„Polska z najniższym bezrobociem w UE” – ta informacja tonie w zalewie michałków i bzdetów. Gdzieś tam po mediach błąka się na trzecim planie, choć jest jedną z fundamentalnych kwestii, żeby zrozumieć rozmaite zjawiska w polskiej polityce.
Liberalna prasa tego nie eksponuje, bo ma z tym problem. Gdzieś tam z tyłu, w „działach gospodarczych”, próbują wyjaśnić ten „fenomen”. Np. Wyborcza pyta: „Jak to możliwe skoro firmy wciąż narzekają na koszty?”.
Ano, może dlatego, że firmy narzekają zawsze na koszty i może należałoby przestać słuchać o czym wiecznie ględzą. Ponieważ to jest zwyczajne ustawianie swojej sytuacji przetargowej w walce ze światem pracy o podział wypracowanego tortu. Durni, albo sprzedani im politycy słuchają ich jęków jak wyroczni i dlatego próbują ustawiać niejednokrotnie pod te jęki ramy gospodarcze. A wielu publicystów tej mantry słucha, bo jak ktoś prowadzi firmę to „zajmuje się gospodarką”, to się zna. A przecież wszyscy zajmujemy się gospodarką. Jako pracownicy czy konsumenci.
Inflacja, polityka rządu i opozycji
„Jak to możliwe, skoro przez kontynent przetacza się kryzys wysokich cen?” – zadaje kolejne pytanie autor liberalnej gazety. Może dlatego, że nie zastosowano terapii szokowej podszeptywanej przez niektórych twardogłowych liberalnych „guru” i nie zaczęto leczyć dżumy cholerą w takim stopniu w jakim chcieliby to rozmaici uczniowie Balcerowicza. Czyli nie przesadzono z podnoszeniem stóp procentowych na taką skalę, jak doradzali rozmaici szemrani „eksperci”, nie zaczęto „schładzania gospodarki”.
Tak wysoka inflacja przyczyny ma złożone, ale najistotniejszą jej część stanowią marże (także państwowych) przedsiębiorstw oraz generalnie, miejmy nadzieję, przejściowo wysokie ceny nośników energii.
Większość opozycji „zainwestowała” wszystko w krytykę polityki gospodarczej rządu. Problem polega na tym, że poza cenami, większość ludzi nie widzi w rzeczywistości aż tak mrocznego obrazu, jaki malują niektóre media. Można i trzeba dyskutować, co jest, a co nie jest zasługą partii rządzącej, a co wynikiem szerszych procesów gospodarczych, zwłaszcza trendów długoterminowych. Wiadomo, że rząd przypisze sobie wszystkie zasługi, a wszelkie problemy będzie zwalać na czynniki zewnętrzne. Tyle że tak robi każda władza. Ta poprzednia robiła dokładnie to samo.
Ale przecież nie można opowiadać, że polska gospodarka jest w ruinie w sytuacji tak niskiego bezrobocia. Tymczasem niektóre wypowiedzi, które czytam w opozycyjnych mediach ocierają się o histerię. Zaraz nastąpi armagedon, krach, ludzie będą jedli szczaw i mirabelki, a wszystko przez „rozdawnictwo”, bo ludziom „nie chce się pracować” z powodu dodatku na dzieci. I to wszystko w sytuacji rekordowej liczby pracujących.
A praca w krajach potransformacyjnych jest rzeczą świętą. Mamy wręcz problem z pracoholizmem, czy wymuszoną pracą ponad siły, a nie jak to się mówiło w PRL i nadal jest jak widać kontynuowane przez naszych liberałów: „bumelanctwem”. Ludzie tutaj pracują przesadnie ciężko i przesadnie długo i wcale nie otrzymują z tego powodu odpowiedniej gratyfikacji ze strony kapitału w kontekście rosnących zysków i wydajności pracy. To jest problem, a nie urojenia liberalnej banieczki, w której już kombinuje się nawet, jak zapędzić dzieci do pracy.
Nie sprawdził się też jazgot nacjonalistów wieszczący krach z powodu napływu migrantów. A tych jest rekordowo dużo i wcale nie wyłącznie z Ukrainy. A mimo to bezrobocie nie rośnie. Jak widać ekonomia nie jest aż tak „prostacka”.
W każdym razie dopóki bezrobocie jest niskie, a po czasach, kiedy było dwucyfrowe i było traumatycznym doświadczeniem dla dwóch pokoleń, nie ma mowy, żeby ludzie zaczęli traktować serio te opowieści o jakimś totalnym dramacie gospodarczym. Owszem, psioczą na ceny, ale to za mało, żeby tylko na tym polecieć wyborczo.
Niektórzy od lat sami wierzą w tę propagandę i czekają na ten „upadek Polski”, jak na zbawienie, bo nie mają pomysłu, jak ludzi zachęcić do siebie pozytywnym programem. Np. takim jak ten wspólnie wypracowany bochen chleba lepiej, sprawiedliwiej, sensowniej podzielić. Straszenie przestaje działać, jeśli straszy się długo, a potwór wciąż nie nadchodzi. Ludzie przestają taką Kasandrę traktować poważnie.
Ta krawędziowa histeria występująca w rozmaitym natężeniu po stronie opozycyjnej wcale nie pomaga, tylko ośmiesza niezbędną krytykę rządzących. Głoszenie codziennie grobowym głosem w Faktach TVN totalnej klęski i mroku jest tylko lustrzanym odbiciem przesłodzonych obrazów z Wiadomości TVP.
Dyskusja na poważnie
Dlaczego wreszcie na tzw. opozycji nie zaczną traktować ludzi poważnie, a nie jak masę elektoralną? Dlaczego nie uznają, że istotna część warunkowo popierających partię rządzącą ma realne, materialne powody, które można znaleźć na rozmaitych wykresach, a nie jest wyłącznie „urojeniem”, czy „naiwnością”, albo podatnością na „przekupstwo”. Może jednak np. poparcie ma jakiś związek np. z poziomem bezrobocia, wzrostem płac, i innymi twardymi danymi?
Dopiero, kiedy do nich ten fakt dotrze, może zacznie się tutaj dyskusja na poważnie, co można zaproponować ludziom lepszego, a nie wyłącznie darcie szat i liberalną odmianę doomeryzmu. To nie jest tak, że po tamtej stronie macie wyłącznie „nieuków”, którzy się dali „kupić partii”, ale ludzi, którzy mają jakieś racjonalne argumenty.
Jakoś mnie się udaje polemizować z umiarkowanymi „socjalnymi” zwolennikami PiS i wskazywać na realne absurdy dotyczące zwykłego człowieka, jakie ta partia generuje, ale bez wywyższania się i wiecznej pogardy. To nie jest takie trudne.
Wolnelewo.pl