3 grudnia 2024

loader

Każda cząstka świata…

Punkt krytyczny cierpienia został przekroczony. I nadszedł czas odwetu.

Znacie opowieść o Nocnym Myśliwym? Jeśli wierzyć Oldze Tokarczuk i Agnieszce Holland, w Sudetach to znana legenda. Nocny Myśliwy miał pojawiać się kiedy cała wioska już pogrążyła się we śnie. Zabijał tylko złych ludzi. Ich zwłoki ćwiartował. Jeden chłopiec nieopatrznie zażartował z Myśliwego. Krzyknął w głąb komina, żeby i jemu coś przyniósł ze swoich łowów. Następnego wieczoru znalazł ćwierć ciała ludzkiego. A potem kolejną. I kolejną. Aż złożył układankę w całość. Film „Pokot” jest przestrogą – Nocny Myśliwy czuwa. Widzi wszystko. Pomści krzywdę, którą wyrządziłeś niewinnym. Gdy przekroczysz krytyczny punkt, przed gniewem przyrody ucieczki nie będzie.

Misterium okrucieństwa

Film Agnieszki Holland operuje językiem mitu. To opowieść o śmierci, zemście i wypełnianiu przeznaczenia. Wyjaśnia sens istnienia poprzez zbiorowe doświadczenie rzezi. Oto zaczynają ginąć wszyscy członkowie małej społeczności miasteczka w Kotlinie Kłodzkiej. Ginie komendant policji, właściciel fermy futrzarskiej, prezes koła łowieckiego. Ksiądz, który przed ołtarzem kładzie dziękczynne wota: zastrzelonego dzika i poroże jelenia. Co ich łączy?
Okrucieństwo. Ksiądz wydaje na siebie wyrok słowami „Bóg postawił zwierzęta niżej. Taki jest porządek świata”. Wnętrzak, lokalny gangster i futrzarski biznesmen, trzęsący całą mieściną, w napadach furii okłada prętami klatki z okalecznonymi, półżywymi zwierzętami. Komendant i prezes zabijają w sezonie i poza sezonem. Lubią krew. Wtedy czują, że ociekają też testosteronem. Kiedy zbierają się do wspólnego, pamiątkowego zdjęcia z pokotu, w scenerii zwierzęcych zwłok rozścielonych jak dywan, nie wiedzą, że ich los został przypieczętowany. Bo wszystko jest zapisane w gwiazdach.
Wie o tym Janina Duszejko (Agnieszka Mandat). To bogini Demeter z Kotliny Kłodzkiej – bogini matka, kobieta, która wprzęgła się w cykliczny rytm życia przyrody, stając się częścią jej wielkiego oddychającego organizmu. Emerytowana inżynier czyta w gwiazdach. Pasjonuje się astrologią, z horoskopów każdego z zamordowanych oprawców jest w stanie wywnioskować, jakie przeznaczenie wyszło im na spotkanie. Duszejko wie, że po każdego z nich upomniały się dusze ofiar. Ciało komendanta zadeptały sarny, do których mierzył. Wnętrzak zginął, stratowany przez dziki, które wcześniej umierały przez niego w mękach i nad ich ciałami płakała tylko Duszejko. Ksiądz płonie żywcem razem z kościołem, który sprofanował krwawym seansem. „Stara wariatka” cierpliwie zanosi policji wskazówki. Ale nikt nie chce jej słuchać. Żeby ją usłyszeć, ludzie musieliby wejść na inny rejestr wrażliwości, niedostępny w czasach skrzydełek w kubełkach na wynos i ciał wiszących na hakach.

Czy to dzieje się naprawdę?

