spro­wo­kuję.
Tzw. śro­do­wi­ska patrio­tyczne mające wspar­cie rządu RP są dziś „na fali”. Rosną w siłę otwar­cie wypo­wia­da­jąc wojnę wie­lo­kul­tu­ro­wo­ści i wszyst­kiemu, co nie „rdzen­nie pol­skie” Nie wiem, kto tych ludzi uczył histo­rii, w każ­dym razie nie ja, bo nie omiesz­kał­bym wspo­mnieć, że naj­więk­sza potęga Rzecz­po­spo­li­tej przy­pada na czasy, gdy Pola­ków miesz­kało w niej 40 proc..
Kościół kato­licki (jesz­cze? wciąż?) jakby zapo­mi­na­jąc słów Ewan­ge­lii (nie ma ni Żyda, ni Greka) wspiera te ruchy, a w naj­ła­god­niej­sze wer­sji – nie pro­te­stuje prze­ciw nim. Nawet, kiedy otwar­cie na stro­nach www nazy­wają papieża Fran­ciszka oszu­stem i kłamcą, który „gubi chrze­ści­jań­stwo”.
Samo chrze­ści­jań­stwo zresztą też ma w Pol­sce coraz cie­kaw­sze obli­cze.
Na Face­bo­oku grupa „jestem chrze­ści­ja­ni­nem” ma już ponad 3 tys. człon­ków i jej liczeb­ność rośnie.
A jest to grupa, na którą warto zwró­cić uwagę, może jesz­cze nie jest za późno.
Zrze­sza bowiem zarówno ludzi uwa­ża­ją­cych się za obroń­ców chrze­ści­jań­stwa, jak i człon­ków wszel­kiego typu orga­ni­za­cji para­mi­li­tar­nych łącząc ich w jedno i to z popar­ciem naj­wyż­szych władz, jak mini­ster obrony, która uważa ten ele­ment za „wspar­cie dla armii”
Napo­leon powie­dział kie­dyś, że armia bara­nów pro­wa­dzona przez lwa jest sil­niej­sza od armii lwów pro­wa­dzo­nych przez barana.
Kor­sy­kań­czyk nie prze­wi­dział trze­ciej moż­li­wo­ści – armii bara­nów pro­wa­dzo­nej przez barana.
Mini­ster spraw wewnętrz­nych dwoi się i troi, by nie pod­paść kry­ty­ku­ją­cym go „patrio­tom”.
Zawsze uwa­ża­łem, że idiota, para­noik czy cym­bał, to sprawa sta­ty­styki. W licz­nej popu­la­cji tra­fić się musi, nie ma rady.
Nato­miast fakt, że takim ludziom powie­rza się wła­dzę w pań­stwie, że znaj­dują oni popar­cie ok. połowy jego miesz­kań­ców, to już ze sta­ty­styką nie ma nic wspól­nego. To cho­roba, któ­rej nie potra­fię pre­cy­zyj­nie zdia­gno­zo­wać.
Czło­wiek, który ukoń­czył wydział histo­ryczny UW i wie jak, z kogo i po co two­rzono oddziały SA i czym się to skoń­czyło, wydaje się nie dostrze­gać, że idzie po śla­dach tam­tego para­no­ika. Dokład­nie, krok po kroku.
Dokąd więc idzie?
Zaczy­nam powoli czuć się jak emi­grant, który otwo­rzyw­szy oczy po dłu­gim śnie dostrzega, że zna­lazł się w jakimś zupeł­nie innym kraju.
W kraju, który stoi na kra­wę­dzi wojny, o czym wszy­scy prócz niego wie­dzą i szy­kują się do niej.
Jeśli ducho­wień­stwo zezwala na wywie­sza­nie takich ogło­szeń na kościel­nych tabli­cach, to cóż to zna­czy? To dociera do wielu, do coraz więk­szej ilo­ści roda­ków (?), ura­bia umy­sły powo­du­jąc, że roz­mowa staje się coraz mniej moż­liwa.
Znam tro­chę osób naprawdę wie­rzą­cych w to, że PiS jest jedyną naszą moż­li­wo­ścią na oca­le­nie Ojczy­zny przed pew­nym już ata­kiem wro­gów. Patrzę i nie wie­rzę wła­snym oczom, bo zna­łem tych ludzi wcze­śniej i wyda­wali mi się nor­malni.

