W poszukiwaniu kolejnego mojego ulubionego gatunku lewicowców musimy zejść do piwnic, przeszukać pokoje dziecięce w domach klasy średniej i zanurzyć się w odmęty internetu. Nie jest to gatunek ostatnimi laty rzadki, ale jednak nieczęsto wynurzający się ze swoich typowych habitatów, a co za tym idzie, jeśli mijamy w swoich peregrynacjach po tym łez padole owe ostępy, możliwy ławo dla niewprawnego oka do przeoczenia.
Jeśli jednak znienacka wpadnie nam w oko pochwała Ludowo-Demokratycznej republiki Korei, apologia elukubracji Ziuganowa czy też pean na część Feliksa Edmundowicza możemy z dużą dozą prawdopodobieństwa założyć, że właśnie wdepnęliśmy w parującą pryzmę odchodów któregoś z wielce rewolucyjnych nastoletnich „tankies”.
W ich magicznym świecie październik 1917 nigdy się nie skończył. Zza zasuniętych żaluzji okien willi babci, uzbrojeni w sierp, młot i klawiaturę MacBooka ci zacni nastolatkowie prowadzą do boju nieprzebrane szeregi internetowej Czerwonej Armii złożonej im podobnych pogubionych, nadwrażliwych odrzutów klasy średniej. Gromią Waszyngton, solidaryzują się z Sankarą, ronią łzę nad niszczejącym radzieckim kosmodromem i planują tatuaż z Leninem. Ulubiony film: Katyń. Ulubiona piosenka: Międzynarodówka.
Nigdy co prawda nie widzieli robotnika, poza panem Waldkiem, który w mieszkaniu rodziców wymieniał kaloryfery na ogrzewanie podłogowe, ale wiedzą o nich wszystko i chcą prowadzić na barykady klasowego boju o lepszą, komunistyczną przyszłość. Naukowy socjalizm mają bowiem w jednym palcu, a Taktyczne sojusze tworzą głównie z gronem różnego rodzaju faszystów, w duchu krytycznego poparcia dla Władimira Putina, bo tak im wychodzi z wielce racjonalnych marksistowskich kalkulacji, które opierają na wnikliwych studiach dzieł Marksa, odbywanych via facebookowe grupki w zaciszu swojego klasośredniowego kibelka.
Z dumą prezentują na półeczce nad biurkiem godło NRD czy Czechosłowacji, a Stalina rozumieją, jak gdyby wychowali się na jego kolanach w daczy w Kuncewie, słodko gaworząc to z Jeżowem to z Berią. Fantazjują o trudnych wyborach zesłania Czeczenów do Kazachstanu i umieszczaniu kolejnych dręczących ich w liceum kolegów pośród rześkiego powietrza lasów syberyjskiej tajgi. Między ukrywaniem trądziku, a upychaniem swojej masy w przyciasnych spodniach widzą się w szeregach konarmi, jak na parafii pod Wyszkowem budują nowy PolRewKom, naganem zapędzając burżujów do uczciwej roboty, albo kończąc jednym wystrzałem ich liberalne fantazje.
Czasem tylko w drodze do tego W Pełni Zautomatyzowanego Luksusowego Komunizmu, zanurzeni klasową walką toczoną w zaciszu domowego ogniska, a to uzależnią się od mefedronu, a to popadną w młodzieńczy alkoholizm, albo utoną w obżarstwie. Czym jednak są te cierpienia wobec wyzwań, które los rzucał pod nogi dawnych towarzyszy walki – więzionych w carskich kazamatach, rozstrzeliwanych na barykadach kolejnych powstań i kładących swoje młode życie na ołtarzu mateczki Partii. Któż lepiej zna ciężki los zawodowego rewolucjonisty, iż oni, licealiści z przedmieść, internetowe trolle, słodkie dzieci – odrzutki?
Drży przed nimi Pentagon, londyńskie City i faszystowski reżim z Tel Awiwu, a każdą relację na Insta oglądają dziesiątki, jeśli nie setki. Dwanaście lajków pod ich postem o bandach wyklętych i nowym przemówieniu Xi Jinpinga daje im parę na ciągnięcie swej rewolucyjnej walki. A fakt, że głównie to haha a nie serce nie gasi w nich rewolucyjnej czujności. Wiedzą, że obcują z fałszywą świadomością omamionych opium liberalizmu mas, które już przy ich kolejnym poście odrzucą kajdany i przejmą swoje zakłady pracy: poczty, urzędy, Żabki i Biedronki.
I tylko czasem rodzice, przerażeni odklejeniem się zacnego potomka od tzw. codziennego życia szarpną się na odwyk albo psychoterapię, zakręcą kurek z kieszonkowym albo odetną wifi na bazie i tak oto nadejdzie kres kolejnej tak pięknej bolszewickiej biografii. Cześć ich pamięci, zamiast chwili ciszy, całe życie w walce!