Symetryzm. To słowo wdarło się do krajowego słownika politycznego niczym Kamil Stoch do historii polskiego narciarstwa skaczącego. Dzisiaj każda wygadana polityczka i każdy dzielny polityk aspirujący do bycia w zbiorze zwanym „elitą polityczno-komentatorską” musi przynajmniej trzy razy dziennie zmówić słowo „symetryzm”. Jak katolicy pacierz. Często nie wiedząc też, o co w tym symetryźmie/pacierzu dokładnie chodzi.
***
Dlatego prezentuję teraz wersję kanoniczną tego pojęcia. Bo przepisaną od „Galopujacego Majora” – znanego obserwatora krajowego symetryzmu.
Otóż „Symetryzm – to postawa ideologiczna zakładająca, że każdemu negatywnemu zjawisku zawinionemu przez dany obóz polityczny należy automatycznie przeciwstawiać analogiczne negatywne zjawisko zawinione przez obóz jego przeciwników. Zestawienie zwykle odbywa się na poziomie samych (rzekomo) zaistniałych faktów, bez ich oceny poprzez nadawanie wagi danym zdarzeniom, umiejscawiania w hierarchii, przestrzeni czasowej czy szacowania ich wpływu.
Symetryści czerpią samozadowolenie z samego faktu dokonywania symetrii, który w ich własnej ocenie sytuować ma symetrystów ponad bieżącym sporem politycznym, w roli salomonowego quasi-arbitra, generując tym samym poczucie estetycznego dystansu i moralnej wyższości. Jako taki symetryzm jest z jednej strony pochodną relatywizmu (przeciwstawność znosi paradygmat ostatecznej racji któregoś z obozów), a z drugiej dialektyki (teza-antyteza), aczkolwiek bez twórczego elementu syntezy. Z tego powodu symetryzm w dłuższej perspektywie jawi się jako poznawczo jałowy, wtórny i przewidywalny.
Czołowymi przedstawicielami symetryzmu w Polsce są: Rafał Woś, Witold Jurasz, być może również Grzegorz Sroczyński oraz grupa twitterian skupiona wokół „psychiatryka 3”. Szacuje się, że do końca 2020 roku symetryści zostaną zastąpieni przez autoboty dokonujące automatycznego parowania przeciwstawnych rekordów z hurtowni danych obsługujących crisis management.”
***
A teraz przełóżmy tak zdefiniowany symetryzm na praktykę polityczną. Od kilkunastu miesięcy SLD ma stabilne notowania przedwyborcze. Od powyżej pięciu procent poparcia do powyżej ośmiu procent. Nawet uwzględniając błąd statystyczny, czyli 3 procent, to wszyscy obserwatorzy krajowej sceny politycznej są już przekonani, że w przyszłych wyborach parlamentarnych SLD powróci do Sejmu RP.
Zwłaszcza, ze wiele wskazuje, iż Sojusz jest niedoszacowany w sondażach, jak to zwykle przypadku partii opozycyjnych bywa.
Jednocześnie im wyższe notowania Sojusz ma, im więcej sondaży wskazuje na powrót SLD do grona partii parlamentarnych, tym głośniej słuchać opinie „patriotów SLD”. Czyli zwolenników startowania w wyborach jedynie pod szyldem SLD. Bez brukania go dodatkowymi politycznymi znakami towarowymi innych ugrupowań.
***
Niestety, nowa ordynacja wyborcza do wyborów samorządowych, ta która nadal nie została uchwalona, zapewne będzie faworyzować ugrupowania duże i koalicje wyborcze. Bo PiS jest aktualnie duży politycznie i ma koalicje z prawicowym planktonem politycznym. Co dobrze mu robi, bo dzięki takim koalicjom wyborczym nie ma konkurencji na prawej stronie. A jeszcze dzięki cwanie zrekonstruowanemu rządowi ma szanse pozyskać wyborców o centrowych poglądach.
SLD, posiadając 8 procent poparcia, nie ma szans na przyszłe posiadanie swojej reprezentacji w każdym z sejmików wojewódzkich i w wielu radach miast i powiatów. Szanse może mieć jedynie w koalicjach z ugrupowaniami antyPiSowskimi. Z Nowoczesną i z PSL. I z Platformą Obywatelską, ale ta się najmniej pali do koalicji w sejmikach.
Pozostaje stare, leninowskie pytanie: Co robić?
***
Czy iść samodzielnie do wyborów i honorowo polec jak wielu naszych powstańczych przodków?
Czy zawalczyć o wygraną w koalicji z ugrupowaniami obcymi Sojuszowi prawie jak PiS?
***
W przypadku wygranej, radni SLD będą mieli szansę realizowania programu SLD, i swojego też, w ewentualnej, przyszłej koalicji wyborczej. Zrealizowania przynajmniej fragmentu tegoż programu.
Albo zasiadania w ławach opozycji i krytykowania rządów niedawnych koalicjantów.
Ale bycie opozycją też ma sens. Lepsze jest, niż pozostawanie poza samorządami, co grozi w przypadku samodzielnego startu.
***
Niestety taki sam efekt można uzyskać idąc do wyborów w koalicji z partiami o obcych, wrogich nawet programach, jeśli Wyborcy zachowają się jak patrioci SLD. To znaczy nie zagłosują na Sojusz w koalicji z Nowoczesną, albo z PSL, czy PO. Uznają to za powód aby zagłosować na inną partię, lub zwyczajnie zostać w domu. Przyjmą postawę symetryczną. Uznają, że PO, Nowoczesna i PSL to taka sama liberalna, polityczna dżuma jak PiS.
***
Najłatwiejsze i najbardziej efektywne mogą być koalicje zawierane przy wyborach prezydentów miast. Aby nie dopuścić do wyboru kaczystowskiego prezydenta, PO, Nowoczesna, SLD, PSL i ruchy miejskie mogą wystawić uzgodnionego kandydata wraz z przyszłymi wiceprezydentami miasta reprezentującymi pozostałych koalicjantów. Może nawet powstać wtedy wspólny program wyborczy. Taki eksperyment może być zrealizowany w Warszawie.
***
Ale patrząc z symetrystycznego punktu widzenia można zadać pytanie:
Czy nie może być koalicja w mieście na rzecz kandydata PiS z udziałem SLD?
***
W kraju i na świecie zagrała Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy Jurka Owsiaka. W tym roku jej gra i zbiórki zostały upolitycznione szczególnie przez liderów kontrrewolucji kaczystowskiej. Ponieważ kaczyści opanowali wszelkie możliwe instytucje państwowe, to jako wrogowie WOŚP i Owsiaka szczególnie, zakazali podległej sobie administracji wspierania owsiakowych zbiórek.
Lewicowa polska lewica też za WOŚP i Owsiakiem nie przepada. Bo uważa Orkiestrę za obłudną akcje charytatywną. I niczym symetryści, zaleca trzymanie się od WOŚP daleka.
I znowu jawi się pytanie:
Czy dawać na WOŚP, bo wtedy wspiera się antykaczystów?
Czy nie dawać i stanąć razem z kaczystami?
***
Jak GAD rozstrzygnął ten dylemat – dowiecie się w następnych Flaczkach.