9 grudnia 2024

loader

Fusy i polityka

Początek nowego roku obfituje zwykle we wszelkiego rodzaju prognozy na przyszłość, aby zatem nie wyróżniać się z tłumu i ja spróbuję zabawić się w proroka.

Naszą podróż rozpocznijmy od okolic nam najbliższych zarówno geograficznie jak i politycznie, czyli od państw bałtyckich.
To właśnie Litwa, Łotwa i Estonia kroczą wraz z nami na czele antyrosyjskiej krucjaty, czego owoce wkrótce będziemy wspólnie zbierali. Nasi północno – wschodni sąsiedzi odseparowali się całkowicie od Rosji. Skutkiem ubocznym tej niezwykle godnościowej decyzji okazał się odpływ rosyjskiego kapitału oraz utrata tranzytu rosyjskich towarów z jednej strony, a z drugiej – rosyjskiego rynku dla produkowanych przez Bałtów towarów i produktów.
W tej sytuacji, wobec stagnacji gospodarczej i braku perspektyw dla młodego pokolenia, rozpoczęła się masowa emigracja, która trwa z niesłabnącą siłą do dziś.
Pierwotnie wiązano ów emigracyjny potok z kryzysem finansowym lat 2008/2009, lecz w świetle najnowszych statystyk wypada ten pogląd zweryfikować.
W roku ubiegłym w całej Europie Środkowo – Wschodniej (poza Słowacją) emigracja zmalała: w Czechach o 33,5 proc., na Węgrzech o 22,2, nawet z nad Wisły wyruszyło „za chlebem” o 3 proc. mniej Rodaków niż w roku poprzednim.
Tymczasem kraje bałtyckie nadal biją wszelkie rekordy. W 2015 roku z Estonii wyjechało trzy razy (!) więcej osób niż w roku poprzednim, Łotwę opuściło o 5,7 proc. więcej emigrantów, zaś Litwę pożegnało aż o 21,6 proc. więcej jej obywateli.
Zważywszy, że w wymienionych krajach nie toczą się działania wojenne, a sytuację polityczną trzeba uznać za stabilną, musimy przyjąć, iż przytoczone dane świadczą o masowej odmowie obywateli tych państw spędzenia życia w ich ojczyznach.
Bardzo dobitnie potwierdzają to także sondaże przeprowadzane wśród wyjeżdżających, które nie pozostawiają złudzeń co do tego, że w lwiej części (60 proc.) nie zamierzają oni wracać w rodzinne strony. Również struktura społeczna wyjeżdżających nie skłania do optymizmu.
Przeszło połowa wyjeżdżających (52 proc.) Litwinów, to młodzież w wieku 18 – 35 lat, w kraju pozostają zatem emeryci i ci, którym na emigrację nie pozwala zdrowie. Ich sytuację dodatkowo pogarsza fakt, że jedną z najliczniej emigrujących grup zawodowych są lekarze…
Zgodnie z danymi Eurostatu, jak tak dalej pójdzie (a nic nie wskazuje, że będzie inaczej), to do połowy XXI wieku Bałtowie stracą dwie trzecie swojej populacji, a do końca tego stulecia ich państwa po prostu przestaną istnieć!
Rządzące tam elity widać pogodziły się już z wyrokiem losu, gdyż nie robią nic, by ów los odwrócić.
W Estonii fundusz mający wspierać powroty z emigracji cieszy się wsparciem z ichniego budżetu kwotą – uwaga! –„aż” osiemdziesięciu tysięcy Euro rocznie, na Łotwie podobny fundusz dysponujący „bajeczną” sumą 72 tysięcy Euro właśnie zlikwidowano, zaś Litwini w ogóle nie mają podobnych instrumentów.
Nadchodzący rok będzie rokiem wyborczym w kilku unijnych krajach, w tym w Holandii (wybory parlamentarne w marcu), Francji (wybory prezydenckie na przełomie kwietnia i maja) oraz w Niemczech, gdzie na jesieni wybierany będzie parlament. Co owe wybory mogą przynieść Unii Europejskiej i jej mieszkańcom?
W Holandii najpewniej po zwycięstwo sięgnie Partia na rzecz Wolności znana z ostrej eurosceptycznej i anty imigranckiej retoryki. Jej sojusznikiem może okazać się… brukselska euro biurokracja! Bruksela „dopychając kolanem” ratyfikację umowy z Ukrainą, przeciwko której głosowali w referendum Holendrzy oraz podpisując ponad głowami rządów unijnych krajów umowę o „wolnym handlu” z Kanadą (CETA) sama podała na tacy argumenty swoim krytykom.
Nie będę zdziwiony, gdy pierwszą decyzją nowego holenderskiego premiera – Geerta Wildersa – będzie rozpisanie referendum o wyjściu Holandii z Unii, co zapewne nastąpi.
Ostatnim gwoździem do unijnej trumny mogą okazać się francuskie wybory prezydenckie. Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że w ich finale zmierzą się reprezentujący Republikanów Francois Fillon oraz liderka Frontu Narodowego – Marine Le Pen.
W takim pojedynku zdecydowanie obstawiałbym zwycięstwo tej ostatniej. Dlaczego? Otóż obok wielu punktów stycznych, w programach obu kandydatów jest jedna niezwykle istotna różnica. Francois Fillon uchodzi nad Sekwaną za miłośnika rozwiązań autorstwa Margaret Thatcher – jego potencjalna konkurentka jest w swych wypowiedziach zdecydowanie bardziej pro socjalna.
Potencjalne zwycięstwo Marine Le Pen zakończy żywot Unii w jej aktualnym kształcie oraz postawi na porządku dnia problem dalszego istnienia NATO. Zapewne znikną także unijne antyrosyjskie sankcje, których zwolenników już w tej chwili można policzyć na palcach.
