– „trzy tysiące kontrrewolucjonistów”…
– „wywieźć półtora miliona na 2-3 lata”
Tekst zacząłem pisać z całkowicie inną koncepcją. Zmieniłem ją 22 listopada br., już podczas promocji książki „Zaklęty krąg” (Wyd. Studio Emka). Autorowi, Zbigniewowi Domino, na wstępie pragnę podziękować za jakże refleksyjną, pouczającą i do bólu, po ludzku dojmującą jej treść. Pisze o ludziach, rodzinach nie tylko polskich, wysiedlonych na Sybir. Pisze o powrocie do tamtych „kątów”, do wspomnień… zamykających pewien życiowy, rodzinny, losowy „krąg” (więcej czytali Państwo w tekście K. Lubczyńskiego, „Dziennik Trybuna” z 6-7 grudnia br.). W nieludzkich warunkach, na skutek ciężkiej, katorżniczej pracy, głodu, zimna i wycieńczenia tracili życie i zdrowie (podał przykład, iż Wojciech Jaruzelski wydostał się do armii Berlinga z porażeniem oczu, stąd ciemne okulary). Prowadzący „promocyjny wieczór”, m.in. Wydawca, Jacek Marciniak, z szacunkiem przypomnieli i nawiązywali do filmu „Syberiada”, oparty na motywach książki tegoż Autora, powstał dzięki wsparciu i przedsiębiorczości ministra Mirosława Słowińskiego. Wczucie się w tragizm życia tych wysiedleńców, Polaków z Litwy i Podola (książki są o nich), okrucieństwo jakiego zaznali – mimo okazywanej wówczas pomocy ze strony miejscowych Rosjan oraz wzajemnej samych zesłańców, nie odstępowało podczas promocji (nie tylko mnie) i często powraca, przywołało w pamięci rozmowy z gen. Wojciechem Jaruzelskim.
Nikomu nie trzeba wyjaśniać czym jest krzywda, zarówno w wymiarze ludzkim, jak i materialnym, przyrodniczym, często zastępowana określeniami szkoda, strata. Zważywszy na okres 36 lat jaki upływa od wprowadzenia stanu wojennego, na znaczącą ilość publikacji, opracowań, oficjalnych wystąpień, w tym procesu sądowego Generała i tzw. autorów, gdzie nie pozostawia się miejsca na refleksje, namysł nad ówczesnymi uwarunkowaniami, nad tragizmem, którego wielu nie doznało, a mogło oraz odpowiedzialnością za śmierć 16 osób w tamtym czasie (o tragedii w kopalni Wujek i losie internowanych napiszę w innym czasie). Zachęcam Czytelników do spojrzenia na „krzywdy” stanu wojennego, właśnie z perspektywy ich uniknięcia.
„No charaszo, nie wajdiom”
Stanisław Kania w grudniu 1980 r. – I Sekretarz KC PZPR, podczas narady I partii sekretarzy w Moskwie, odbył rozmowę w cztery oczy z Breżniewem. Mówi: „Zacząłem rozmowę bez żadnych wstępów odnoszących się do sytuacji, intencji, obaw czy prognoz. Uważałem, że nie jest to już potrzebne, że jasne jest wszystko. Powiedziałem, że wiemy o zamiarze interwencji, znana nam jest ogromna koncentracja wojsk i wystąpienie marszałka Wiktora Kulikowa o otwarcie naszych granic. Jeszcze raz podkreśliłem, że i my mamy surową ocenę tego, co dzieje się w Polsce, ale nic nie uzasadnia takiego kroku, jak interwencja. Trzeba się też liczyć – powiedziałem – z gwałtowną reakcją społeczną, wręcz powstaniem narodowym. Pójdą na czołgi młodzi chłopcy, jak w Powstaniu Warszawskim, z butelkami benzyny, popłynie morze krwi. Nawet gdyby przyszli do Polski sami aniołowie, to i tak muszą zostać krwawymi okupantami, i to na całe lata. Przypomniałem, że wrażliwość Polaków na suwerenność, na gwałcenie niepodległości nie ma równej w Europie. Wreszcie – interwencja sprawi, że w stosunkach między naszymi narodami przekreślone zostanie wszystko, co dotąd zbliżało, a więc i wspólnota walki z caratem, współdziałanie naszych ruchów rewolucyjnych i żywa pamięć o wspólnych walkach z hitleryzmem i zasługach Armii Radzieckiej w wyzwoleniu naszego kraju. Wróci wszystko, co tworzyło przepaść w stosunkach Polski z Rosją i Związkiem Radzieckim”. I dalej – „W odpowiedzi usłyszałem po chwili słowa, które chyba pozostaną we mnie na całe życie. Przytoczę je tak, jak brzmiały po rosyjsku: »No charaszo, nie wajdiom« i po pauzie: »A kak budiet usłażniatsia, wajdiom, wajdiom« I wreszcie: »No biez tiebia – nie wajdiom«. Leonid Breżniew dodał jeszcze coś o mojej osobistej odpowiedzialności. Rozmowa była zakończona. Rozstaliśmy się bez wymiany grzecznościowych słów, które zwykle padają przy pożegnaniach na tego typu spotkaniach” (S. Kania, „Zatrzymać konfrontację”, Wyd. BGW1991).
