7 listopada 2024

loader

Jedna lista, wiele problemów

fot. lewica

Na demokratycznej opozycji panuje pełna zgoda, że należy zrobić wszystko, aby odsunąć PiS od władzy. Różnice pojawiają się jednak, gdy rozmowa schodzi na to jak do tego doprowadzić. Niektórzy sądzą, że najlepszym wyjściem jest wspólna lista wyborcza sił opozycyjnych. To z pozoru proste rozwiązanie zawiera kilka pułapek, które sprawiają, że cały pomysł obarczony jest wielkim ryzykiem. 

Warto dokładnie przeanalizować te pułapki, bo w tak ważnej sprawie jak strategia wyborcza lepsza jest refleksja i analiza niż hurraoptymizm i intuicja. 

Lider

W ostatnich dniach politycy PiS-u wiele mówią o liderze PO Donaldzie Tusku. Mówią, że podwyższył wiek emerytalny, nie dał 500 plus, spotykał się z Putinem, nie walczył z inflacją, uciekł do Brukseli i działał tam przeciwko Polsce. Prawdy wyciągnięte z kontekstu, półprawdy i kłamstwa mieszają się ze sobą i o to chodzi. 

PiS jest zadowolony, że Donald Tusk wrócił. Od tego momentu rządząca partia stopniowo odbudowuje poparcie, bo może grać melodię, którą ćwiczyła od roku 2005. Przez 17 lat można się nieźle wprawić w grze, a ludzie lubią melodie, które już znają. 

Donald Tusk rzeczywiście szuka nowych tematów, zrezygnował ze straceńczego pomysłu atakowania Lewicy, jeździ po Polsce i spotyka się z ludźmi. Na razie nie przynosi to jednak oczekiwanych efektów. Zapytacie Państwo „dlaczego czepiam się Tuska” i poradzą mi Państwo, żebym zajął się własnymi politycznymi sprawami. I właśnie tak bym najchętniej zrobił, ale gdy rozważamy jedną listę, to automatycznie tematem dla wszystkich na opozycji staje się Donald Tusk. Bo to on byłby liderem zjednoczonej opozycji. 

Prowadzi nas to jednoznacznie podczas wyborów do sporu Tusk – Kaczyński. Zjednoczona opozycja może stworzyć najlepszy program zmian dla Polski, ale gdy mamy konflikt Tusk – Kaczyński to cała kampania 2023 kręcić się będzie wokół dylematu czy wybieramy obecnie rządzących, czy wrócić ma przeszłość. 

Bardzo zawęża to pole debaty i sprawia, że duża część wyborców, którzy nie odnajdują się w konflikcie PiS – PO będzie czuło, że polityka odrywa się od ważnych dla nich problemów. Nie wytworzy się też atmosfera zmiany, bez której ciężko uwierzyć w samą możliwość odsunięcia PiS od władzy i rozpoczęcia nowej polityki, dla której odwracanie negatywnych posunięć PiS będzie tylko elementem szerszej sanacji politycznej i społecznej. 

Program

To prowadzi nas do kwestii programowych. Obecnie partie opozycyjne są na różnym etapie opracowywania swoich programów. Niezależnie od stopnia zaawansowania w ich pisaniu i przyjmowaniu – Nowa Lewica ma przyjęte szczegółowe założenia programowe – wiadomo mniej więcej czym partie się różnią i jaką mają ofertę dla wyborców. 

PSL jest za sprawnym rządzeniem i jednocześnie pozostaje dość tradycjonalistyczny. Polska 2050 poszukuje nowych rozwiązań, które zaakceptowane mogłyby być przez możliwie szerokie spectrum społeczne i polityczne. Platforma jest bardziej niż inne partie na opozycji liberalna w kwestiach gospodarczych, a w tzw. kwestiach światopoglądowych trwa tam twórczy, miejmy nadzieję, ferment. Lewica jednoznacznie opowiada się za państwem aktywnym i zapewniającym szeroki dostęp do wysokiej jakości usług publicznych oraz wyraźnie opowiada się za świeckim państwem, prawami kobiet i prawami osób LGBT. 

To przedstawienie programowych różnic jest oczywiście uproszczone, ale pokazuje, że opozycja ma zróżnicowaną ofertę skierowaną do różnych grup wyborców. Dzięki temu dyskusja o zmianie Polski po rządach PiS może być interesująca i produktywna. Gdy wszystkie partie znajdą się na jednej liście, zamiast twórczego napięcia dostaniemy trudno strawny bigos. Będziemy w nim mieli silne i słabe państwo, tradycjonalizm i progresywizm, pryncypializm i pragmatyzm. Nawet jeśli wielu ludzi to przełknie, to znajdzie się też sporo takich, którzy odwrócą się z niesmakiem. 

