„Duch Manchesteru i duch Wielkiej Brytanii są znacznie potężniejsze niż chorzy, zdeprawowani terroryści. Dlatego też terroryści nigdy nie wygrają, a my zwyciężymy” – powiedziała premier May po zamachu w Manchesterze.
Gdy tydzień temu pisałem tekst „Ferma strusi”, nie przypuszczałem, że do wymienianych miast, które zaatakowali terroryści, tak szybko będę musiał dopisać kolejne. Manchester. Tak jak w poprzednich zamachach, bezpośrednim sprawcą był człowiek wychowany w rodzinie imigrantów. Pochodzących z Libii, a mieszkających od lat w Wielkiej Brytanii.
Po zamachu
W zeszłym tygodniu przekonywałem, że Polska nie powinna zamykać granic przed uchodźcami, szczególnie z krajów ogarniętych wojną. Że wszyscy powinniśmy pokonywać nieufność i strach w kontaktach z przybyszami z innych krajów – innych ras i religii. A politycy nie mogą „chować głowy w piasek”. Czy dzisiaj – po krwawym zamachu w Manchesterze – zmieniłem zdanie? Nie!
Odpowiedzią niech będą słowa, które usłyszałem w jednym z telewizyjnych reportaży. „W Manchesterze mieszkają dobrzy ludzie, niezależnie od koloru skóry i religii” – mówiła rodowita mieszkanka tego miasta. Dodałbym: dobrzy ludzie mieszkają też w Libii, Syrii, Iraku i Czeczenii. Wiem o tym nie z telewizji. Podróżowałem kiedyś po krajach Bliskiego Wschodu. Spotykałem się z mieszkającymi tam ludźmi w zatłoczonych pociągach i w ich domach. Poznałem ich gościnność. I wszechobecną biedę. Ale również to zapamiętałem dobrze: żaden z nich nie trzymał w przedpokoju pasa szahida.
22
Nie wiem, czy do liczby 22 śmiertelnych ofiar zamachu w Manchesterze, angielska policja wlicza też 22-letniego Salmana Abediego – sprawcę zamachu? Jakiegoż religijnego „prania mózgu” musiał doznać ten młody człowiek, zanim zdecydował się zabić swoich rówieśników. I siebie samego. Fanatyzm religijny zbiera krwawe żniwo od zarania ludzkości. Niezależnie od miejsca na Ziemi, koloru skóry i religii. W czasach inkwizycji na stosach spłonęło kilkanaście tysięcy niewinnych ofiar. Mimo tego, że tamta religia nie znała słowa dżihad. Pamiętajmy o tym, zanim podzielimy ludzi na „dobrych” i „złych”. Dzisiaj są terroryści samobójcy. I islam, który rzekomo jest dla nich główną siłą napędową. Ale wcześniej Europa też nie była wolna od terrorystów.
Wojna czy pokój
Niemcy przez lata żyli w strachu przed zamachami RAF-u, czyli Grupy Baader-Meinhof. To jej działacze w 1968 roku podpalili dom towarowy we Frankfurcie. Ich dziełem są liczne zamachy bombowe, między innymi na biuro izraelskich linii lotniczych i amerykańskie kluby oficerskie.
We Włoszech z rąk Czerwonych Brygad zginęło kilkadziesiąt osób. 22-latek z Manchesteru uwierzył, że zabijając „niewiernych”, zasłuży na nagrodę Allaha. Terroryści z Czerwonych Brygad sądzili, że morderstwa będą drogą do zbudowania sprawiedliwego państwa.
Pierwsza ofiara ETA poniosła śmierć w roku 1968. Potem radykalni działacze Nacjonalistycznej Partii Basków zamordowali jeszcze ponad 800 osób. W najkrwawszym zamachu, eksplozji bomby w garażu centrum handlowego Hipercor w Barcelonie w 1987 roku, zginęły 22 osoby. Tyle samo, co w Manchesterze w tym tygodniu.