Proszę Czytelników o przeczytanie z namysłem, z uwagą, jeszcze raz ten fragment rozmowy. Zastanówcie się Państwo – zestawcie dwa fakty, historyczny, czyli Powstanie. Na kolanach należy wyrażać osobiste uczucia za bohaterstwo powstańców, za cierpienia jakich doznali oni i ludność cywilna Stolicy latem 1944 r. A kto spośród Państwa słyszał, czytał w „rządowej prasie” po 1989 r. o moralnej odpowiedzialności rządu londyńskiego, polityczno-wojskowego kierownictwa Powstania za śmierć prawie 200 tys. mieszkańców (ostatnio zweryfikowane dane mówią o 180 tys.) i ok. 5 tys. żołnierzy 1 AWP, idących im z pomocą. Jeszcze w 1947 r. znajdowano w piwnicach i gruzach budynków rozkładające się zwłoki, warto udać się na Cmentarz Wolski, w zadumie przeczytać „kamienne tablice”. Ten tragizm w 1980 r. pamiętali przedstawiciele kierownictwa partyjno-państwowego, a czy pamiętali o tym doświadczeniu działacze i przywódcy Solidarności, jakie stąd wyciągali wnioski, może ktoś wie? I drugi fakt – współczesny, lata 1980-1981. Argumentacja Stanisława Kani i inne racje sprawiły tylko „chwilowe odłożenie” decyzji o interwencji. Oto macie Państwo już dwóch „krzywdzicieli” – Breżniewa i Kanię. Obaj „pozbawili” Polskę i Polaków kilku setek tysięcy „bojowników” o „wolność”, oczywiście od „komunistycznej zarazy”. Uchowaj Boże, nie kpię, tylko próbuję wpisać się w dzisiejszą narrację „polityki historycznej”, jej rozumienia albo tępoty (jak kto woli) współczesnej historii i „głodu” nowych cierpiętników.
Gdybyście Państwo mieli trudności z wyrobieniem sobie własnego zadania o sile bólu, rozpaczy konkretnych ludzi, może osobiście znanych, poddaję pod rozwagę „argumentację” Zbigniewa Bujaka. Zeznając 25 kwietnia 1995 r. jako świadek przed Sejmową Komisją Odpowiedzialności Konstytucyjnej (czyli 12 lat po stanie wojennym – moje, G.Z) stwierdził, wręcz: „Nawet, gdyby nastąpiła interwencja sowiecka, to oczywiście byłaby ona złem. Lecz, czy oznaczałoby to koniec państwa, koniec narodu? Nie takie rzeczy narody przeżyły”. I dalej – „czy po 1956 r. zniknął naród węgierski i państwo węgierskie? Nie, nie zniknęło. Czy po 1968 r. zniknęła Czechosłowacja?”. Prawda, że proste to jak konstrukcja cepa.