„Co to za świat? Czyjeś ciało przerobione na buty, na pulpety, na parówki, na dywan przed łóżkiem, wywar z czyichś kości do picia… Buty, kanapy, torba na ramię z czyjegoś brzucha, grzanie się cudzym futrem, zjadanie czyjegoś ciała, krojenie go na kawałki i smażenie w oleju… Czy to możliwe, że naprawdę dzieje się ta makabra, to wielkie zabijanie, okrutne, beznamiętne, mechaniczne, bez żadnych wyrzutów sumienia, bez najmniejszej refleksji”. – Olga Tokarczuk, „Prowadź swój pług przez kości umarłych”
Ale Duszejko ratuje nie tylko zwierzęta. Ratuje również ludzi. Roztacza opiekę nad dziewczyną (Patrycja Volny), której imienia nie poznajemy. Duszejko nazywa ją Dobrą Nowiną. Jej los też czyta z gwiazd. Wie, że życie jej nie oszczędzało, widzi w niej jednak silną koniunkcję Jowisza i Wenus – praworządność i miłość. Duszejko podejmuje misję – wyrwać dziewczynę z patologicznego związku z Wnętrzakiem i połączyć ją w parę z Dyziem (Jakub Gierszał) – informatykiem-wrażliwcem chorym na padaczkę, pasjonatem poezji, jej drugim ukochanym podopiecznym. W horoskopie Dyzia Duszejko widzi człowieka, który “z długiego dzieciństwa przechodzi od razu w starość”. Postanawia ocalić go dla świata. Każda z postaci otaczających Duszejko jest po mistrzowsku ukazanym mikrokosmosem, piękną i zazwyczaj tragiczną historią.
Również wokół niej samej pojawiają się mężczyźni. Uczuciem darzy ją sąsiad Matoga (Wiktor Zborowski), zamknięty w sobie melancholik, którego wojenna historia rodzinna odciska na nim piętno. Syn Niemki-samobójczyni i znęcającego się nad nią za grzechy nazistów ojca-patrioty swoją historię decyduje się powierzyć tylko Duszejce. Ona jednak na obiekt uczuć wybiera sobie innego mężczyznę, również zanurzonego w śmierci. To Boros Sznajder (Miroslav Krobot), entomolog z Ołomuńca, który otwiera przed nią nieznany świat kręgu życia i śmierci najmniejszych wśród stworzeń. Przyciszonym głosem opowiada jej o “prawdziwym Holokauście, którego nawet nie dostrzegamy”. Wydaje się, że on jeden patrzy na zwierzęta z porównywalną do niej czułością. Ostatecznie jednak decyduje się ją opuścić. Duszejko zostaje sama, coraz bardziej jednoczy się i wtapia w otaczającą przyrodę. Wie, kto jest Nocnym Myśliwym i spokojnie czeka.
„Zbrodnia została uznana za coś normalnego, stała się czynnością codzienną. Wszyscy ją popełniają. Tak właśnie wyglądałby świat, gdyby obozy koncentracyjne stały się normą. Nikt by nie widział w nich nic złego”.
Kobiety w tej opowieści są udręczone, podporządkowane brutalności mężczyzn. One też są ich zwierzyną. W końcu w ostatniej zwrotce pieśni „Pojedziemy na łów” wśród łupów dzielonych przez towarzyszy, pojawia się również „panna”.

Krzyk rozpaczy ziemi

Filmowi Holland/powieści Tokarczuk zarzucano zapędy kaznodziejskie i utopistyczne pójście za nawoływaniem Rousseau o powrocie do natury. Nie mam takiego wrażenia. To krzyk rozpaczy ziemi, umęczonej bezsensownym okrucieństwem człowieka. To nie proste przeciwstawienie natury kulturze i napiętnowanie tej ostatniej. Nie słychać tam wyłącznie sentymentalnej nostalgii za czasami słusznie minionymi, w których o byt należało walczyć, nie mogąc samemu go kształtować. Holland apeluje o bycie uważnym i rozważne dokonywanie wyborów w cywilizacji “taśmociągów cierpienia”. Technologia – co doskonale pokazuje postać Dyzia – nie jest wrogiem człowieka. Użyta w służbie dobra, ocala. „Pokot” to również ostrzeżenie – „poeta pamięta”.
Najtrudniej ogląda się sceny rzezi zwierząt, ich lamentów przed śmiercią, skarg wznoszonych w niebo, tego jak nagle upadają. Absurdalne sugestie, które zarzucają filmowi Holland wymowę polityczną i każą widzieć w jej postaciach walkę rządu z opozycją, pozostawmy bez komentarza, nie odpowiadamy za cudze fobie. W filmie pełno za to metaforyki wojennej. Holokaust się nie skończył – jak mówi jeden z bohaterów. Zmieniła się jego struktura. Zabija się z tych samych pobudek.
Holland pozostawia nas z pytaniem o to, czy w istocie nie jesteśmy uzurpatorami, powtarzając jak mantrę zdanie o czynieniu sobie ziemi poddaną. Pyta o prawo do zabijania i żywienia się innymi rozumnymi istotami. Pyta o granicę, która każe dzielić zwierzęta na kategorie „przyjaciel” i „produkt”. Odpowiedzi nie ma. Jest pełne napięcia oczekiwanie, że widz sam znajdzie ją w sobie.

trybuna.info

Poprzedni

Kowalczyk mówi, że zawiodła

Następny

Cech nie broni karnych