Ale spośród obywateli wszystkich państw europejskich, najwięcej ofiar terrorystów jest wśród Brytyjczyków. Choć należy pamiętać również o Turcji. W trwającym kilkadziesiąt lat konflikcie kurdyjsko-tureckim, w walkach i zamachach terrorystycznych zginęło ponad 43 tysiące osób.
IRA
Brytyjczycy, zanim zetknęli się z samobójcami wywodzącymi się z rodzin imigranckich, przez kilkadziesiąt lat mieli do czynienia z rodzimymi terrorystami. Europejczykami. I Chrześcijanami. „W Londynie wybuchły cztery bomy zapalające. W stolicy Irlandii Północnej, Belfaście, zdetonowano zdalnie sterowany ładunek. Policja zamknęła 37 stacji metra w poszukiwaniu miejsc, gdzie umieszczono bomby oraz zbadała ponad 300 km linii kolejowych” – donosiła prasa w grudniu 1993 roku. Jeszcze stosunkowo niedawno wybuchały bomby podkładane przez różne odłamy walczących. W 2001 roku, w Londynie eksplodował samochód pułapka, raniąc 7 osób. W 2010 roku, już po oficjalnym zakończeniu walk, w Newry, w Irlandii Północnej, wybuchł samochód z kilkuset kilogramami materiałów wybuchowych.
To była IRA – Irlandzka Armia Republikańska. Jej bojownicy potrafili zabijać równie skutecznie, jak dzisiejsi terroryści. 15 sierpnia 1998 roku w wyniku wybuchu samochodu pułapki w Omagh w Irlandii Północnej zginęło 29 osób, a 220 zostało rannych.
Będziemy silniejsi
Lista zamachów terrorystycznych w samej tylko Europie jest długa. Zapamiętaliśmy nieliczne. Zamordowanych sportowców izraelskich podczas olimpiady w Monachium w 1972 roku. Wybuch bomby na dworcu w Bolonii w 1980 roku, który zabił 85 osób, a 200 ranił. Eksplozję bomby w samolocie Boeing 747 nad Lockerbie w 1988 roku, w wyniku czego zginęło 259 pasażerów i 11 mieszkańców miasta, na które spadł samolot.
Szkoda, że nasze dzieci uczą się w szkołach tak niewiele o tych ciemnych kartach historii ostatnich kilkudziesięciu lat. Więcej czasu na lekcjach poświęca się królowej Annie, jednej z licznych żon Henryka VIII , ściętej w XVI wieku z rozkazu swojego małżonka, niż walkom IRA w XX wieku. Ta wiedza jest konieczna, byśmy rozumieli, że terroryzm nie pojawił się w Europie z chwilą przybicia do brzegu pierwszych łodzi z imigrantami.
Można znaleźć w internecie podsumowanie liczby ofiar terroryzmu w Europie od roku 1970. Pokazana na wykresie statystyka zaskakuje, bo rozmija się z odczuciami wielu z nas. W dwudziestoleciu 1970-90 zginęło z rąk terrorystów blisko 5000 osób. Lata dziewięćdziesiąte, to nieco ponad 1000 ofiar. Natomiast w XXI wielu, przez 17 lat, w Europie wskutek ataków terrorystów zginęło około 900 osób. Zgoda, każda ofiara terrorysty, to o jedną za dużo. Ale ze statystyk wynika, że Europa przełomu XX i XXI wieku wygrywa wojnę z terrorystami. „Po tym ataku będziemy jeszcze silniejsi” – powiedziała w telewizji młoda dziewczyna, opłakująca śmierć swoich koleżanek i kolegów w Manchesterze.
Nacjonaliści wszelkiej maści
Śledząc toczącą się od dziesięcioleci wojnę terrorystów z Europejczykami, można znaleźć wspólny mianownik zdecydowanej większości zamachów. To nacjonalizm i fanatyzm religijny. IRA w Wielkiej Brytanii, ETA w Hiszpanii, Kurdowie w Turcji – motorem toczonych wojen i siłą napędową zamachów był i pozostaje nacjonalizm. Dzisiejsi islamscy zamachowcy giną sami i zabijają innych, walcząc pod sztandarami „państwa islamskiego”. Każdy zamach terrorystyczny powinien być okazją do wyciągania wniosków na przyszłość. Służby specjalne krajów, które od lat borykają się z terroryzmem, nie tylko w wydaniu islamistów, działają coraz sprawniej. Widać to było na przykładzie akcji ratunkowej prowadzonej po zamachu w Manchesterze.
