30 listopada 2024

loader

Kowboj Zuzia

fot. unsplash

Polska wersja przeboju Johnny’ego Casha „Boy named Sue” nie wzbudziła genderowych kontrowersji, pogodnie odśpiewana przez Mieczysława Czechowicza z polskim tekstem Młynarskiego w programie „Muzyka lekka, łatwa i przyjemna”. Telewizja z czasów PRL-u bywała i lekka, i zabawna. O kowboju Zuzi (Sue) przypomniał Maciej Maleńczuk we własnej wersji utworu.

W PRL-u też kręcono westerny, a o miano chyba najsłynniejszego kowboja ze wschodu walczyli Bruno O’Ya (Estończyk) z filmu „Wilcze echa” oraz wyjątkowo w roli superbohatera o silnych pięściach i nieugiętym charakterze Gustaw Holoubek w filmie „Prawo i pięść”. Tak, pan Gustaw był za młodu jak – nie przymierzając – Tom Cruise, tylko więcej rozmyślający. Warto pamiętać, że obok swojej roli „szeryfa” z Ziem Odzyskanych jako jedyny poczuwał się do bycia inteligentem w anegdotycznej sytuacji z Janem Himilsbachem, który stanowczo zażądał, by inteligenci opuścili jego ulubiony lokal („Inteligencja, wypierdalać”).

Dziś wszystko jest inne, a prawdziwych kowbojów już prawie nie ma. A w zasadzie to ostał się jeden, ale ubogi, z jednym tylko pistoletem za pasem, bez kabury (poprawka: w kaburze). I nawet gdyby ktoś zażądał czegoś od inteligencji, nie byłoby komu opuścić lokalu. Takie czasy. Nie kojarzę żadnego polityka, który by paradował z bronią, choć zdarzali się byli woskowi czy policjanci/milicjanci. Bywały też przechwałki, np. kto ma większego glocka, choć wiadomo było przecież, że największego ma major Dziewulski. Tenże Dziewulski wprawnym okiem dojrzał, że Ziobro jednak miał kaburę – pod marynarką. Inteligentna kabura wyraźnie podnosiła średnią inteligencję kreacji ministra, nie aż tak jak jego smartfon, choć może nie mniej niż sam minister.

Jako człowiek małej wiary nie wierzę w wyjaśnienia ministra, że był to pojedynczy wypadek z pistoletem w kaburze. Tym bardziej że – jak wprawnie dostrzegł Dziewulski – specjalna kabura zapewne nie była przeznaczona na wyjątkowe okazje. Jako człowiek posiadający jednak minimalną empatię współczuję wszystkim współpracownikom ministra i ochraniającym go oficerom. Mieć do czynienia non stop z osobą paradującą z bronią… to nad wyraz stresujące zajęcie.

Trudno powiedzieć, czemu pistolet wydaje się ministrowi niezbędny do szczęścia czy też do zachowania czegoś na kształt równowagi. Gdy na rozdaniu Oskarów tryumfuje „Na Zachodzie bez zmian”, czyli swoiste pożegnanie z bronią, u nas masową uwagą rządzi podróż człowieka z małym pistoletem. Nie tyle „Człowiek ze złotym pistoletem” z serii o agencie Bondzie, nie „Siła magnum” z Clintem Eastwoodem, ile raczej „Tajemniczy blondyn w czarnym bucie”… Tylko śmiać się nie ma komu…

I tylko cieszyć się można, że to narzędzie za pasem ministra to nie jednak nie brauning.

Adam Jaśkow

Poprzedni

Gospodarka 48 godzin

Następny

Konfederacja największym zwycięzcą?