„Trzy tysiące kontrrewolucjonistów”…
Niektórzy z Państwa mogli przeczytać w różnych tekstach prawoskrętnych uczonych o tzw. „interwencji na zaproszenie”. Skrótowo mówiąc, podejmowano zabiegi, by wykazać, że Generał „czynił starania” o taką interwencję, ale radzieccy i sąsiedzi z południa i zachodu oczywiście „stanowczo odmówili”. Inny kierunek myślenia jest taki – gdyby stan wojenny nie powiódł się, wówczas nastąpiłaby interwencja. W kontekście „interwencji na zaproszenie”, nie sposób pominąć informację podaną w „The Mitrokhin Archive” (str.682): „W czerwcu grupa dziewięciu polskich generałów zwróciła się do KGB z planem usunięcia Jaruzelskiego z uwagi na jego niechęć wprowadzenia stanu wojennego i zastąpienia go przez nowego ministra obrony (prawdopodobnie jeden ze spiskowców), który by aresztował pozostałych członków rządu, przejął kontrolę nad strategicznymi punktami, zatrzymał do trzech tysięcy kontrrewolucjonistów, których deportowano by gdzieś do Bloku Radzieckiego… Następnie »zespół akcji« pod kierownictwem ministra obrony »zaapelowałby do reszty Bloku Radzieckiego« o pomoc wojskową, aby bronić socjalizmu w PRL”.
I co Państwo o tym myślą? Była okazja, zbliżał się VIII Zjazd PZPR (lipiec 1981), tzw. beton partyjny czynił znane zabiegi, by odsunąć od władzy Stanisława Kanię, a tym samym tandem Kania-Jaruzelski. Znowu „krzywdziciel” Breżniew i radzieccy, „pozbawili” 3000 naszych, pięknego „zwiedzenia Bloku Radzieckiego” i to na jego koszt! A ile straciła przez to „polityka historyczna”, brak tablic, kamieni wspomnień itp. bo przecież ich cierpieniami i ich rodzin kto chciałby zakłócać „taką sielankę”. A może w chwili wolnego czasu zechcieliby Państwo sporządzić listę tych niedoszłych „turystów”, najpoważniej proszę nie umieszczajcie prof. Karola Modzelewskiego (warto poznać Jego życiorys w 80 rocznicę Urodzin, Przegląd nr 47 z br.), Józefa Piniora, Władysława Frasyniuka, Andrzeja Celińskiego, Janusza Onyszkiewicza, którzy rozumnym krytycyzmem uwarunkowań lat 1980-81 starają się wyjaśnić złożoność sytuacji Polski i dostrzegać destrukcyjną wówczas rolę Solidarności. A może takim pomysłem zaszczepić uczonych IPN, ku pamięci przyszłych pokoleń.
Krótko przed wspomnianym Zjazdem Partii, Jana Chylińskiego, ambasadora PRL w Bonn, członek KC (syn Bieruta) – odwiedził ambasador ZSRR i prosił o przekazanie takiej informacji „odpowiedzialnym członkom kierownictwa partii i rządu, że kierownictwo radzieckie oczekuje zdecydowanych i pilnych działań w walce z kontrrewolucyjną Solidarnością. Wasze niezdecydowanie a nawet oczekiwanie, że przed takim zagrożeniem uchroni was radziecka pomoc, są nierealne. W istniejącej sytuacji międzynarodowej, jeśli tego kryzysu sami nie rozwiążecie, czeka was nieuchronna wojna domowa lub typowe dla Polaków powstanie. Możliwe, że zginie w niej od 300 do 500 tysięcy waszych obywateli. Wtedy i wy i Zachód poprosicie nas o interwencję i przywrócenie w Polsce spokoju”. (Józef Czyrek. Rozmowy z synem, Wyd. A. Marszałek, Toruń 2012)
„A na drzewach zamiast liści”…
Podczas posiedzenia Komisji Krajowej Solidarności w Radomiu (3-4 grudnia 1981), pojawiło się hasło – zawołanie, „A na drzewach, zamiast liści, będą wisieć komuniści” (znam ludzi, którzy twierdzą, iż krążyło dużo wcześniej). Dowodzić jego głupoty, wydaje się dziś także głupotą, gdy wtedy rządza krwi, siłowej rozprawy z władzą dominowała, głównie wśród członków kierownictwa Solidarności. Bogdan Borusewicz w książce „Konspira” (zapis z 11 października 1983 roku) m.in. mówi: „Kwitł kult wodzostwa. Najpierw wódz najwyższy – Wałęsa, którego