Prawdziwie tropikalny upał panował w ostatni weekend we Wrocławiu. W europejskiej stolicy kultury jest na to sposób.
Wystarczy zanurzyć się w Afrykarium wrocławskiego ZOO, a zwłaszcza w jego części zwanej „dżunglą”, gdzie nieruchomo polegują krokodyle i leniwie przetaczają się z boku na bok hipopotamy, aby po wyjściu na zewnątrz mimo trzydziestostopniowego upału odczuć przyjemny chłód. Nie jest to jednak takie proste. Afrykarium jest oblegane i trzeba o wizycie pomyśleć zawczasu. Uczestnicy Europejskiego Forum ZASP nie musieli jednak wizyty anonsować. Zrobiła to za nich nieoceniona Wanda Ziembicka-Has z Dolnośląskiego Zarządu ZASP, czuwająca nad pobytem gości.
Jednak nie o tym dosłownym upale miałem zamiar napisać, ale o gorącej atmosferze, która rozgrzewała artystyczny Wrocław w tych dniach, zarówno aktorów, jak i publiczność, w związku z zapowiadaną i w końcu dokonaną zmianą na stanowisku dyrektora Teatru Polskiego. Komisja Konkursowa, w której artyści byli w mniejszości, a Krystian Lupa, reprezentujący ZASP, uciszany i przywoływany do porządku, przedstawiciele samorządu zaś i innych czynników w większości, postawili na swoim. Wbrew protestom aktorów nie tylko z Wrocławia, ale całej Polski, a nawet Europy, wybrała na stanowisko dyrektora Cezarego Morawskiego, niemającego na swoim koncie liczącego się doświadczenia kierowniczego ani dorobku twórczego. A chodzi przecież o kierowanie jednym z najważniejszych teatrów w Polsce, a nawet w Europie. Nie pomogły prośby, groźby, a nawet dramatyczne protesty.
W miniony piątek jeszcze nie było wiadomo, jak się konflikt zakończy, choć doświadczenie podpowiadało, że władza tak zrobi, jak postanowiła. Nie jest to szczególna cecha polskiej demokracji. Wszędzie o nominacjach na stanowiska kierownicze decydują albo właściciele, albo politycy, nawet jeśli czasami zręcznie się to maskuje. Podczas Europejskiego Forum ZASP Olgierd Łukaszewicz zadał pytanie przedstawicielom, organizacji związkowych artystów z Austrii, Czech, Niemiec, Szwecji i Węgier o metody wyłaniania dyrektorów teatrów obowiązujące w ich krajach. Okazało się, że wszędzie jest podobnie. To znaczy różnie. Jak w Polsce. Raz tak, raz siak, ale zawsze racja polityków jest na wierzchu. Nadzieja, że uda się odkryć jakiś demokratyczny raj, gdzie władza i artyści potrafią w niemal miłosnej harmonii dochodzić do porozumienia okazała się więc płonna. Zresztą teatr jest tylko do pewnego stopnia instytucją demokratyczną, jako forum myśli, debaty, ekspresji postaw demokracji sprzyja i wspiera ją, ale sam jako instytucja jest organizmem hierarchicznie skonstruowanym. Prawdziwa kwadratura koła.
Tak czy owak, atmosfera sporu, wiece, demonstracje, przemarsz pod Urząd Marszałkowski także z hasłem, wiszącym przez trzy lata na fasadzie warszawskiej siedziby ZASP-u: „Potrzebujemy nowego porozumienia społecznego na rzecz teatrów, oper i filharmonii” podniosły temperaturę obrad w dawnym barze Barbara przy ulicy Świdnickiej, gdzie debatowano nad sposobami ustanowienia skutecznego dialogu społecznego artystów scenicznych i ich pracodawców. Nikt nie miał wątpliwości, że taki dialog jest niezbędny. Dowody maszerowały za oknem.
Europejskie Forum ZASP zakończyło się przyjęciem wspólnej deklaracji-przesłania do ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Jest to dokument ujmujący istotę zabiegów Związku Artystów Scen Polskich o stworzenie dobrych ram dialogu społecznego między przedstawicielami pracodawców i aktorami na szczeblu krajowym. Innymi słowy, chodzi o zbudowanie solidnych podstaw prawnych takiego dialogu, o uregulowanie statusu artysty i przyjęcie układu zbiorowego, a w dalszej perspektywie Karty Artysty będącej swoistym zbiorem zasad określających prawa i obowiązki artysty, szczególny charakter jego pracy i misji.
