W przemówieniu, jakie Jarosław Wielki wygłosił w wieczór wyborczy 25 października 2015 roku, w chwilę po ogłoszeniu zwycięstwa, wyraził on nadzieje na realizację w Polsce kilku „holyłóckich” filmów głoszących chwałę historii narodu polskiego. Chwałę tak zatraconą przez pedagogikę wstydu III RP.
W przemówieniu, jakie Jarosław Wielki wygłosił w wieczór wyborczy 25 października 2015 roku, w chwilę po ogłoszeniu zwycięstwa, wyraził on nadzieje na realizację w Polsce kilku „holyłóckich” filmów głoszących chwałę historii narodu polskiego. Chwałę tak zatraconą przez pedagogikę wstydu III RP.
Tymczasem, zbliżamy się do polowy kadencji rządów PiS, a takiego dzieła ani widu ani słychu. Jako kinoman posuwam więc – gratis, chyba że Gliński coś odpali – garść pomysłów na scenariusze z zakresu tej tematyki.
Zaczynam od Polski Piastów
Mieszka Pierwszego można by właściwie pominąć, bo w 1972 roku Jan Rybkowski nakręcił film „Gniazdo” z Pszoniakiem w roli Mieszka. Było to jednak materialistyczne ujęcie dziejów i zabrakło wątku Dobrawy (zwanej też z Dąbrówką), w łożu nawracającej lubieżnymi pieszczotami dzikiego poganina na wartości chrześcijańskie. Dobrą postacią do supergiganta filmowego o rozmachu „Kleopatry” z Liz Taylor i Burtonem i „Troi” z Bradem Pittem, byłby Bolesław Chrobry, bo to wielkość i chwała początku Królestwa Polskiego, a do tego mąż chrobry, czyli bitny i ostry, jak sam przydomek wskazuje. Problem tylko w tym, że koronę przyjął de facto od Niemca, cesarza Ottona III, na Zjeździe Gnieźnieńskim w 1000 roku. Budzi to brzydkie skojarzenia z relacją Tusk-Merkel. Ale dobry scenarzysta potrafi ten epizod wygumkować lub odpowiednio wykręcić. Pisanie historii na nowo to i dziś przecież nie nowina. Kolejny temat do rozważenia, to czasy Mieszka II, a konkretnie bunt Masława. Jedyny w dziejach Polski bunt przeciw chrześcijaństwu i chrześcijańskiej władzy. Stłumił go Kazimierz Odnowiciel, a scena jego triumfalnego powrotu do ojczyzny, by przegonić pogaństwo, witanego entuzjastycznie przez lud pieśnią „Witajże nam, witaj, miły Hospodynie” mogłaby kończyć film. Są nawet gotowe materiały do scenariusza, „Masław” Józefa Ignacego Kraszewskiego oraz „Madejowe łoże” Walerego Przyborowskiego, ze sceną gdzie okrutny wódz pogaństwa polskiego Masław torturuje zacnego brata zakonnego. Co dalej? Idealny dziś temat (jak za Gomułki „Krzyżacy”), to Bolesław Krzywousty i jego zwycięstwo nad Niemcami na Psim Polu. Jan Ursyn Niemcewicz tak to ujął w swojej pieśni o księciu-wojowniku: „Blisko Wrocławia się mąt krwawy wszczyna, brzmią w powietrzu trąb odgłosy, uderza książę i Niemców wycina, poległych trupów ich stosy, tłum psów żarłocznych obnażone szczątki, okrutnie wyjąc rozrywa, a lud to miejsce dla srogiej pamiątki, Psiem Polem potąd nazywa”. Ta pieśń mogłaby nawet iść z napisami końcowymi. Rozbicie dzielnicowe, czyli okres polskiej smuty to niedobry temat na krzepiące dzieło, ale już Władysław Łokietek jednoczący Królestwo i pod Płowcami dający łupnia krzyżakom to temat w sam raz i też na czasie w okresie napięcia w stosunkach na linii Warszawa-Berlin. Jest co prawda serial telewizyjny o tym okresie, czyli „Gniewko, syn rybaka” Bohdana Poręby, ale zrobiony został w 1969 roku środkami siermiężnymi. W czerni i bieli słabo dziś widocznej. Okres Piastowski zawiera sobie jeszcze jeden temat i to bardzo na czasie. Jak wiadomo, Kazimierz Wielki zastał Polskę drewnianą a zostawił murowaną, wznosząc wiele zamków i zameczków, które Jarosław Wielki chce dziś odbudować. Ten władca i ten temat powinien chyba pierwszy znaleźć drogę do produkcji. Co prawda w 1975 roku Ewa i Czesław Petelscy nakręcili (podobno ku chwale Edwarda Gierka, zwanego wtedy Edwardem Odnowicielem) wystawny film „Kazimierz Wielki” z Krzysztofem Chamcem w roli tytułowej, ale przydałoby się odświeżenie tematu w nowych warunkach technologicznych kina.