nie można było krytykować, potem wodzowie w każdym województwie, niemal w każdym zakładzie… Powstało w »Solidarności« skrzydło porównywalne tylko z »Grunwaldem« czy »Rzeczywistością«. Różnicę widziałem tylko jedną – stosunek do komunizmu. »Prawdziwi Polacy« z »Solidarności« też reprezentowali ideologię totalitarną,, tylko w kolorze innym niż czerwony. Co dziwniejsze – skrzydło to wywarło duże wpływy wśród robotników… Nastąpił amok. Przestano myśleć kategoriami politycznymi, a zaczęto mistycznymi – że jak się powie słowo, to stanie się ono ciałem, czyli jak powiemy »oddajcie władzę«, to władza znajdzie się w naszych rękach”. Z kolei Bogdan Lis– w relacji z 1 stycznia 1984r (jest w książce pt. „Konspira”) m.in., mówi: „Panowało u nas poczucie komfortu psychicznego, iż praktycznie nic nam nie grozi. Główną słabość Solidarności, szczególnie pod koniec 1981roku, widziałbym w bufonadzie działaczy, często szczebla zakładowego. Nie dotyczy to może większości, ale ton nadawali ci, którzy potrafili głośno mówić i w odpowiednim momencie bić pięścią w stół”. Solidarność posługując się często nienawiścią jako spoiwem emocjonalnym, wzywała do strajków przeciwko rządowi PRL, przeciwko władzy. Bez cienia wstydu posługiwano się kłamstwem i pomówieniem. Do zaproponowania Polsce i Polakom były tylko nie kończące się żądania socjalne i obalenie władzy. Kto z Państwa pamięta taką wypowiedź Władysława Frasyniuka: „Marzą się nam zaszczyty poselskie. Rulewski zostawia władzom alternatywę – albo staniecie do walki i wam przypieprzymy, a jak stchórzycie i nie staniecie, to i tak wam dopieprzymy”. I co – nie spełniły się te „zaszczyty”. Fakt, wtedy „stchórzyli”, ale historia nie „zapomina” takich „błędów”. Kto z Państwa może powiedzieć, że przewidywał, iż wróci znowelizowaną formą w 2017 r. Zamiast „liści i komunistów” mieliśmy szubienicę w Katowicach z nazwiskami 6 europosłów: podaję za „GW” z 27 listopada br. Michał Boni, Danuta Hubner, Danuta Jałowiecka, Barbara Kudrycka, Julia Pitera, Róża Thun. Pod ich adresem padło – „zdrajcy”. A co Państwo myślą o tym słowie, które weszło do codziennego obiegu języka politycznego, o szubienicy? Czy to nie dowód zdziczenia „polskiego rodzaju ludzkiego”, efekt „polityki historycznej”. Jakie jeszcze bezeceństwa, draństwa muszą być uczynione, wywrzaskiwane na polskich ulicach i „wygadywane” w mediach, co jeszcze powinno się stać by Polacy wreszcie otrzeźwieli? Czy wtedy nie będzie za późno, czy Bóg – Ojciec jeszcze raz dopuści do władzy „takich tchórzy” jak w 1981 r.?
„Śmierć spaceruje po chodniku”
Ryszard Reiff (książka „Czas Solidarności”, Editio Spotkania, Paryż 1988) napisał: – „11 grudnia w godzinach rannych złożył mi wizytę w moim gabinecie w PAX-ie, z ramienia Solidarności Zbigniew Romaszewski, zapraszając mnie, jako jednego z mówców na wiec, który planowano w dniu 17 grudnia o godzinie szesnastej na Placu defilad. Gdy dowiedziałem się, że to wszystko ma odbyć się o tej porze i w tym miejscu, zaprotestowałem przeciwko takiej lekkomyślności. Wielkie tłumy w ciemności – mówiłem (grudzień, godzina szesnasta), to zachęta do prowokacji. Zaplanowanej lub nie, czy przypadkowego tumultu, który wywoła panikę i może spowodować nawet śmiertelne wypadki. Jedna petarda, jeden pojemnik z gazem łzawiącym i sytuacja wymknie się spod kontroli”. Takie okoliczności Lech Mażewski ocenia porażająco dobitnie – „gdy tłumy wychodzą na ulicę, śmierć spaceruje po chodniku”. Tym razem w roli ewidentnych „krzywdzicieli” wystąpiła Rada Państwa, wprowadzając stan wojenny i gen. Wojciech Jaruzelski, ogłaszając tę decyzję.