Niebagatelne znaczenie może też mieć wybór Donalda Trumpa na Prezydenta Stanów Zjednoczonych, który pokazał wyborcom niezgadzającym się na degradowanie ich z „obywateli” do statusu „konsumentów”, że ich głos ma znaczenie! Zmiana warty w Białym Domu w istocie może zmienić wszystko!. Towarzyszące temu, bezprecedensowe w historii tego kraju – działania ustępującego prezydenta i jego administracji, coraz bardziej przypominają „plucie do zupy” swemu następcy.
Doskonałym przykładem jest rozgrywający się na naszych oczach serial pod tytułem „Rosyjscy hakerzy”. Naturalnie nie jestem pamiętliwy, ale mimo dojrzałego wieku sporo rzeczy pamiętam, na przykład opublikowaną przez WikiLeaks 10.08.16 r. nową strategię sztabu wyborczego Hillary Clinton zakładającą, że wszelkie kolejne oskarżenia wysuwane pod adresem kandydatki Demokratów, będą przypisywane działalności Rosjan (cokolwiek miałoby to oznaczać!).
Podobna strategia miała zapewne początkowo za zadanie odwrócenie uwagi opinii publicznej od ujawnianych jedne po drugich nieprawości, dziś służy najwyraźniej próbie delegitymizacji wyboru nowego prezydenta.
Podejmowane niejako „przy okazji” przez administrację prezydenta – który dosłownie „za chwilę” kończy swoje urzędowanie – kolejne działania przeciwko Rosji, trudno odebrać inaczej, jak chęć pozostawienia następcy niezwykle kłopotliwego dla niego „spadku” i stworzenia potencjalnych przyczółków do kolejnych działań przeciwko niemu.
Do czego jeszcze może posunąć się odchodzący prezydent i jego administracja? Aż boję się prognozować…
Prawie jako pewnik można przyjąć, że zakończy się bezwarunkowe wsparcie dla neobanderowskiego rządu w Kijowie zaś wdzięczny temat dalszego utrzymywania tego kraju zostanie scedowany na europejskich sojuszników USA.
Jakoś w nowej konfiguracji ciężko mi dostrzec entuzjastów takiego rozwiązania – no może poza naszym krajem, tyle że sam entuzjazm do wykarmienia ponad czterdziestopięciomilionowego, kompletnie zrujnowanego państwa, może nie wystarczyć.
Europa będzie zbyt zajęta swoimi problemami, a ewentualne wspieranie ukraińskich neonazistów może nie być zbyt popularne w europejskich społeczeństwach.
Pogłębiający się kryzys ekonomiczny i społeczny zmiecie ze sceny politycznej P. Poroszenkę i jego ekipę. Kto ich zastąpi? Nie widać dziś siły politycznej zdolnej przejąć władzę w całym kraju, zaś coraz silniejsze tendencje odśrodkowe spowodują zapewne jego fragmentaryzację i dalszy rozpad.
Wygląda na to, że radykalnej poprawie mają szansę ulec stosunki amerykańsko – rosyjskie, co – jak sądzę – przyjęte zostanie z ulgą prawie wszędzie, poza Kijowem i Warszawą…
Zbawiennie wpłynie to na nasze bezpieczeństwo. Jak?
Po wybudowaniu drugiej nitki rurociągu „Nord Stream” najpierw przestaną działać rurociągi biegnące przez Ukrainę, a krótko potem Rosjanie zapewne uwolnią również nas od tranzytu ich gazu przez nasze terytorium.
Pozwoli nam to „uniezależnić” się na dobre od kupowania od Rosjan rosyjskiego gazu, poprzez kupowanie go za pośrednictwem Niemców, naturalnie za godziwą dla nich za tą usługę gratyfikację. Ustanie także tak kłopotliwy dla nas tranzyt innych rosyjskich towarów przez terytorium RP. Spieszę poinformować, że rząd rosyjski rozpoczął już prace nad uruchomieniem mostu promowego przez Bałtyk do portów Danii, co pozwoli im omijać Polskę.
Robiących do niedawna masowo zakupy w naszym kraju mieszkańców obwodu kaliningradzkiego pozbyliśmy się zamykając mały ruch graniczny… Efekty już dziś można zobaczyć w Elblągu, Braniewie i okolicach.
Jak pewnie Państwo zauważyli nie staram się przewidzieć, co wydarzyć się może na naszej scenie politycznej. Po prostu nie jestem w stanie przewidzieć, gdzie, z kim i czym wybierze się następnym razem w podróż gwiazda naszej opozycji – Ryszard Petru. Także logika, którą kierowali się Rodacy wybierając najlepszym politykiem mijającego roku Prezydenta Andrzeja Dudę, uznając równocześnie za najgorszego, jego patrona – Jarosława Kaczyńskiego – jest dla mego umysłu całkowicie niedostępna…
Gdyby moje prognozy, przy stawianiu których kierowałem się wyłącznie zdrowym rozsądkiem nie zaś obowiązującym urzędowym optymizmem nie sprawdziły się, nie bądźcie Państwo zbyt surowi w ocenach autora i jego wysiłków.
W końcu, jak słusznie zauważył kiedyś sir Alexander Frederick Douglas Home – jednoroczny premier Wielkiej Brytanii – „W życiu są dwa typy problemów: problemy polityczne, których nie można rozwiązać i problemy ekonomiczne, których nie można zrozumieć.”

trybuna.info

Poprzedni

Upojeni własną mocą

Następny

Zdążyć przed Trumpem