Przechodzę do Polski Jagiellonów
Jak psu buda należy się film Jadwidze, świętej Kościoła Kat. To ona była Królem (nie Królową!) Polski, a nie jej podstarzały, ale jurny mąż Władysław Jagiełło. Święta, pobożna, cnotliwa i podobno zdolna, mądra polityczka, byłaby więc okazja do aluzji antygenderowych. To ona odzwyczajała mężulka od nałogu oddawania czci światowidom, swarożycom i innym bałwanom, co jako stary poganin miał we krwi. A nie ma jej nawet w „Krzyżakach” Aleksandra Forda, bo bitwa pod Grunwaldem zdarzyła się po jej śmierci. Co do samego Jagiełły to ponowne eksploatowanie Grunwaldu po Emilu Karewiczu nie ma sensu. Proponowałbym temat łączący historię z teraźniejszością. Oto para dziennikarzy śledczych w rodzaju Wojciecha Sumlińskiego i Anity Gargas próbuje dociec, dlaczego na polu bitwy grunwaldzkiej archeolodzy nie znaleźli najmniejszych jej śladów chemicznych w glebie, m.in. śladów ferrum (żelaza), mikroskopowych drobinek kości itp. Bitwy nie było, do cholery, czy była w innym miejscu? Jeśli nie było, to znaczy że Jagiełło miał dobre służby public relations, które stworzyły fakty dokonane. Z późniejszych Jagiellonów można by się przyjrzeć długiemu panowaniu Zygmunta I Starego („Zygmuntowskie czasy”). Co prawda Janusz Majewski nakręcił serial „Królowa Bona” (1980), ale poświęcony on jest włoskiej przybłędzie i trucicielce, żonie Zygmunta a jej polski małżonek pojawia się, z fizjonomią Zdzisława Kozienia, na drugim planie i to głównie w łóżku, już schorzały. Do czego to podobne? Tylko libertyn, esteta i koneser Majewski mógł to tak wymyśleć. Zygmunta Augusta trzeba omijać dużym, łukiem. Uparł się, seksualny egoista, jak osioł, przy bezpłodnej Barbarze Radziwiłłównie, a zamiast próbować, też, bez powodzenia z jakimiś niedowarzonymi Austriaczkami, powinien znaleźć do zapłodnienia jakaś miejscową, polską księżniczkę. I niech mi nikt nie mówi, że nie dałoby się. Chcieć to móc. Potrzeba jest matką wynalazku. To był stan wyższej konieczności. Dałby radę. A tak, swoim oślim uporem położył kres rodowi Jagiellonów. Poza tym to postać bardzo niewłaściwa ideologicznie, bo głosił poddanym: „Nie jestem królem waszych sumień”. No, po prostu horrendum. Ale można by zrobić film o tym, jak brak odpowiedzialności płciowej niszczy dynastie. W duchu moralnego niepokoju. O jego następcy, Francuzie Henryku Walezym (spolszczone Valois) szkoda nawet mówić. Po kilku miesiącach marznięcia na Wawelu oraz znoszenia pijaństwa i impertynencji Sarmatów, Henri czmychnął z Krakowa, unosząc do Paryża wątrobę w jakim takim stanie i umiejętność posługiwania się widelcem i nożem. Poza tym był gejem. Jednak robienie kostiumowego filmu antygejowskiego w scenerii XVI-wiecznego Wawelu, to byłby jednak nadmiar metafory. Warto rozważyć film o Stefanie Batorym. Pierwszy atut – Węgier, jak Orban. Drugi – krwawo rozprawił się z warcholską, totalną opozycją w osobie Samuela Zborowskiego. Powstał co prawda serial „Kanclerz” Ryszarda Bera o Janie Zamoyskim, gdzie ten wątek jest dokładnie pokazany, ale tematowi należy się nowoczesne ujęcie. Wazowie, to trudniejszy temat, złożony, niejednoznaczny.