Pomyślcie Państwo – jakże jest ona brzemienna w skutki, szczególnie dziś, w 2017 r. Gdyby manifestacja uliczna w Stolicy (liczono, że weźmie udział 100 – 300 tys.) 17 grudnia przerodziła się w uliczne walki, może wtedy udałoby się przynajmniej podpalić, uszkodzić, jeśli nie zburzyć Pałac Kultury i Nauki. A tak, przez 36 lat ciężko kaleczy „oczęta patriotów”, które na jego widok nie jednemu się „czerwienią”. Do tego jest on „siedliskiem” wszelakiego „zła”. Czy przez te 50 lat jego „stania”, zdarzyło się w nim coś znośnego? Stach pomyśleć czy coś dobrego (zachęcam do przeczytania Przeglądu nr 48 z br.).
„Wywieźć półtora miliona na 2-3 lata”
Wspomniany prof. Ryszard Reiff, który w nocy 12-13 grudnia był przeciw decyzji o stanie wojennym, z biegiem czasu zmieniał – nie tylko on – optykę widzenia stanu wojennego. Na posiedzeniu Sejmowej Komisji Odpowiedzialności Konstytucyjnej, 22 września 1992 r., m.in. zeznał – „Natomiast wiadomo, co znaczy wkroczenie wojsk radzieckich do Polski. To znaczy ogromna ilość cierpień, to ogromna liczba wywózek, tak jak z małego węgierskiego kraiku, gdzie zginęło 60 tys. osób, ale 300 tys. było wywiezionych. Tu trzeba byłoby wywieźć z półtora miliona na 2-3 lata. Do czasu, zanim nowa władza okrzepłaby i można byłoby dawkami tych ludzi zwracać”.
Znacie Państwo taką wagę i takiego historyka IPN, który chciałby to zrozumieć, wyważyć, porównać? Niech dziś za komentarz posłuży Państwu ta konstatacja Joanna Rawik – „Śmierć straciła swój majestat, spowszedniała. Tym samym człowiek także stał się mniej ważny, z wyjątkiem gwiazd oraz miliarderów. I cóż z tych okrzyczanych wolności i swobód, skoro nie liczy się człowiek”.
Zapewne niejeden Czytelnik, który to przeczyta, pomyśli, że wypisałem te brednie będąc pod wpływem narkotyku, że to moje kretyńskie wyobrażenia, że „na siłę” chcę ośmieszyć ekstremę Solidarności, że obrażam inteligencję Czytelnika. Nic podobnego. Proponuję, by Czytelnicy zapytali działaczy Solidarności, historyków IPN jak oni wyobrażali sobie wtedy, w 1980-81 r. porozumienie się z Solidarnością przez partię i rząd, personalnie przez Stanisława Kanię i gen. Wojciecha Jaruzelskiego. Cóż, trzeba będzie włożyć pewien wysiłek intelektualny by nie dać sobie wmówić banałów, bałamutnych tez i „konstrukcji myślowych” oraz zrozumieć racjonalność ich wywodów, wpływ sąsiadów. Zachęcam wszystkich do przeczytania książki „Niszczący dualizm”. Jej autor, Lech Mażewski dokonuje wnikliwej oceny działalności Solidarności przed stanem wojennym.
