Kiedy 29 stycznia 1990 roku uczestnicy XI Zjazdu PZPR słuchali ostatniego wystąpienia ostatniego I sekretarza KC PZPR Mieczysława Rakowskiego zakończonego historycznym zdaniem: „Sztandar Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej wyprowadzić” zapewne nie przypuszczali jaki los ów sztandar spotka. Gdzie on jeszcze załopoce.
Wtedy większość delegatów na Zjazd i obserwujących go ekip dziennikarskich pasjonowała się dwoma politycznymi bytami wykluwającymi się właśnie ze składanej do politycznego grobu PZPR.
Socjaldemokracją Rzeczpospolitej Polskiej Aleksandra Kwaśniewskiego i Leszka Millera oraz Polską Unią Socjaldemokratyczną Tadeusza Fiszbacha i Tomasza Nałęcza.
Ta druga od początku radykalnie odcięła się od PZPR, niczym wyrodnej matki. I zaraz potem uschła politycznie. Tak to bywa, kiedy się publicznie plugawi rodziców. Zyskuje się jednorazowe zainteresowanie społeczne i powszechny potem brak szacunku.
Wyprowadzony przez Mietka Rakowskiego sztandar przylgnął do SdRP, a potem SLD. Jak przegrywająca karta w „Czarnym Piotrusiu”.
Bywał kłopotliwym, politycznym balastem, bo prawicowi historycy i media III RP wykreowali PZPR na partię zdrajców narodu, płatnych pachołków Rosji, morderców polskich robotników.
Ale bywał też żaglem, w 1993 i 2001 roku, kiedy SLD popłynęło do władzy na falach resentymentu milionów Wyborców do Polski Ludowej i ich ówczesnego, anty prawicowego wkurwienia.
Jednak pragnienie politycznej poprawności i oportunizm liderów SLD sprawiały, że zwykle traktowali oni swe członkostwo w PZPR, jak wstydliwy życiowy epizod, a wykreowani przez nich młodzi liderzy SLD z dumą deklarowali swą nie przynależność do potępionej przez media formacji.
W efekcie SLD swoich starych Wyborców systematycznie traciło. A nowych, młodych i nie skażonych PZPR, nowi liderzy nie potrafili pozyskać.
W końcu 1980 roku do PZPR należało blisko 3 miliony obywateli Polski Ludowej. Wśród nich było milion ówczesnych członków NSZZ „Solidarność” kierowanego wtedy przez Lecha Wałęsę.
W ciągu czterdziestolecia istnienia PZPR jej legitymacje miały miliony aktywnych i twórczych ludzi w naszym kraju. Większość ludzi aktywnych politycznie do PZPR zapisało się. Nierzadko traktowali jej legitymacje jedynie jako przepustki do karier, kartę wstępu do środowisk decyzyjnych, opiniotwórczych, a nie wybory ideowe.
Z biegiem lat, zwłaszcza za czasów Edwarda Gierka, partia ta traciła marksistowsko-leninowski, robotniczo – chłopski charakter. Stawała się partią socjalistycznych menadżerów. O przeróżnych sympatiach ideowych, często dalekich od marksizmu. Po stanie wojennym bliżej było jej do związku zawodowego pracowników administracji państwowej, wojska, milicji niż aktywnej politycznie struktury.
Ludzie o autentycznie lewicowych poglądach nadal byli widoczni, lecz coraz bardziej jako polityczny folklor.
Żegnając PZPR jej ostatni I sekretarz powiedział prorocze słowa:
„Przyjęliśmy uchwałę o zakończeniu działalności partii, która moim zdaniem (…) odegrała wielką historyczną rolę – czy się to komuś podoba czy nie – w życiu narodu polskiego. Co więcej, wrosła w jego świadomość i dziś kończąc, żegnając się z nią, wcale nie uważam, że kładziemy ją do trumny”.
Rzeczywiście dzisiaj nadal wielu ówczesnych aktywistów PZPR działa w polityce. I to wcale nie w „postkomunistycznej” SLD.
Jeden z ostatnich sekretarz KC PZPR Marcin Święcicki jest posłem Platformy Obywatelskiej. Sekretarz Komitetu Uczelnianego SGPiS Dariusz Rosati jest europosłem PO.
Również w ławach PiS zasiadają liczni posłowie, byli członkowie PZPR. Jak słynny prokurator Stanisław Piotrowicz, czy twórca nieudanej ustawy medialnej Krzysztof Czabański. Ostatnio dyrektorem 2 Programu TVP został były sekretarz POP PZPR Marcin Wolski. A gwiazdą 1 Programu TVP znowu jest Janek Pietrzak, też członek.
Ciekaw jestem, czy były chorąży LWP, obecny pan poseł Marek Jakubiak z Kukiz15, był też w PZPR?
Niestety wielu ludzi w naszym kraju traktuje byłą przynależność do PZPR jak młodzieńczy tryper.
Najzabawniejsze jest kiedy parlamentarzyści PO, pragnąc dopiec znienawidzonym konkurentom z PiS, krzyczą w ich stronę „Precz z komuną”. Kiedy wypominają Piotrowskiemu czy Czabańskiemu przynależność do PZPR, a akceptują sekretarzy Święcickiego i Rosatiego.
Kiedy chcąc splugawić Jarosława Kaczyńskiego porównują go z Władysławem Gomułką. Bo podobni ponoć są. Taka sama niechęć do Niemców, do Adama Michnika, ten sam krój garniturów.
A przecież to Władysław Gomułka mógłby się poczuć urażony porównywaniem go do Jarosława Kaczyńskiego.
Na XI Zjeździe Mieczysław Rakowski powiedział również:
„Tyle złego powiedziano o tej partii, ale ja sądzę, że godność i uczciwość ludzka powinna nas chronić od wydawania o niej sądów tylko negatywnych, albo też wyrażania sądów potępieńczych. Poczekajmy jeszcze, co powie o tej partii historia.(…) Ja apeluję po prostu o to, by nie znęcać się nad PZPR. To jest też znęcanie się często nad swoim życiem. Mówiłem o tym na różnych spotkaniach, że powstała taka przedziwna sytuacja, że sami siebie nie lubimy. Nie lubimy tej partii, już tej byłej partii. Otóż chciałoby się chodzić jednak z podniesioną głową”.
Dziś okazuje się, że sztandar PZPR łopocze nadal w polskim Sejmie, chociaż „postkomunistycznego” SLD tam nie ma. Teraz łopocze na prawicy, bo PZPR okazała się wiecznie żywą, jak Jezus, albo Elvis.
Czemu pomimo takich ciągłych sukcesów w polityce kadrowej ta polityczna matka wielu polskich polityków ma nadal tak zszarganą polityczną opinię?
Czy nie czas już aby powołać KODI PZPR?
Komitet Obrony Dobrego Imienia Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej.
Kogo proponujecie do Prezydium?