W Polsce w ostatnich kilkudziesięciu latach nie mieliśmy śmiertelnych ofiar zamachów terrorystycznych. I oby tak pozostało. Ale przytoczone statystyki europejskie pokazują, że bezpieczeństwo Polski nie jest uwarunkowane odmową przyjęcia kilkutysięcznej grupy uchodźców z Syrii. Ważniejszym niż stawianie muru na granicy, jest odgrodzenie się od przejawów nacjonalizmu. I budową takiego „muru” warto zająć się od zaraz.
Na razie skutki działań rodzimych nacjonalistów są banalne – gdy porównamy je z tym, do czego byli zdolni islamscy dzihadyści i bojownicy IRA. Wybite szyby w barze z kebabami we Wrocławiu, prowadzonym przez mieszkającego w Polsce Egipcjanina. Pobity w warszawskim tramwaju profesor, za rozmowę po niemiecku. Spalona kukła Żyda, znowu we Wrocławiu. Ale bezkarność będzie ośmielała.
Delegalizacja ONR
Jeśli z ust prokuratorów dowiadujemy się, że słowa o „islamskim ścierwie, którego należy się jak najszybciej pozbyć”, nie noszą znamion przestępstwa, to nic innego, jak zachęta do zrobienia kroku dalej. Te słowa padły z ust działaczki ONR (Obóz Narodowo-Radykalny) podczas „marszu przeciwko imigrantom”. Nacjonaliści twierdzący, że Polska ma być Polską „prawdziwych Polaków” mogą dzisiaj więcej. Bo rządzący widzą w nich sprzymierzeńców. I wyborców. Powiedział mi o tym jeden z warszawskich znajomych, o wyraźnie śniadej karnacji skóry. Kiedyś chodził po Warszawie bez strachu, nierzadko wracał z dyskoteki w środku nocy lub nad ranem. Dzisiaj obowiązuje go, wprowadzona przez nacjonalistów, „godzina policyjna”. Po dwudziestej drugiej nie pojawia się na mieście. I to jest realny problem.
Już pierwszy artykuł Konstytucji mówi, że „Rzeczpospolita Polska jest dobrem wspólnym wszystkich obywateli”. Również obywateli polskich o innym kolorze skóry i religii. A także tych, którzy uciekając przed prześladowaniami i wojną, w przyszłości znajdą swój dom w Polsce. Ci, którzy to kwestionują – łamiąc Konstytucję – nie powinni mieć prawa do legalnego działania. To dlatego Sojusz Lewicy Demokratycznej od lat domaga się delegalizacji takich ugrupowań jak Obóz Narodowo-Radykalny i Młodzież Wszechpolska.
Ich śmierć jest nauką
Premier Szydło po zamachu w Manchesterze napisała na Twitterze: „Z ręki bezwzględnych morderców giną niewinni ludzie. Ich śmierć jest nauką”. Pełna zgoda: zarówno z zakwalifikowaniem terrorystów do grona bezwzględnych morderców, jak i z koniecznością wyciągania nauki z tragedii. Tylko o jakiej nauce myśli Pani Premier?
Chciałbym, aby konsekwencją zamachów terrorystycznych była bezwzględna i skuteczna walka z wszelkimi przejawami ksenofobii i nacjonalizmu. Bo w historii świata – nie tylko Europy – początkiem wojen, prześladowań i aktów terroru był zwykle nacjonalizm.
Obawiam się, że nauką, o której wspomniała premier Szydło może być stawianie murów i odgradzanie Polski od świata i imigrantów. Podkreślanie, jak to już Pani Premier mówiła, że „nie przyjmiemy ani jednego”. I na to nie może być zgody lewicy. Nawet po zamachu w Manchesterze.
Terroryści nigdy nie wygrają, a my zwyciężymy!