Zabawy z bro­nią

Wie­dzia­łem dotąd i mia­łem na to przy­kłady, że gustują w nich osob­nicy o zmniej­szo­nym poważ­nie poczu­ciu wła­snej war­to­ści. Czy­ta­łem kie­dyś nie­miecką ana­lizę histo­ryczną na temat two­rze­nia hitle­row­skich bojó­wek SA. Tam dzia­łał dokład­nie ten sam mecha­nizm.
Dziś ta pato­lo­gia zyskuje miano ofi­cjal­nego patrio­ty­zmu, wycho­wuje dzieci kła­miąc na prawo i lewo na temat histo­rii i dnia codzien­nego. I nie doty­czy to tylko męż­czyzn, osta­tecz­nie mamy rów­no­upraw­nie­nie, kobiety też mają prawo do zidio­ce­nia.
Ci ludzie są obecni na uli­cach naszych miast ofi­cjal­nie, nie kry­jąc się ze swymi zamia­rami. Mają wspar­cie także inte­lek­tu­ali­stów, co spra­wia, że umy­sły wraż­liwe na tytuły szyb­ciej lgną do nich i ule­gają ich pro­pa­gan­dzie.
Były kan­dy­dat na pre­zy­denta, czło­wiek o wyra­zie twa­rzy ewi­dent­nie zdra­dza­ją­cym tęsk­notę za rozu­mem potrafi prze­ko­ny­wać malucz­kich posłu­gu­jąc się dość szcze­gólną, mówiąc oględ­nie, logiką.
Dro­dzy pań­stwo, powtó­rzę raz jesz­cze. Wystę­po­wa­nie takich osob­ni­ków w dużej popu­la­cji to nic szcze­gól­nego. Są w każ­dej bez wyjątku. Tyle, że tych ludzi popiera coraz więk­sza liczba naszych krew­nych, zna­jo­mych, przy­ja­ciół. Żyją obok nas, sprze­dają nam coś, kupują od nas, kła­niamy się sobie (póki co) na ulicy. To dziś. A jutro?
Tłu­ma­czy­łem kie­dyś dla zabawy jedną z tzw. Horst Wessel Lied pomi­ja­jąc dla nie­po­znaki nazwę orga­ni­za­cyjną, która wystę­puje w tek­ście.

„Nasz sztan­dar dziś powiewa ponad kra­jem
niech dudni krok, bo nasz dziś nad­szedł czas.
Kole­dzy mor­do­wani przez czer­woną zgraję
w mogi­łach śpią, lecz duchem są wśród nas.”

Ilu z naszych zna­jo­mych chęt­nie zaśpie­wa­łoby tę pio­senkę zakła­da­jąc, że nie wie­dzie­liby, że cho­dzi o „Die Fahne hoch”?
Robi­łem to dla żartu, a tu nagle żart prze­stał być śmieszny. Zoba­czy­łem go, jak idzie po ulicy w koszulce z napi­sem „Śmierć wro­gom ojczy­zny”.
Strach czło­wieka zdej­muje bo w innej prze­róbce zna­nej pie­śni pisa­łem, że

„…Nie im wyglą­dać zmi­ło­wa­nia
wyro­ków boskich myśmy skład.
Dziś z naszej woli praw nada­nia,
Roz­liczmy rząd co stocz­nie skradł.

Niech w kuźni naszej ogień bucha
Dziś będzie tak jak wódz nasz chce.
Cóż prawo? Kwia­tek do kożu­cha,
Bez niego też nie będzie źle.

Bój to jest nasz ostatni
kto nie z nami ten wróg.
kraj będzie jak w matni,
tak nam  dopo­móż Bóg.”

Melo­dii wolę nie przy­po­mi­nać. Też prze­stało już śmie­szyć.
To, co jest naj­gor­szego to to, że wśród tych ludzi nie­wielu jest takich, któ­rych można by uznać obiek­tyw­nie za „skrzyw­dzo­nych przez trans­for­ma­cję”. To już zupeł­nie inne poko­le­nie. Poko­le­nie, które my wycho­wa­li­śmy.
A przy­najm­niej tak nam się wyda­wało.
Ktoś nam ich wycho­wał? Kto?
A efekty takie, jak po meczu repre­zen­ta­cji Nie­miec
Powie ktoś: jesz­cze jedna głu­pia panienka.
A kimże jest ta panienka?
Jakieś pyta­nia?
Możemy się pocie­szać, że tego rodzaju ruchy wystę­pują na całym świe­cie itd. Tyle, że u nas one naprawdę mają wspar­cie wła­dzy pań­stwo­wej, a to ozna­cza zupeł­nie inne ich moż­li­wo­ści. Moż­li­wo­ści, które już nie­długo zaczną wpły­wać na nasze życie pry­watne, co do tego nie mam wąt­pli­wo­ści.
Oni też.
Pro­szę wyba­czyć pesy­mi­styczne tony, ale gdy idę uliczką do domu, nawet mija­jąc prze­śla­du­jącą mnie Wiet­namkę (lat 5), która wywala na mnie ozór, jest mi dobrze i spo­koj­nie. Nie chciał­bym tego tra­cić.
Chyba nikt by nie chciał.
Na pewno nikt?

trybuna.info

Poprzedni

Nie zwalnia tempa

Następny

Jose Mourinho w tarapatach