Przemówiła pani premier Beata Szydło. Rzekła, że „Jan Paweł II mówił, że historia uczy, że demokracja bez wartości przemienia się w jawny lub zakamuflowany totalitaryzm. Nasz wielki Polak, wielki Europejczyk jest symbolem Chrześcijańskiej Zjednoczonej Europy. Dyktat politycznej poprawności – laicyzacji państwa – wprowadza miejsce dla wartości, które są nam obce kulturowo, które prowadzą do sterroryzowania codziennego życia Europejczyków”.
Te górnolotne, jak zwykle nie swoje słowa, wygłaszane przez panią premier dotyczą drobnego, prowincjonalnego sporu. Otóż w gminie Ploermel w francuskiej Bretanii stoi sobie pomnik papieża Jana Pawła II zwieńczony łukiem triumfalnym z dużym, katolickim krzyżem. Artystyczne brzydki, jak wiele innych pomników JPII. Ofiarował go francuskiej gminie w 2006 roku rzeźbiarz Zurab Cereteli. Gmina przyjęła, bo darowanemu koniu w szczegóły się nie patrzy. Niestety, gruziński rzeźbiarz nie uszanował francuskiego prawa, kierując się pewnie źle rozumianą zasadą „Multi kulti”. Zapewne artysta nie wiedział, że to co w Gruzji jest dozwolone, czyli sakralna brzydota i eksponowanie na każdym rogu chrześcijańskich krzyży, we Francji jest zakazane. Bo francuska ustawa z grudnia 1905 roku o rozdziale Kościoła od państwa zabrania eksponowania wszelkich symboli religijnych w miejscach publicznych.
***
Podarowana rzeźba prawo to łamie, co ostatecznie potwierdziły liczne francuskie sądy. Aby uniknąć dalszej demoralizacji bretońskiego społeczeństwa trzeba: albo zdemontować cały pomnik, albo usunąć tylko krzyż, bo sama postać JPII ustawy już nie łamie, albo zmienić prawa własności działki na której ten „szkaradek” stoi.
Bo jeśli osoby prywatne wykupią grunt pod pomnikiem, to zmienią jego charakter. Pomnik miejsca publicznego stanie się jedynie rzeźbą terenu prywatnego. I wówczas żaden krzyż prawa nie pogwałca.
***
Polska premier wchodząc w francuski spór o granice laickości ich państwa wykazała się głupotą ignorancji. Zapewne uczyniła tak z podpuszczenia swych doradców od kreowania jej pozytywnego wizerunku, pragnących przyszpilić dumne, francuskie państwo. Zapewne też ci ignoranccy doradcy nie wiedzieli, że ten „dyktat politycznej poprawności – laicyzacji państwa” nie wprowadziło jakieś „brukselskie lewactwo”, tylko ówczesna republikańska prawica. Prawica, która postanowiła wstać z kolan i mieć w pełni suwerenne francuskie państwo. Niezależne od obcych ośrodków władzy, czyli papieskiego Watykanu. Paradoksalnie, ówczesna francuska lewica, czyli socjaliści, nie stawiała tak daleko idących laickich postulatów. Idee republikańskie propagowała tam przede wszystkim ówczesna klasa średnia, patriotyczni kapitaliści.
Polskiej pani premier, powtarzającej bez przerwy podrzucone frazy o niepodległości i suwerenności od „dyktatu brukselskiego”, nie mieści się w głowie, że można być suwerennym od dyktatu watykańskiego.
***
Aby upokorzyć dumną Francję, pani premier polskiego rządu obiecała publicznie, że „Polski rząd podejmie starania, by pomnik naszego rodaka ocalić od ocenzurowania i zaproponujemy aby przenieść go do Polski, o ile będzie zgoda francuskich władz i społeczności lokalnej”.
***
Za granicami naszego państwa, zwłaszcza po wschodniej stronie, niszczeje wiele pomników polskiej kultury. Cenniejszych od papieża po gruzińsku. Nie słyszałem, żeby pani premier wypominała to władzom Ukrainy, Białorusi, czy Rosji. Skąd taka walka o krzyż z Francją? Bo liderzy PiS mają kompleksy wobec Paryża?
***
Warto też zapytać: czemu my Polacy mamy zabierać Francuzom dar gruzińskiego artysty, skoro rząd polski mógłby wspomóc finansowo tamtejszych katolików i wykupić dla nich pomnikowy plac, rozwiązując tym konflikt prawny?
Warszawskie wiewiórki mają dwie odpowiedzi. Pierwsza mówi, że pani premier wcale nie chodzi o to, by „ocalić” pomnik papieża-rodaka, tylko by opowiadać o zagrożeniach ze strony złej, laickiej Francji. Druga powiada, że wykupiony z francuskiej laickiej rzeźni pomnik JPII ubogaci parafię syna pan premier, świeżo upieczonego księdza.
***
W czasie kiedy najwyższe polskie władze partyjne i rządowe z ogromną troską pochylały się nad losem pomnika JPII po bretońsku, w samym centrum Warszawy dokonał aktu samospalenia się obywatel IV RP Piotr S. Wiele wskazuje na to, że uczynił tak z pobudek politycznych. Wcześniej bowiem napisał manifest w którym, bardzo racjonalnie, wyjaśnił powody takiego desperackiego działania. Wnikliwa lektura tego pożegnalnego pisma nie daje powodów do szybkiego, jednoznacznego stwierdzenia, że oto mamy czyn mieszczący się jedynie w kategorii psychiatrycznej. Przeciwnie, wiele wskazuje, że zdesperowany Piotr S. poszedł śladami Ryszarda Siwca i Jana Palacha protestujących przeciwko agresji wojsk Układu Warszawskiego i zdławieniu „Praskiej Wiosny”, czyli czechosłowackiej socjalistycznej odnowy w 1968 roku. Albo wietnamskiego buddyjskiego mnicha Thich Quang Duca, który spalił się w 1963 roku w Sajgonie, protestując przeciwko skorumpowanemu, autorytarnemu reżimowi braci Diem. Zamordystycznych katolików, prześladujących szczególnie buddystów, jako Wietnamczyków gorszego sortu.
***
Piotr S. pochodzi z Niepołomic. Nie jest buddystą, nie jest też lewicowcem. Jest prawicowcem, ale proeuropejskim. Sierotą polityczną po ogłoszonym, ale niezrealizowanym POPiS-ie. Gorącym przeciwnikiem wojny polsko-polskiej. Dlatego nie dziwmy się, że ani publicyści związani z PiS, ani ci z PO nie chcą się do niego przyznać. Do lewicy też nie pasuje. W ogóle, człowiek krytyczny wobec rzeczywistości i jednocześnie tak ideowo zdeterminowany nie pasuje do polskiej sceny politycznej reżyserowanej przez specjalistów od wizerunku, czyli oszukiwania Wyborców.
***
A skoro i sami Wyborcy, zamiast przejmować się losem Piotra S., wolą być oszukiwani przez polityków i usłużne im media, to niebawem będą się ci Wyborcy wielce pasjonować wojną o nową lokalizację pomnika Lecha Kaczyńskiego w Warszawie, a nie przegraną polskiego rządu w sprawie ochrony polskich pracowników delegowanych.
***
A poza tym, wszystkim życzę Pogodnego Święta Zmarłych.