Po pierwsze – to półszwedy
Zygmunt Trzeci, ten z warszawskiej kolumny, był z polskiej perspektywy szkodnikiem, ale z drugiej strony żarliwym, fanatycznym ultrakatolikiem, przyjacielem jezuitów. Co wybrać? Jego syn Władysław IV był podobno gościem wporzo i dobrym wojownikiem, ale w „Ogniem i mieczem” Jerzego Hoffmana jest o nim tylko wzmianka z okazji jego zgonu. Jan Kazimierz to z kolei znów postać dwoista. Z jednej strony dewot, ortodoksus, a nawet kardynał (tak, tak, to nie pomyłka). Z drugiej jednak zwycięzca pod Beresteczkiem, nad Kozakami, co może popsuć stosunki z Kijowem i jeszcze bardziej zjadowić Trzeci Sektor. Do tego niemożebny babiarz, klepiący kobitki wciąż świeże jako opat Saint-Germain w Paryżu. Dziś o rzut beretem są tam słynne, dziś kultowe kawiarnie egzystencjalistów, „Flore” i „De deux Magots” (kawa jedyne dwa euro). Wszystkie wspomniane jego wady wykpił Juliusz Słowacki w „Mazepie” Do tego dezerter, bo abdykował nie dając rady rządzić tym krajem. Z drugiej strony miał barwny żywot, jak z filmów gatunku płaszcza i szpady, w typie trzech muszkieterów, pościgi, romanse i odsiadka w słynnej twierdzy Vincennes pod Paryżem, najbardziej snobistycznym i celebryckim więzieniu Francji (siedzieli tu m.in. Henryk V Angielski, Denis Diderot, a omalże nie trafił to Wolter). Do erotyzującego serialu akcji Jan Kazimierz się więc nadaje, ale na wzór dla młodego pokolenia już nie bardzo. Nie lepiej jest z jego następcą, Michałem Korybutem Wiśniowieckim. Był to poliglota-idiota. Nie potrafił nic mądrego ani pomyśleć ani powiedzieć w żadnym z kilkunastu języków, którymi władał. Był jednak krańcowym dewotem i poszedł w ślady Jana Kazimierza powierzając na Jasnej Górze Rzeczpospolitą opiece Maryi. I może właśnie to mogłoby być tematem historyczno-religijnego filmu. Jego następca to gigant i temat podobnej wagi co Kazimierz Wielki. To Jan III Sobieski, „sławny wojennnik”, wierny mąż swojej żony Marysieńki, dobry katolik. Co prawda pojawia się w „Ojcu królowej” Wojciecha Solarza (1979), jako król, a w „Panu Wołodyjowskim” (1969) i w serialu „Czarne chmury” (1973) jako Pan Hetman Wielki, ale nigdy jako postać główna. A to przecież pogromca tureckiego państwa Islamskiego pod Wiedniem.
Temat tak bardzo na czasie jak zamki kazimierzowskie
Po nim nastali Sasy, Niemce, pludry, lutry. August II Mocny był co prawda mocny, ale mocą niemiecką, a nie naszą, rodzimą. Poza tym była to także moc seksualna, szeroko świadczona panno, o mężatkom. Nie tylko łamanie podków. Poza tym de facto jest o nim film „Hrabina Cosel” Jerzego Antczaka (1967). Jego syn August III jeszcze bardziej się nie nadaje na bohatera filmu, bo to był żarłok i psobójca. Nicość kompletna. O Stanisławie Auguście Poniatowskim nawet nie ma co mówić. Słabeusz, niemożliwy babiarz, singiel, libertyn, praktyczny ateista, dopuścił do ostatecznego rozbioru. Do tego kochanek Carycy Katarzyny Wielkiej, osoby nieznanej posłowi PiS Markowi Suskiemu, za to znajomej świadka Milewskiego, zeznającego przed komisją Jakiego. Słowem – nie nadaje się.
To tyle propozycji scenariuszowych odnośnie Polski królewskiej, tej z pocztu (poczetu?) Jana Matejki.
Odnośnie Polski pokrólewskiej – następnym razem.