Polska tradycja wigilijna i noworoczna
Zapewne wielu z Państwa pamięta wigilijny wieczór 1981 r., nastrój ciszy i powagi, świeca zapalona w oknie Watykanu, zgoda władz na pasterkę, mimo ograniczeń wojennego stanu; rozmowy w rodzinnym gronie i nie kończące się pytania o spokojne jutro, przyszłość naszych rodzin, naszego kraju. Upływa już 36 lat od tamtej wigilii. Jest naszą tradycją, by tego wieczoru na stole postawić pusty talerz. – dla nie znanego nam przybysza. Zachęcam Państwa do refleksji o ludziach, którym władza w tym roku obniżyła emerytury, stawiając ich na granicy ubóstwa, upokarzając za wyimaginowane winy. Co możemy dla nich uczynić – udać się znanych nam miejsc zbierania 100 tys. podpisów (pisałem w „Liście do Prymasa Polski”, T z 17-19 listopada br., i złożyć swój podpis. Niech będzie wyrazem naszego pojęcia Świąt Bożego Narodzenia – dla wielu w duchu katolickim – dla wielu humanistycznym. Tego osobistego sukcesu Państwu Czytelnikom życzę, każdej Rodzinie na polskiej ziemi. Dla nas wszystkich, indywidualnie i zbiorowo, wspólną wartością jest życie, jedno jedyne.
Natomiast z okazji Nowego Roku 2018, życzę Państwu głębokiego namysłu nad dniem dzisiejszym i jutrzejszym naszej Ojczyzny. Co możemy w Niej zrobić dla siebie, a co dać Jej od siebie abyśmy byli w Niej po ludzku szczęśliwi, a Ona naszą jedyną, najlepszą Matką. Zastanówmy się, kogo będziemy słuchać w samorządowej kampanii wyborczej, jakie wartości bronić i promować. Pamiętajmy – za nasze czyny lub zaniechania odpowiadamy sami przed sobą. Może w Państwa rozważaniach przydatnym okaże się fragment wiersza i oparte na jego kanwie refleksje dwóch Wielkich Polaków.
***
Juliusz Słowacki
Szli krzycząc: Polska!, Polska! Wtem jednego razu;
Chcąc krzyczeć zapomnieli na ustach wyrazu;
Pewni jednak, że Pan Bóg do synów się przyzna;
Szli dalej krzycząc: Boże! Ojczyzna! Ojczyzna!
Wtem Bóg z Mojżeszowego pokazał się krzaka,
Spojrzał na te krzyczące i zapytał: Jaka?”
***
Odpowiedź dziś krzyczącym: „św. Janie Pawle II…”
Że Polska od dziejów zarania
Jest NASZĄ „Ojczyzną trudnego wyzwania”
Że Polak ma być „odpowiedzialny za słowa”… za czyny
Za życie „człowieka każdego”… „ każdej rodziny”
Żeby „poświęcał swój talent dla dobra wspólnego”
Żeby „miłował Boga”, jak Polaka – „brata swego”
Że „Opatrzność zesłała nam Gorbaczowa”
Żeby spokojnie dokonała się zmiana ustrojowa
Żeby „ani jedna kropla krwi” nie padła na polską ulicę
A co teraz widzisz – w Katowicach szubienicę
Czy Ciebie, święty Janie Pawle boleśnie nie smucą
Milczące przykłady biskupów, co nienawiści uczą?
***
Odpowiedź krzyczącym: „Panie Generale Wojciechu Jaruzelski…”
Że zasadą było w Wojsku, którym przez lata dowodziłeś
I w Polsce, tej – której na wielu stanowiskach służyłeś
Że „nie ma miejsca dla ludzi o sercach kamiennych”
Tak w sprawach wielkich, jak i tych, codziennych
Że „rachunek sumienia od siebie zaczynać trzeba”
Że„nigdy nie było” Polski „absolutnego zła” i „powszechnego dobra”
Nie dzieliłeś Polaków na „władzy hordy diabelskie”
Nie patrzyłeś na Solidarność jako „hufce anielskie”
Za stan wojenny „ z nikim nie dzieliłeś się odpowiedzialnością”
Obelgi i oskarżenia znosiłeś z pokorną cierpliwością
By „nie dotknęły tych, co uczciwie żyli i pracowali”
Co na swój sposób, jak rozumieli – tak Ojczyznę kochali
Z Twojej myśli Generale, z Gorbaczowa poręki
Stanął pomnik tym, co na Syberii przeżywali męki
Obaj Wielcy Polacy – powiedzcież nam razem
Kiedy w Polsce, za Waszym przykładem,
Przy jakiej pogodzie, o jakiej historycznej porze
Polak z Polakiem „mądrze różnić się” może.
***