Organizacja

Rzadko mówi się o partiach, a jak już się mówi to najczęściej źle. To jednak partie w znacznej mierze muszą robić politykę. To ludzie mobilizowani przez partie zbierają podpisy, roznoszą ulotki i gazetki, rozwieszają plakaty, uczestniczą w konferencjach prasowych i konwencjach, dyskutują o programie i zgłaszają pomysły na postulaty trafiające później do głównego nurtu debaty publicznej. Od zaangażowania członków i sympatyków partii zależy jakość kampanii i jej skuteczność. 

Niesłusznie ignorujemy partie jako organizacje podczas dyskusji nad jedną listą. Ja sam słyszałem od kilku osób zaangażowanych w działania Nowej Lewicy, że bardzo chętnie będą wspierać start listy Lewicy, ale gdy wystartuje wspólna opozycyjna lista, to już nie będzie ich bajka. 

Myślę, że podobne rozmowy toczą się w PO, PL2050 i PSL-u. Można powiedzieć, że to tylko jednostkowe przypadki. Tylko że polska polityka jest mała i wypadnięcie kilkudziesięciu osób w regionie to już poważny ubytek. A nakazać im działania nie można, bo partie to nie urzędy i nie firmy, w których działają pracownicy, ale organizacje oparte dziś przede wszystkim na entuzjazmie swoich członkiń i członków. 

Scena

O jednej liście mówi się często w sposób ściśle arytmetyczny – kto ile ma elektoratu i czy elektoraty dadzą się dodawać. Trzeba jednak widzieć też politykę jako scenę, w którą angażuje się publiczność. Gdy na tej scenie będzie tylko dwóch aktorów Zjednoczona Prawica i Zjednoczona Opozycja spór między nimi oczywiście wypełni sobą znaczną część dramatu, jakim będzie kampania 2023. 

Jednocześnie jednak na scenie zajmowanej tylko przez dwóch aktorów zrobi się sporo przestrzeni dla innych. W tej przestrzeni od razu zaistnieją mniejsze partie widzące swoją rację bytu w kontestowaniu polaryzacji i wojny polsko-polskiej. 

W ostatnich wyborach prezydenckich kandydat „spoza układu” Szymon Hołownia zebrał 13,8%. W poprzednich wyborach zajmujący to samo miejsce na scenie Paweł Kukiz zgarnął jeszcze więcej, bo 20,8% głosów. W wyborach, które najbardziej przypominały sytuację, w której opozycja wystawia jedną listę, były Eurowybory w 2019 roku. Koalicja Europejska przegrała je z PiS-em różnicą prawie 7% głosów. Partie wykraczające poza zasadniczy podział (chociaż reprezentowały oczywiście skrajnie różne poglądy) zebrały nieco ponad 10% głosów. 

Dlaczego tym razem miałoby być inaczej? Na pewno wystartuje Konfederacja. Na drugim biegunie też z dużym prawdopodobieństwem pojawi się jakaś progresywna partia. Gdy dodamy do tego jeszcze partię „precz z wszystkimi elitami”, będziemy mieli pełny skład, który zawalczy o głosy 10-20% wyborców. Może się okazać, że tylko Konfederacja przekroczy próg i wtedy Zjednoczona Opozycja pozostanie opozycją. 

Trzy zadania

Opozycja nie musi być zjednoczona na jednej liście, żeby wygrać z PiS i odsunąć go od władzy. Powinna natomiast zrobić trzy rzeczy. Musi być jasne, że główne siły opozycyjne są zdecydowane tworzyć rząd po wygranych wyborach. Dobrze, że liderzy opozycji zaczęli pojawiać się razem na wspólnych przedsięwzięciach, bo to namacalny dowód na ich gotowość współpracy. 

Bez ustalenia minimum programowego ciężko będzie przekonać ludzi, że istnieje jakieś spoiwo łączące opozycyjne ugrupowania. Takie minimum istnieje, choć nie jest formalnie spisane. Składa się na nie dążenie do przywrócenia praworządności, proeuropejskość i odbudowa zaufania do państwa.  

Oprócz istnienia akceptowanego minimum toczyć się powinna dyskusja o Polsce po PiS uwzględniająca różnorodność programów i tożsamości poszczególnych ugrupowań opozycyjnych. Prowadzenie takiej dyskusji bez wrogości pokazałoby nową jakość i wniosło do polityki realnie nowe pomysły. Poza tym byłoby angażujące dla różnych elektoratów. 

Gdy uda się je odpowiednio zmobilizować, dni PiS-u władzy będą policzone. 

Maciej Gdula

Poprzedni

Demokracja ateńska a wojna

Następny

Zbrodniarze, pałace, lewica, prawica