Ludzie coraz bardziej znieczulają się na informacje o klimacie i grożącej nam katastrofie. Oczywiście głównie ci, którzy mieszkają na bogatej Północy, bo tutaj dramat dotrze z pewnym opóźnieniem.
Obecnie trwające fale upałów i kolejne bite rekordy temperatury zarówno na lądzie, jak i morzu kwitują „zdroworozskądkowizmem” w rodzaju „jak jest lato to musi być ciepło”, „właśnie jestem w Andaluzji i się nie ugotowałem”.
Ludzie karmieni przez lata wizjami z filmów katastroficznych (w rodzaju „Pojutrze” Rolanda Emmericha) sądzą, że proces odbywa się błyskawicznie, ludzie padają na ulicach jak muchy, cywilizacja upada z dnia na dzień. A przecież nic takiego się nie dzieje. Tylko ci naukowcy, czy aktywiści coś tam ględzą. Pewnie są usługach spisku Wrażych Sił, żeby osłabić nasz narodowy wzrost do dobrobytu.
Aktywiści wręcz irytują, brzęczą niczym mucha, coś tam opowiadają, a przecież „klimat zawsze się zmieniał” i o co ta cała panika? Ano zmieniał się, czasem bywało też tak, że człowiek w nim by nie mógł przetrwać. I znowu może tak być, wystarczy, że jeszcze troszkę nad tym popracujemy zbiorowym wysiłkiem. To nie jest tak, że całe życie wyginie na ziemi. Po prostu wyginie taka istota, która być może na wyrost się nazwała „człowiekiem rozumnym” i przy okazji sporo innych gatunków. Ale faktycznie, wielkie wymieranie już miało miejsce na ziemi. Przy czym tym razem zmiecie nas w wyniku naszych własnych działań.
Ale po co o tym mówić? Po co psuć humor konsumentom wczasów na wycieczkowcach? Cały dramat tej sytuacji polega właśnie na tym, że dzieje się stosunkowo powoli. Tak jak z procesami chorobowymi, widać je czasami tylko w badaniach, w cyferkach na wydruku wyników. Jak już pojawią się dramatyczne objawy, to będzie za późno. Ale ludzie się nie lubią badać, bo „przecież coś wyjdzie, co ma być to będzie”. I tak samo odsuwają od siebie wyniki badań dotyczących klimatu. Znowu coś tam ględzą „jajogłowi”, a ja przecież mam wspaniałe lato, bo lubię ciepło.
Dlatego, jeśli ktoś mnie pyta, czy zdążymy na czas, to uważam, że nie zdążymy, ponieważ nie ogarniemy się na czas. Zmiany musiałyby być przeprowadzone szybko, musiałyby być bolesne, zwłaszcza dla tych zamożniejszych, jednocześnie sponsorów rozmaitych mediów i kampanii wyborczych. Lepiej opłacać „optymistów”, którzy zapewnią nas, że ogarniemy i mądrzy politycy oraz korporacje nad tym już pracują. Mądrzy politycy… Ludzie, których jedynym celem jest najpierw zdobycie, a potem zachowanie stołka w cyklach czteroletnich. Oraz korporacje, dla których najważniejsze są cyferki w najbliższym raporcie rocznym.
Liczcie na rządy i korposy, one bez wątpienia za nas coś zrobią i powiodą nas ku krainie wiecznej szczęśliwości.