W ostatnich dziesięcioleciach liberalni politycy i ich otoczenie lansowali tezę, że układy zbiorowe są przeżytkiem realnego socjalizmu, że należą jakoby do epoki minionej wobec tego trzeba raz na zawsze o nich zapomnieć. Tymczasem, jak wynika z toczonej we Wrocławiu debaty, Polska jest egzotycznym wyjątkiem na tle najbliższych sąsiadów. Na Węgrzech czy w Czechach obowiązują układy zbiorowe, sprawdzają się w Niemczech, Austrii czy Szwecji. Tak więc zarówno w krajach tzw. starej Unii, jak i wśród krajów, które w Unii Europejskiej znalazły się stosunkowo niedawno, układy zbiorowe w instytucjach artystycznych są codziennością. Trzeba zatem ostatecznie uchylić ultraliberalną tezę, że układy te należą jakoby do minionego porządku ustrojowego. Zresztą i w Polsce w poszczególnych teatrach można układy zbiorowe zawierać i praktykować.
Ważny był kontekst, w jakim rozgrywało się Europejskie Forum ZASP, nie tylko ten doraźny, związany z konfliktem w Teatrze Polskim. To, że Wrocław, miasto tak liczące się na polskiej i europejskiej mapie kultury, był gospodarzem spotkania, a ściślej rzecz biorąc obowiązki te wzięło na siebie biuro Europejskiej Stolicy Kultury i kurator programu teatralnego Jarosław Fret przy wydatnym wsparciu oddziału ZASP, nadało spotkaniu międzynarodowy charakter. To właśnie fakt, że Wrocław jest w tym roku europejską stolicą kultury dał asumpt do zaproszenia przedstawicieli kilku krajów Unii, dzięki czemu można było porównać warunki uprawiania twórczości teatralnej w Polsce i za granicą, a przede wszystkim porównać sytuację materialną, socjalną, zawodową artystów scenicznych. Okazało się to nader pożyteczne.
„Sprawa układów zbiorowych – wskazywał Prezes – to jest zaniedbanie naszej transformacji. Już w 2004 roku Komisja Europejska opublikowała raport, z którego wynikało, że w sektorze przedstawień żywego planu w Polsce niemożliwy jest do zbudowania dialog społeczny, ponieważ nie ma właściwej reprezentacji zarówno pracodawców, jak i pracobiorców”. Kto wie, czy w kontekście tego wyzwania ZASP nie będzie musiał powrócić do źródeł, czyli swojego pierwotnego posłannictwa jako związku zawodowego. Stąd obecność we Wrocławiu przedstawicieli związków zawodowych artystów i pracowników teatrów nie tylko z Polski.
Szerszy kontekst Forum zarysował Rafał Szyndlauer z regionalnego przedstawicielstwa Komisji Europejskiej, który przypomniał tezy Rezolucji Parlamentu Europejskiego w sprawie statusu artysty. Wprawdzie ani Parlament, ani Komisja Europejska nie mają uprawnień władczych w zakresie kultury, aby wprowadzać powszechnie obowiązujące w Unii zasady (polityka kulturalna należy do domeny wyłącznej decyzji rządów państw członkowskich), niemniej rezolucja jest sposobem wywierania pewnego wpływu na kierunek obieranych rozwiązań i decyzji. O ile mi wiadomo, w Polsce nie miało to istotnych następstw. Ale czy miało gdziekolwiek, tego nie wiemy, a warto taką wiedzę zdobyć w przyszłości.
Nie zabrakło konkretów w wystąpieniu Joanny Szulborskiej-Łukaszewicz, prowadzącej badania nad sytuacją materialną artystów scenicznych. To właśnie z inicjatywy ZASP, kiedy Ministerstwo pozostawało głuche na składane wnioski o przeprowadzenie profesjonalnych badań materialnej sytuacji artystów polskich, rozpisana została wśród aktorów ankieta o ich problemach materialnych i socjalnych, a także o stosunkach panujących w pracy (mobbing). Jakkolwiek to tylko ankieta, daje jednak wyobrażenie o realnych warunkach życia i pracy artystów scenicznych w Polsce. Udokumentowane opracowanie tej ankiety ukazało się jako odrębna książka (pisałem o niej już wcześniej). To sygnał alarmowy, bo jasno z tej ankiety wynika, jak daleko wspomnianym warunkom życia i pracy do stanu optymalnego.
Jeszcze inny kontekst debacie dodał Paweł Płoski, przypominając w drugim dniu obrad wcześniejsze, jeszcze w PRL-u podejmowane wysiłki na rzecz uregulowania statusu artysty. Płoski przypomniał kilka znaczących aktów prawnych z połowy lat 70., a zwłaszcza ustawę o zaopatrzeniu emerytalnym artystów i właśnie wspomniany już wcześniej układ zbiorowy. Zresztą wstępne prace nad projektem nowego układu zbiorowego w Polsce już trwają. Zasygnalizowała je na forum przedstawicielka Związku Zawodowego Aktorów.
Przez dwa dni udało się zarysować mapę problemów do podjęcia i rozstrzygnięcia. Oczywiście, jak to podkreślał Ryszard Markow, wiceprezes Stowarzyszenia Dyrektorów Teatrów, w drodze dialogu. Bo tylko taka perspektywa może przynieść owoce. Bez dialogu mogą to być tylko owoce zatrute. Co zresztą we Wrocławiu widać.