Znacie niekończący się pokaz butnego chamstwa w wydaniu posłanki PiS Krystyny Pawłowiczówny? Znacie? No to posłuchajcie.
Znacie te jej bazarowe okrzyki na sali sejmowej i na posiedzeniach komisji? Te „zamknij się, teraz ja mówię”, te „unijne szmaty”, te „myszki agresorki”, te „nie masz prawa zabierać głosu”, tę jej irytującą doprawdy amikoszonerię czyli do każdego „na ty”, to nieustanne jej niepohamowane odszczekiwanie się każdemu na każdy, nawet najdelikatniej sformułowany przejaw krytyki? Pożerająca (czy z mlaskaniem? szukam świadków) na sali sejmowej, jak jamochłon, jakiś pokarm z plastikowego opakowania Pawłowiczówna stała się czołową reprezentantką przaśnej, krzepkiej pisowskiej agresywnej i antyestetycznej antykultury obciachu. To ona, obok Kurskiego z Woronicza, jest czołową dyskopolanką władzy.
Pamiętnej grudniowej nocy roku pamiętnego 2016, z 16 na 17 tegoż miesiąca, ta sama posłanka Pawłowiczówna była nie do poznania. Milcząca jak grób, ze spuszczoną głową opuszczała Sejm w asyście policji, żegnana skandowaniem demonstrantów: „Będziesz siedzieć”. Pawłowiczówna była wyraźnie zaskoczona i wstrząśnięta. Nie udawała. Ona jest prawdziwkiem niezdolnym do udawania, szyderstwa czy ironii, których uprawianie wymaga pewnej dozy inteligencji i kultury.
W jednym z wywiadów Pawłowiczówna powiedziała: „Jestem przygotowana osobiście na najgorszy scenariusz. Pójdą na całość. Być może tylko mróz nam sprzyja i ci z Wilanowa niekoniecznie zmobilizują się na demonstracje przed Sejmem”. Najwyraźniej grudzień to dla Pawłowiczówny niebezpieczna pora. Czyżby władza PiS zależała od temperatury powietrza? Ależ nie. To tylko projekcja lęków złodzieja, który lęka się, że go okradną. To znany, a prosty psychologiczny mechanizm polegający na tym, że innym przypisuje się własne niecne zamysły. To jest silniejsze od człowieka. Pawłowiczówna boi się własnych czarnych myśli, ale gdyby miała zdolność do refleksji a nie tylko brutalną, chamską energię rozwścieczonej hetery, mogłaby dojść do wniosku, że na jej przykładzie ucieleśnia się powiedzenie, że „kto sieje wiatr, zbiera burzę” i molierowskie „sam tego chciałeś Grzegorzu Dyndało”. Ale ostatnio Pawłowiczówna ochłonęła trochę z grudniowego szoku i znów daje pokazy typowego dla siebie chamstwa. Do przemawiającego posła Arłukowicza, który bronił dostępności pigułki „the day after” krzyczała niedawno: „Idź precz szatanie”, a posłom opozycji proponowała obóz reedukacyjny na modłę koreańską (Seul czy Phenian, a może Czerwoni Khmerzy?).
Kluby PiS, zarówno ten parlamentarny jak i te w samorządach, przepełnione są w stopniu ponadprzeciętnym ludźmi niezrównoważonymi, agresywnymi, sfrustrowanymi, nienawistnikami, nawiedzonymi religijnie, damskimi bokserami typu Rafała Piaseckiego, radnego PiS i czułego małżonka z Bydgoszczy („Przyjebię ci szmato”) i tym podobnymi osobnikami. Nawet w klubie Kukiz’15, będącym prawdziwym grochem z kapustą, od anarchizujących wolnościowców typu wyrzuconego właśnie Liroya po zaciekłych ONR-owców i klerykałów nie ma aż takiego stężenia wariackiej agresji jak w PiS. To właśnie sprawia, że tak trudny a często niemożliwy jest jakikolwiek dialog z ludźmi tego ugrupowania. A jest ich legion: obywatele Błaszczak, Tarczyński, Kępa, Suski, Arciszewska-Mielewczyk, Brudziński i wielu, wielu innych mniej znanych z nazwiska. Nie mniej agresywni są pisowscy żołdacy frontu propagandowego mieniący się dziennikarzami: bracia Karnowscy, Pospieszalski Jan, Mucha Wojciech, Ziemkiewicz Rafał, Stankiewicz nomen omen Adrian, Król „Rycerz” Marek, Pyza Marek, Rachoń Michał, listę można by długo kontynuować. Ale, jako już się rzekło, „kto sieje wiatr, zbierze burzę”. To jest prawo właściwie fizyczne, pochodzące ze znanego m.in. z filmu „Hydrozagadka” podręcznika do fizyki dla klasy III liceum ogólnokształcącego z 1970 roku, z którego i ja to i owo skubnąłem w szkolnych latach. Mówi ono choćby to, że odpowiedź na bodziec jest proporcjonalna do siły bodźca. Tak więc polewacz zostanie polany, jak w filmie Meliesa otwierającym historię kina na pokazie przy bulwarze Kapucynów w Paryżu w 1895 roku, Archimedes wyprze z wanny tyle wody, ile waży jego ciało, miecznik od miecza zginie, Grzegorz Dyndała będzie miał co sam chciał, a Kuba tak dobrze zrobi Bogu, jak Bóg Kubie. Dlatego okrzyk „będziesz siedział” kierowany przez antypisowskich demonstrantów do ważnych pisowców może się okazać wcale nie tylko pustą, buńczuczną pogróżką. Pytanie tylko, gdzie siedzieć będą. I czy w kaftanie bezpieczeństwa czy bez? Podobno dawno, dawno temu, pewien radziecki dowódca, słysząc chińskie groźby (999 poważne ostrzeżenie) zapytał: „Ale gdzie my ich wszystkich pochowamy?”.